tag:blogger.com,1999:blog-7210875617837472032024-03-13T16:28:56.909+01:00Proszę...zgaś światło. Boję się go bardziej niż ciemności.Nazywam się Nadzieja... Nie wiem czy mam kochać swoje imię czy go nienawidzić ? Los całe życie na przemian dawał mi nadzieję i zabierał wszystko łącznie z nią. Czasem mam wrażenie, że bardziej powinnam mieć na imię Nieszczęście. Od zawsze gdy tylko łapałam odrobinę, cienki promyk słońca, przychodziły burzowe chmury. Czy to możliwe, że mi się uda??
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.comBlogger23125tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-54676516168018403112016-07-12T23:09:00.001+02:002016-07-12T23:09:25.179+02:00Zmiany!Witam ponownie,<br />
<br />
pewnie myśleliście, że znikłam na zawsze. Przez pewien czas sama tak myślałam,ale nie piszę teraz żeby się pożalić na niesamowity brak weny, który mnie ogarnął. Nie chcęteż mówić co go spowodowało. Zycie, po prostu życie.<br />
Teraz może zajmę się dobrymi nowinami.<br />
Wena wróciła!<br />
Już dawno mówiłam o tym, że chcę poprawić to opowiadanie. Tak też zrobiłam. Przychodzę do was dzisiaj z nowym wstępem. Jest jednak jeden haczyk. Przeniosłam się na wattpad.<br />
<b><span style="font-size: large;"><a href="https://www.wattpad.com/story/77700522-nazywam-si%C4%99-nadzieja" target="_blank">Nazywam się Nadzieja.</a></span></b><br />
Przyszłam żeby zaprosić was na nowy początek.<br />
Czułam jakby wszystko co wcześniej napisałam było nie dość dobre. Mam nadzieję, że uda mi się to teraz zmienić.<br />
Bardzo bym chciała żebyście do mnie dołączyli na wattpadzie, bo bez was to opowiadanie nigdy nie ruszyło by z miejsca.<br />
<b>Jakby ktoś chciał rzucić mi jakiś dobry pomysł to śmiało, piszcie w komentarzach lub na google+, zawsze odpisuję.</b><br />
<br />
Pozdrawiam was kochani,<br />
<br />
AstraothiaAstraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-19077451458243426312016-03-26T15:54:00.001+01:002016-03-26T15:54:16.031+01:0019. Skąd? Ooo... A co my tu mamy? Post po tak długiej przerwie? Nie możliwe. Long story short- Życie stanęło mi na głowie. Wybaczcie. Staram się dalej pisać. Nie będą to długie rozdziały ani wyczerpujące psychologicznie, ale chciała bym skończyć tą historię choćby dla siebie. Odezwijcie się jeśli jeszcze ktoś tu jest . ;) Nie naprawiłam swojej ortografii i interpunkcji pewnie, radzę się do niej przyzwyczaić bo żadnej Bety raczej nie znajdę. No to miłego czytania.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></b></div>
<br />
<br />
<br />
No więc wszyscy już chyba się połapali, że nie jestem zbyt miła... No cóż... Miało być pięknie- nowi znajomi, przyjaźń... No ale przecież ja to ja, musiałam coś zjebać. Przy stoliku zrobiło się niezręcznie. Szukałam wzrokiem wsparcia u każdego po kolei, ale wszyscy postanowili nagle popatrzeć w stół albo na ściany. Już chyba wiem jaką pozycję w grupie ma ta dziewczyna. Pierwsza do kłótni, zawsze w stanie się odgryźć, mało słodka, uszczypliwa i łatwo ją rozdrażnić. Moi nowo poznani znajomi postanowili wyrzucić mnie na ring. Widocznie wszyscy wiedzą, że lepiej nie zaczynać z nią kłótni. Ktoś mógł mnie chociaż szturchnąć!<br />
<div>
<br /></div>
<div>
<i>Dziękuję przyjaciele. Serdeczne dzięki!</i></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nie pozostało mi nic poza udawaniem, że jestem jeszcze gorsza w obyciu niż ona. Twardym trzeba być. Po sekundzie słabości spojrzałam na nią z lekko uniesionymi brwiami.</div>
<div>
- Ugryzłaś się w język z wrażenia?</div>
<div>
Jej twarz wyrażała czysty szok. Szok, że ktoś odważył się jej odszczeknąć? Może. Nie wiem. Mam taką nadzieję. Po chwili jednak jej szok zastąpił szeroki uśmiech.<br />
<i><br /></i>
<i>Co się dzieje?!</i><br />
<br />
Zdezorientowana ścisnęłam brwi i odsunęłam się trochę żeby sprawdzić czy po prostu z bliska mi się tylko nie wydawało, że się uśmiecha. Ale nie wydawało mi się, z daleka także się uśmiechała. A ja dalej się dziwiłam.</div>
<div>
- Ej... Możesz nie być taka zła! Przepraszam. Między nami w porządku? - zapytała i wyciągnęła do mnie rękę.</div>
<div>
Zaśmiałam się krótko.</div>
<div>
- Nie ma opcji. - spojrzałam na nią srogo po czym wybuchłam śmiechem - Wszystko dobrze. Tak się tylko droczę. - Uścisnęłam jej dłoń.<br />
To było dziwne, ale jeszcze dziwniejsze jest to jak dobrze odnajduję się wśród tych ludzi. Przez całe życie byłam raczej tą samotniczką na uboczu, nie palącą się do znalezienia przyjaźni. Zawsze bałam się, że gdy kogoś obdarzę jakimkolwiek uczuciem, ten ktoś odejdzie. Nie miejcie mnie za wariatkę. Tak po prostu bywało już wcześniej, i chyba nie była bym gotowa na następne straty.<br />
Wewnątrz mnie obudziło się nagle TO uczucie. Ten strach, że zaraz wszystko stracę. Zabolało serce. W płucach brakuje powietrza.<br />
- Muszę wyjść! - powiedziałam stanowczo niemalże wyskakując ze swojego miejsca za stolikiem.<br />
- Nad! Coś się stało?! - Zobaczyłam przestraszony wzrok Otylii.<br />
Pokręciłam głową i zaczęłam się przepychać do wyjścia. Gdy w końcu przedarłam się przedarłam się przez masę ludzkich ciał jaka wrzała wewnątrz wypadłam na ulicę. Oparłam się o ścianę tuż przy wejściu. Powiew zimnego wiatru przypomniał mi, że moja kurtka i cała reszta rzeczy została w środku- czyli nici z ucieczki. Wzięłam kilka głębokich oddechów kuląc się pod ścianę. Zamknęłam oczy a gdy je otworzyłam na chodniku stałą para męskich butów. To znaczy- nie same buty, cały mężczyzna też był do nich przyczepiony, ale dostrzegłam go dopiero chwilę później gdy podniosłam głowę.<br />
- Co ty tutaj robisz? - Spojrzał na mnie z konsternacją wymalowaną na twarzy.<br />
- Jak to co? Gwiazdy sobie kurwa liczę. - fuknęłam rozwścieczona treścią jego pytania.<br />
Co w tym takiego dziwnego? Ja nie nadaję się żeby iść do baru? Nie jestem normalnym człowiekiem?<br />
<br />
<i>Nie jesteś.</i><br />
<i><br /></i>
<i>Oh, zamknij się!</i><br />
<br />
Nic nie powiedział tylko wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę papierosów, wyciągnął jednego i wsadził sobie do ust. Mimowolnie uniosłam jedną brew, przyglądając mu się sceptycznie.<br />
- No co? Też jestem człowiekiem. Skoro ty możesz chodzić do tej speluny, to ja mogę palić jak smok. - Uśmiechnął się kącikiem ust i odpalił papierosa.<br />
- Punkt dla ciebie. A ty co robisz w tej spelunie?<br />
- To co ty.<br />
- Oj raczej wątpię.<br />
- W sumie ja też w to wątpię.<br />
- Hm? - Spojrzałam na niego próbując rozgryźć co ma na myśli, ale nic z tego. On też nie wyglądał jakby był chętny mi odpowiedzieć.<br />
- Chcesz? - Wyciągnął w moim kierunku paczkę.<br />
- Nie ma mowy! To nie zdrowe i...<br />
- Ponoć uspokajają... - Potrząsnął otwartą paczką przed moją twarzą.<br />
- Ugh! - Zamachnęłam się i z otwartej dłoni uderzyłam w jego wyciągniętą rękę. - Nie.<br />
Spojrzał na mnie nieco wkurzony, ale stałam twardo. Wpatrywaliśmy się w siebie tak przez dobre kilka minut próbując wygrać. W końcu schylił się i podniósł pudełko po czym je schował,<br />
<i><br /></i>
<i> Wygrałam!</i><br />
<i><br /></i>
Odwrócił się ode mnie i wszedł do wypchanego ludźmi pubu.<br />
Gonić go nie będę, więc jeśli przeszło to komuś przez myśl to przepraszam, ale nie ma opcji. Nie i koniec kropka. Nie.<br />
<br />
<i> Ugh... No dobra!</i><br />
<br />
Wepchnęłam się do środka. Gorąc oblepił mi twarz jak para wodna, ale nie tylko to poczułam na wejściu. Czyjeś ręce oplotły mnie w pasie i poczułam jak ktoś ciągnie mnie w tył. Zanim zdążyłam krzyknąć albo jakkolwiek zareagować, przycisnął mnie do siebie. Zaczęłam wyrywać się z całej siły. Uniósł mnie nad ziemie i obrócił przodem do siebie. Zanim zamachnęłam się żeby wymierzyć temu komuś pięścią w twarz podniosłam wzrok na jego twarz.<br />
W słabym świetle nadal było widać różnicę pomiędzy jego dwoma tęczówkami. Ręka opadła mi bezwiednie wzdłuż ciała. Uśmiechał się szeroko najwidoczniej zadowolony z mojej reakcji i przyciągnął do siebie tak, że stykaliśmy się większą powierzchnią ciała. Poczułam jak z mojej twarzy w jednej chwili odpływa cała krew i patrzę się na niego zdziwiona,a potem zalewa mnie fala gorąca.<br />
<br />
<i>Jakby tu już nie było dostatecznie gorąco...</i><br />
<br />
- Tą piąstką i tak nie wyrządziła byś zbyt wielkich szkód.- powiedział nachylając się nade mną.<br />
Gdy już myślałam, ze bardziej gorąco być mi nie może to temperatura podwyższyła się jeszcze o milion stopni gdy poczułam jego usta przy swoim uchu. Wstyd mi, że muszę to napisać, ale w moim brzuchu nagle jakby coś zadrgało. Motyle w brzuchu? Chcielibyście... To jest całe zoo w brzuchu.<br />
- Skąd wiedziałeś, że za tobą pójdę?<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-91310678560857278142015-08-28T02:24:00.003+02:002016-01-04T00:42:42.921+01:0018. Ojojoj...Cześć wam! Dzisiaj przenoszę notkę "od autora" do góry, może nawet zostanie tu na dłużej. Co o tym myślicie? Spokojnie, pod moją gadaniną <b>jest rozdział</b>. :)<br />
Przepraszam, że tak długo nic nie dodaję. Trochę mam zamęt. Rozpoczęcie studiów, łykanie tych głupich cukrzycowych tabletek... No, że tak powiem- śmiesznie jest. Wracając do opowiadania- strasznie mi głupio. Tym bardziej, że nie wstawiam nic ponad normę. Miało być więcej ale nie chciałam żebyście musieli czekać do śmierci. Mam nadzieję, że następny pojawi się szybciej, ale nic nie mogę obiecać. :(<br />
A teraz czytajcie! Widzimy się w komentarzach. ;)<br />
<br />
Astka<br />
<br />
*********************************************************************************<br />
<br />
<br />
<br />
Jeśli przed chwilą byłam spięta to nie wiem jak nazwać mój aktualny stan. Waham się pomiędzy "zaraz zwymiotuję" a "nie mogę oddychać". Adrian bez żadnego skrępowania cały czas obejmuje mnie przyciskając mocno do siebie. Ja standardowo jestem czerwona i sztywna. No nie całkowicie sztywna, moje nogi, na przekór reszcie ciała są jak z waty. Pewność siebie? A co to jest? Wyluzować się? Nie rozumiem o co chodzi...<br />
Tłum w okół nas żwawo podskakiwał do rytmu głośnej muzyki. Nie mogę wyjść z podziwu jak ta knajpa mogła się nagle stać imprezownią numer jeden w tym mieście. Co chwilę ktoś nas szturchał i popychał. Nikomu nawet nie przyszło do głowy żeby zrobić nam przejście. Zawsze imprezy tak wyglądają? Ale szajs...<br />
<br />
<i>Ehh... Będą siniaki...</i><br />
<i><br /></i>
Przez chwilę wydawało mi się, że dostrzegłam jakąś znajomą twarz, ale zanim zdążyłam się przyjrzeć rozpłynęła się w czerwonym świetle i tłumie innych twarzy.<br />
<br />
<i>Dziwne... Wydawało mi się...</i><br />
<i><br /></i>
- No to jesteśmy! Halo! Ziemia do Nad! - Adrian potrząsnął mną lekko. Szybko odwróciłam się w jego stronę. Nawet nie zauważyłam, że cały czas wgapiałam się w miejsce, w którym zauważyłam tą jakby znajomą postać.<br />
Przeszły mnie dreszcze, zatrzęsłam się lekko, ale wcisnęłam na twarz uśmiech.<br />
- Już, już jestem! - Zrzuciłam wzrok z chłopaka na stolik przed, którym staliśmy.<br />
<br />
<i> Raz, dwa, trzy... pięć...</i><br />
<br />
Łącznie dziesięć osób. Stolik znajdował się w kącie, który można by nazwać zacisznym, jeśli oczywiście było by w nim cicho, ale nie jest. Tak jak wszędzie jest tu głośno i ciemno.<br />
- Ekhem kurwa! - Adrian ryknął do stolika żeby zwrócili na nas uwagę.<br />
- O cholera! Jesteście!<br />
Dziewczyna która siedziała z brzegu poderwała się z miejsca i rzuciła mi na szyję. Miała długie jasne, niemalże białe włosy. Nic więcej poza tym, że jest niską blondynką nie mogę stwierdzić. To cholerne światło... a raczej jego brak, doprowadza mnie do szału.<br />
- Jestem Natalia! - Wyciągnęła do mnie rękę, którą niepewnie uścisnęłam, po czym znowu ona zaczęła mnie ściskać... mocno ściskać. To nie tak, że marudzę! Oj no może tak to brzmi, ale tak naprawdę się cieszę. Dziewczyna emanuje radością i jakimś takim dziwnym ciepłem. Można powiedzieć, że już ją lubię. W przeciwieństwie do drugiej blondynki przy stoliku wygląda na miłą. Ta druga siedzi wciśnięta w kąt między chłopakami i jest nimi za bardzo zajęta żeby chociaż na mnie spojrzeć. Odwróciłam od niej wzrok i uśmiechnęłam się szeroko do Natalii.<br />
- Naprawdę się cieszę, że mogę cię poznać! - Wydarłam się żeby przekrzyczeć hałas. Dziewczyna radośnie pokiwała głową i odwróciła się w stronę stolika.<br />
- Dan! Chłopaki, wstawajcie! Dajcie ją do środka to będzie jej raźniej!<br />
<br />
<i>No na pewno! Ja sobie chętnie posiedzę w kącie, albo z brzegu, albo nawet w toalecie...</i><br />
<i><br /></i>
Jak rozkazała tak się stało. Jeden z nich, niski, ale nadal przystojny podszedł do mnie z szerokim uśmiechem.<br />
- Fajnie, że jesteś! - Wykrzyczał, co oczywiście ja ledwo usłyszałam po czym objął mnie przyjacielsko ramieniem.<br />
- Też się cieszę.- nie wykrzyczałam tego do nikogo, to powiedziałam tylko sobie.<br />
Czekajcie... Czy ja nazwałam go niskim?! Zabrzmiało jakbym ja była wysoka. Chyba mi ego urosło po tej przemianie, którą ufundowała mi Otylia.<br />
Posadziłam tyłek na drewnianej ławce i przesunęłam się tak żeby jeszcze oni się zmieścili. Odwróciłam się w prawo.<br />
<br />
<i>Cholera...</i><br />
<i><br /></i>
Obok mnie siedziała oczywiście <b>ta </b>blondynka.<br />
<br />
<i>Nie oceniaj jej! Może jest miła? </i><br />
<i><br /></i>
Z trudem przełknęłam ślinę po czym wyciągnęłam do niej rękę.<br />
- Jestem Nad. - na twarz wcisnęłam lekko niepewny uśmiech.<br />
- Ta... Super... - Spojrzała na, moją dłoń jakbym podsuwała jej coś obrzydliwego pod nos. Uniosła jedną brew w górę po czym spojrzała na mnie i wywróciła oczami.<br />
Moja mina momentalnie zrzedła. Niemal poczułam jak mój uśmiech spływa mi z twarzy.<br />
- No super, super... - mruknęłam.<br />
Reszta skończyła się właśnie przesiadać i mościć na nowo. Adrian który siedział na przeciwko mnie uśmiechnął się zawadiacko przez co po moim kręgosłupie przeszły dreszcze.<br />
Nie, nie zakochałam się. Już słyszę te wasze durne komentarze: "Jaka słodka para!". Nie. Zakochiwanie się nie jest takie cholera łatwe.<br />
<br />
<i>Poza tym nie można zakochać się w dwóch osobach na raz...</i><br />
<i><br /></i>
O czym ja do cholery myślę?! Cholera... Cholera!<br />
- Oti zdążyła nam trochę o tobie poopowiadać. Chyba się nie złościsz, nie? - Uśmieszek przeszedł w szeroki wyszczerz.<br />
<div>
- O ile to były miłe rzeczy to się nie złoszczę.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<i>Dobrze! Udał ci się żarcik! Tak dalej Nad! Barwo! </i></div>
<div>
<br />
- Tak w ogóle to jestem Karolina. - Dziewczyna siedząca obok Adriana wyciągnęła do mnie rękę przez stół. Wyciągnęłam się i lekko ją uścisnęłam.<br />
- A ja jestem Nataniel. - blondyn obok mnie uśmiechnął się miło co oczywiście odwzajemniłam. Przechyliłam się lekko w jego stronę tak żeby nikt poza nami nie usłyszał tego co chciałam powiedzieć.<br />
- A ta koło mnie? - Chłopak spojrzał na mnie zbity z tropu. Dyskretnie pod stołem wskazałam na siedząca obok mnie dziewczynę. Trybiki w jego głowie zaskoczyły. Wybuchł śmiechem i zmierzwił mi włosy. Zburaczyłam się.<br />
<br />
<i>Powiedziałam coś zabawnego?</i><br />
<i><br /></i>
- To Patrycja. Z reguły jest milsza, ale dzisiaj gryzie, lepiej nie wyciągaj do niej reki.<br />
- Słyszę cię baranie! - Warknęła na Nataniela prawie wchodząc mi na kolana.<br />
- Poza tym to moja siostra. - Uśmiechnął się do niej miło.<br />
- Siostra? Nie jesteście w ogóle podobni... Po pierwsze ty jesteś miły a ona...<br />
- Ciebie idiotko też słyszę!<br />
Przez chwilę byłam zbita z tropu i chciałam się zapaść pod ziemie. Sytuacja zrobiła się niezręczna. Chyba za dużo czasem paplam...<br />
- To wspaniale! Jeszcze powiedz, że rozumiesz co mówię! To już by były oznaki człowieczeństwa! - Odwróciłam się do niej ze sztucznym uśmiechem na twarzy.<br />
<br />
<i>Cholera dziewczyno... Nie tak się poznaje ludzi! Ojojoj...</i></div>
<div>
<br /></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-40634068502298228462015-07-11T02:17:00.001+02:002015-07-11T02:17:25.089+02:0017. Główna atrakcja. - Nie ruszaj się! - Oti pogroziła mi palcem tuż przed twarzą.<br />
<div>
- Próbuję... - mruknęłam marudnie wydymając usta.</div>
<div>
- To próbuj bardziej.</div>
<div>
- Próbuję.</div>
<div>
- Zamknij na chwilę oczy.</div>
<div>
- Ergh... - warknęłam cicho - Daleko jeszcze? </div>
<div>
- Jeszcze tylko chwila no!</div>
<div>
Zamknęłam oczy. </div>
<div>
- Obiecuję ci, że twoje cierpienia będą wynagrodzone.</div>
<div>
- Bo co? Bo na co dzień jestem brzydka tak? - Wystawiłam do niej język.</div>
<div>
- Tak. Jak potwór. A teraz się zamknij i daj mi działać. Zliżesz całą szminkę!</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Po co ja jej w ogóle na to pozwoliłam? Czasem nie pojmuję swoich decyzji. Chyba już domyślacie się co się dzieje, ale jeśli nie to wam powiem: Oti zabrała się za rekonstrukcję mojej twarzy. Nie tak dosłownie, to ponoć "tylko troszeczkę makijażu" bo przecież " odrobinka nie zaszkodzi". Oczywiście nie pozwoliła mi się też samej ubrać przez co teraz mam na sobie jej ubrania. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
- No chyba już...</div>
<div>
- Chyba? Przecież to trwało wieki, co ty chcesz jeszcze ze mną zrobić?! </div>
<div>
- Och... Nie pierdol tylko idź się zobacz do mojego pokoju. Otworzysz szafę, w środku, na drzwiach jest lustro.</div>
<div>
Chciałam przeczesać ręką włosy ale Oti uderzyła mnie w dłoń.</div>
<div>
- Ała! Ty potworze! - Zrobiłam smutną minę i wstałam z krzesła na którym odbywały się moje tortury. Tyłek mi zdrętwiał i przez pierwsze parę kroków człapałam jak zombie. </div>
<div>
Nacisnęłam klamkę do jej drzwi i niepewnie uchyliłam. Czuje się trochę dziwnie wchodząc do jej pokoju. Z zamkniętymi oczami wsunęłam się cała do pomieszczenia, drzwi zostawiłam uchylone. Niepewnie otworzyłam oczy nie wiedząc czego się spodziewać.</div>
<div>
Chyba nie tak wyobrażałam sobie ten pokój, w sumie to nawet nie wiem jakiego się spodziewałam, po prostu na pewno nie takiego. Zupełnie nie pasuje do Oti. Nie pasuje do Oti jaką znam. Jest czysty, aż za bardzo, prawie cały biały. Rozejrzałam się po małym pomieszczeniu. Nie ma tu zbyt wiele rzeczy. Wielka biała szafa, idealnie zaścielone szarym kocem łóżko, kolo niego na białym puchatym dywanie stał biały stolik. Oczy mnie bolą od tej ilości bieli, a biała są jeszcze ściany i sufit. Dobrze, że podłoga jest wyłożona ciemnymi panelami.<br />
Podeszłam do szafy i otworzyłam ja. Wypadło na mnie kilka rzeczy przez co odskoczyłam w tył.<br />
Uśmiechnęłam się lekko widząc wnętrze szafy. Plątanina czarnych, zielonych i czerwonych ubrań stanowczo pasowała do Oti. W przeciwieństwie do czystości w jej pokoju, bałagan w szafie pasował mi do niej idealnie. Podniosłam z podłogi to co spadło i wepchnęłam z powrotem na półkę między inne rzeczy. Kątem oka zerknęłam w kierunku lustra. Może to zabrzmi dziwnie ale boję się w nie spojrzeć. Wzięłam głęboki wdech nadymając policzki. Zacisnęłam powieki i szybkim ruchem odwróciłam się w jego stronę.<br />
<br />
<i>Trzy...</i><br />
<i><br /></i>
<i> Dwa...</i><br />
<i><br /></i>
<i> Jeden...</i><br />
<br />
<i>Jeden i pół...</i><br />
<i><br /></i>
<i> Jeden i trzy czwarte...</i><br />
<br />
<i> Och dalej Nad! Otwieraj te oczy!</i><br />
<i><br /></i>
Otworzyłam niepewnie jedno oko, musiałam je mocno przed chwilą zaciskać bo wszystko było rozmazane. Otworzyłam drugie i pomrugałam kilka razy.<br />
- Cholera... - przekleństwo cicho i bezwiednie wypadło z moich ust gdy tylko się zobaczyłam. Gdybym nie wiedziała, że to ja i zobaczyła się gdzieś na przykład na zdjęciu to w życiu bym nie zgadła, że to ja. To znaczy- wyglądam jak ja, tylko lepiej. Z lustra patrzyła na mnie siwa, ale ładnie ścięta dziewczyna z idealnie ułożonymi lokami, jej makijaż nie był mocny, czarne kreski na górnych powiekach, tusz do rzęs, trochę ciemnej kredki na dolnej linii rzęs. Kolor tęczówek wyostrzył się przez co teraz niemal raziły błękitem. Z twarzy zniknęły zaczerwienienia, spod oczu zniknęły ciemne cienie. Na ustach była szminka w naturalnym, lekko przydymionym odcieniu różu. Przeleciałam wzrokiem po swoim ubraniu. Koszula w bordowo-czarna kartę, luźno zarzucona na czarą koszulkę i czarne skórzane spodnie. Postaci w lustrze oczy zalśniły z radości i ekscytacji.<br />
- I jak tam? - Usłyszałam za sobą głos Oti.<br />
- To... to ja jestem? Tak naprawdę? - Dotknęłam lekko swojej twarzy i o dziwo dziewczyna w lustrze zrobiła to samo. - Boże...<br />
- Wystarczy Otylia, nie ma co się wywyższać.<br />
W odbiciu zobaczyłam jej szeroki uśmiech przez który ja również się uśmiechnęłam.<br />
- Mogę wyglądać tak codziennie?<br />
- Nie, moja magia trwa tylko do północy. - powiedziała z poważna miną. Uderzyłam ją lekko w ramię i zaśmiałyśmy się obie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Szłyśmy powoli w kierunku baru.<br />
- Co masz taką minę? - Wyrwałam się z zamyślenia i spojrzałam na nią pytająco.<br />
- Coś mówiłaś?<br />
- Pytałam czemu masz taką dziwną minę? Coś się zdało? - Spojrzała na mnie w zmartwieniu marszcząc brwi.<br />
- N-Nie... To nic takiego. - Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu, który chyba wcale nie wyglądał przekonująco.<br />
- Mów o co chodzi. - zażądała.<br />
Westchnęłam głośno. Odruchowo chciałam wcisnąć ręce do kieszeni bluzy, którą zazwyczaj miałam na sobie, ale dzisiaj nie było mi dane jej założyć więc splotłam ręce na piersi.<br />
- Trochę się boję... - mruknęłam cicho odwracając od niej głowę.<br />
- Boisz?! Czego?<br />
Zerknęłam w jej stronę ale szybko znowu zwróciłam twarz ku sklepowym witrynom.<br />
- No wiesz... Że nie nadaję się do twojego towarzystwa... że będę inna i no wiesz...<br />
- Rany boskie! Jak z dzieckiem! Przestań. Oni nie są nie wiadomo kim. Polubią cię, obiecuję! - Objęła mnie ramieniem.<br />
Zarumieniłam się i przygryzłam dolną wargę.<br />
- Nie zachowuję się jak dziecko. - fuknęłam niezadowolona.<br />
- Nie no, wcale. - Wystawiła język w moim kierunku.<br />
<br />
***<br />
<br />
Bar pomimo wczesnej pory był już zatłoczony i duszny. W środku było bardzo mało światła. Nieliczne lampy rzucały przydymione czerwone światło na wszystkich w pomieszczeniu. Było głośno, bardzo głośno. Mimo, ze jest dopiero osiemnasta tutaj zabawa rozkręciła się już na całego.<br />
Musiałam dać chwile swoim oczom aby przyzwyczaiły się do półmroku. Po kilku mrugnięciach złapałam orientację w terenie, Oti chyba miała tak samo bo oby dwie stałyśmy w miejscu tuż przy wejściu.<br />
- No to jesteśmy! - Uśmiechnęła się do mnie szeroko.<br />
- Na to wygląda... - Rozejrzałam sie po pomieszczeniu szukając kogoś kto choćby trochę przypominał znajomego z opowiadań Otylii. W drodze tutaj zdążyłam się dowiedzieć więcej od niej o jej znajomych niż pewnie oni by chcieli żebym wiedziała. Oti wzięła sobie za cel udowodnienie, że oni przecież też nie są idealni, i że nie będę musiała się źle czuć w ich towarzystwie przez co teraz wiem o ich najskrytszych lekach i alergiach.<br />
- Ej, tylko mi się dzisiaj nie spij. No wiesz, lubię cię, ale nie będę cię niosła do domu. - Szturchnęła mnie zawadiacko w ramię. Na moją twarz wstąpił diabelski uśmiech.<br />
- Zobaczymy kto kogo będzie dzisiaj nieść...<br />
- No nareszcie jesteście! - poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramieniem, odruchowo odskoczyłam przestraszona na co Oti wybuchła głośnym śmiechem.<br />
- Cześć! Co mi koleżankę straszysz?! Ze skóry by wyszła! - Znowu zaczęła się śmiać trzymając się za brzuch.<br />
- Bardzo śmieszne... - Zarumieniłam się i mruknęłam pod nosem ciche przekleństwo.<br />
- Nie martw się. Ona już tak ma, cierpi na zanik szarych komórek. - Posłał Otylii złośliwy uśmieszek po czym znowu spojrzał na mnie. Oti zacisnęła usta w ciasny dzióbek i cmoknęła niezadowolona.<br />
- Jestem Adrian. - Uśmiechając się szeroko wyciągnął rękę w moją stronę.<br />
Przyglądając mu się na tyle dokładnie na ile pozwoliło mi tutejsze oświetlenie niewiele mogłam stwierdzić o jego wyglądzie. nie jestem nawet pewna jakiego koloru ma włosy, ale muszę przyznać, że jest przystojny. Ma mocno zarysowaną szczękę i dołeczki w policzkach kiedy się uśmiecha. Jest bardzo wysoki, na oko dała bym mu z dwa metry, ale nie jest chudy. Nie jest też tak umięśniony jak na przykład Mat. Przy nim każdy wypada słabo... Adrian jest raczej przeciętny.<br />
<i>Ciekawe co teraz robi Mat?</i><br />
Wyrwałam się szybko z zamyślenia i uścisnęłam lekko jego dłoń również się uśmiechając<br />
- Ty pewnie jesteś Nad, tak? - Zapytał zanim w ogóle zdążyłam otworzyć usta.<br />
- Dokładnie.<br />
- Nad? To skrót od czegoś?<br />
- Od imienia Nadzieja. - zobaczyłam w jego oczach zaciekawienie więc szybko dodałam - Długa historia,może pójdziemy gdzieś usiąść?<br />
- Tak, pewnie! Przepraszam... Reszta już jest, nie mogli się doczekać żeby cię zobaczyć więc nie spóźnili się po raz pierwszy w swoim życiu. - Puścił do mnie oczko i uśmiechnął się zadziornie.<br />
- To gdzie siedzi reszta? - spytała nadal naburmuszona Oti.<br />
- To ja może poprowadzę. Chodź do mnie nasza dzisiejsza główna atrakcjo! - Przyciągnął mnie do swojego boku na co mój żołądek wywrócił się na drugą stronę. Zaczęliśmy przepychać się przez<br />
wzbierający na sile i ilości tłum. Obok mnie nadal z kwaśną miną szla Oti<br />
- Wcale, że mam szare komórki, prawda?<br />
Tym razem to ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Jak widać jakoś uporałam się z tym rozdziałem. nie wiem dlaczego ale był dla mnie na prawdę ciężki. Nie umieściłam w nim wszystkiego co planowałam, ale to tylko dlatego, że chciałam przerwać tą ciszę, która zaczęła się tu wkradać. Mam nadzieję, że następny pójdzie szybciej i łatwiej niż ten. Mam teraz po prostu kilka problemów, na których skupia się praktycznie cała moja uwaga i gdy w końcu siadam żeby coś na pisać t mojej głowie jest pustka. :/ Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej...</div>
<div style="text-align: left;">
Z spraw ważnych: maskotka tego bloga, czyli kot ze statystyki otrzymuje imię... <werble> Błyskawica! </div>
<div style="text-align: left;">
Była to najczęściej pojawiająca się propozycja więc macie :D.</div>
<div style="text-align: left;">
Komentujcie kochani!!</div>
<div style="text-align: left;">
Teraz idę sobie grzecznie spać. ( W KOŃCU!!!)</div>
<div style="text-align: left;">
Dobranoc kochani!</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><i>Astraothia</i></span></h2>
</div>
</div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-69756836747901107592015-07-03T02:18:00.003+02:002015-07-03T02:28:49.447+02:00Informacyjnie!!!Nie, to nie jest nowy rozdział...<br />
Myślę, że już powoli zaczynacie się niecierpliwić, ale spokojnie, rozdział niedługo się pojawi, miałam po prostu kilka zawirowań. ;)<br />
Myślę też, ze zaczynacie odczuwać, że kroi się coś większego, nie jestem tylko pewna czy spodoba wam się to co zrobię. Spokojnie- nie kasuję bloga. :)<br />
O to się nie martwcie.<br />
<b>SZUKAM BETY!!!!!</b><br />
To chyba nic dziwnego, przecież wszyscy wiemy, że jej potrzebuję. Jeśli ktoś by chciał i ma do tego predyspozycje to zapraszam, można śmiało się ze mną kontaktować, najlepiej przez google+, ale można też przez komentarze.<br />
No cóż... dajcie mi jeszcze chwile czasu.<br />
Rozdział niedługo będzie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
Pozdrawiam was ludziki</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><i>Astraothia</i></span></h2>
<div>
<span style="font-size: x-large;"><i><br /></i></span></div>
A no i jeszcze chciałam wam przedstawić maskotkę tego bloga.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOH5KrBnAK6ZIWfIDfK8lpFVGi5gUTdgEL_teOW3QAdq9LUaj-gdAZsWq6SM_0knDJYfyTaj-0LM6b-bTtjxySwZC0pMFpluXSyH0gofjrxP-tENp6uaQFDqyTcvyqLRoUETJen7STdCc/s1600/kot.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOH5KrBnAK6ZIWfIDfK8lpFVGi5gUTdgEL_teOW3QAdq9LUaj-gdAZsWq6SM_0knDJYfyTaj-0LM6b-bTtjxySwZC0pMFpluXSyH0gofjrxP-tENp6uaQFDqyTcvyqLRoUETJen7STdCc/s640/kot.png" width="640" /></a></div>
Fajny, nie? :D<br />
Moja wyobraźnia nie zna granic =^__^=<br />
Tylko niech mu ktoś wymyśli imię! ;___;Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-65757273497602547422015-05-20T23:57:00.001+02:002015-06-27T23:32:47.790+02:0016. Cwaniak! Po mieszkaniu rozszedł się głośny pisk i syczenie.<br />
- AAAAAA!! CO TO DO KURWY BYŁO?! Ja pierdolę!<br />
Momentalnie usiadłam na kanapie z szeroko otwartymi oczami.<br />
- Co jest kurwa? - wyszeptałam zaspanym i przerażonym głosem. Na moje kolana spadło coś ciężkiego i... zamiauczało? Podniosłam się lekko żeby w każdej chwili być gotową do ucieczki. Zapaliło się światło i dopiero wtedy udało mi się wyrwać z sennego zamroczenia. Zmrużyłam oczy, którym nie podobała się taka pobudka. Białe meble i ściany wcale nie pomagały. Rozejrzałam się w około. W progu stała równie przerażona Oti. Ulżyło mi, że to nie złodziej albo coś jeszcze gorszego. Przestałam się szykować do ataku i wzięłam głęboki wdech aby się uspokoić. W tym samym momencie, w którym przestałam się bać zaczęłam być wściekła.<br />
- Co ty odpierdalasz? Czego tak się drzesz po nocach?! - Zmierzyłam ją ostrym wzrokiem.<br />
Do moich uszu dobiegło cichutkie syczenie. Tuż przed moją twarzą wyprężył się czarny koci ogon.<br />
<br />
<i>A no tak...</i><br />
<br />
- Co ja odpierdalam?! Co TO jest?! - Wymownie wyrzuciła rękami w przód, wskazując na prężącego się z nienawiści zwierzaka.<br />
- Kot kurwa, nie widzisz?! - syknęłam marszcząc brwi.<br />
Otylia przetarła zmęczoną twarz i spojrzała na mnie jak matka, której dziecko właśnie przyniosło do domu ósme zwierzątko w tym tygodniu i na dodatek jest to pająk, albo jeszcze gorsze paskudztwo.<br />
- No kurwa widzę, że kot. Tylko nie wierzę! Wiedziałam, że to o to ci chodziło, po prostu wiedziałam...<br />
Westchnęła głośno i weszła głębiej do mieszkania. Rzuciła torbę koło mojej kanapy i usiadła na jej oparciu.<br />
- No to jak wiedziałaś to się było spodziewać. Drzesz się jak pojebana w środku nocy. - warknęłam.<br />
Pochyliła się lekko i oparła ręce na kolanach. Spojrzała na mnie i na wtulającego się w mój brzuch kota. Parsknęła cichym śmiechem i pokręciła głową. W jej oczach błysnęło rozbawienie.<br />
- Spodziewałam się, ale chyba nadepnęłam puchatemu na ogon.<br />
- Och...<br />
Chwyciłam szybko ogon "puchatego" i sprawdziłam jego stan z czego nie był zbytnio zadowolony. Na szczęście wszystko w porządku, stać mnie na kuwety i karmy, ale nie na nowy ogon.<br />
- Bardziej oryginalnego kota nie dało się znaleźć? No przysięgam, tyle ich łazi po mieście a ty upolowałaś akurat takiego z kolorowymi oczami? Serio? Jak?<br />
- No tak właściwie to sam się przypałętał. - Wzruszyłam ramionami i pogłaskałam zwierza. Czułam jak rozluźnia się pod wpływem mojego dotyku, choć cały czas patrzy na Oti ze strachem w tych swoich kolorowych oczach.<br />
- Ej czekaj... Jedno niebieskie, drugie brązowe!<br />
- Noooo... Nieźle się złożyło nie? - Uniosłam brwi i postarałam się o rozbrajający uśmiech prosto z reklamy pasty do zębów. Poklepałam Puchatego po łebku.<br />
- Ale jak?!<br />
- Jak wszystko u mnie. Przypadkiem. - Zaśmiałam się lekko.<br />
- Aż ciężko uwierzyć czasem...<br />
- W porównaniu do niektórych rzeczy w moim życiu, łatwo przychodzi mi uwierzenie, że ten kot to przypadek....<br />
- Idziesz dalej spać?<br />
Sięgnęłam po telefon żeby sprawdzić godzinę.<br />
<br />
<i>Ja nie mogę... ale jestem głupia...</i><br />
<i><br /></i>
Dobrze, że Oti mnie obudziła bo ja, bardzo mądrze, wyłączyłam telefon. Ciekawe jakby mnie obudził? Dopiero co dostałam robotę a już mi się śpieszy do zwolnienia. Włączyłam go choć ciężko było wstukać pin jeszcze śpiącymi palcami.<br />
- Chyba już mi się nie opłaca...<br />
- To co? Herbaty?<br />
- Herbata jest dobra na wszystko...<br />
Uśmiechnęła się kącikiem ust i ruszyła do naszej małej kuchni. To mieszkanie jest definitywnie przykładem na to, że nawet bez ścian da się coś wykombinować! Ludzie zawsze gadają o tym ile pokoi ma ich mieszkanie, jakby to miało być jakimkolwiek wyznacznikiem. Nie ważne ile, ważne jak się to zagospodaruje. Śpię w kuchnio- jadalnio- salono- przedpokoju i wcale nie jest mi z tym źle. Siedząc w "jadalni" przy stole mogę sięgnąć do lodówki i jednocześnie cały czas mieć na oku swoją zieloną kanapę. Oti okupuje sypialnie, której w sumie to jeszcze nawet nie widziałam.<br />
Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i oparłam brodę na kolanach. Oti umyła nasze kubki i wyciągnęła jeden woreczek herbaty. Oto szybka lekcja oszczędzania. Jedna torebka herbaty starcza nawet na trzy kubki, to potwierdzone naukowo. Tak nie robi ktoś kto całe życie miał wszystko pod nosem. Kto codziennie w domu miał świeże bułki. Tak robią osoby, które musiały choć raz zadbać nie tylko o siebie jednocześnie nie mając ani grosza. Dużo można się o kimś dowiedzieć obserwując jego drobne zwyczaje. Spojrzałam ze smutkiem na nią, ale szybko otrząsnęłam się wzrok gdy ona odwróciła się do mnie przodem.<br />
- Tooo... jak to było z tym Puchatym? - Postawiła kubki na stole i usiadła na przeciwko.<br />
- Chciała byś jakąś ciekawą historię czy starczy prawdziwa? - Uśmiechnęłam się lekko złośliwie na co ona sparodiowała głupkowato mój wyraz twarzy.<br />
- Żądam żeby były w niej fajerwerki i jednorożce! No opowiedz po prostu!<br />
- Siedziałam tu i umierałam z nudów, wtedy on zaczął miauczeć na klatce schodowej, na dole. No i poszłam po niego. Był taki wystraszony...<br />
Spojrzałam na kota, a właściwie kociaka bo był jeszcze malutki, jak szuka czułości nawet u krzesła owijając się w okół jego nogi.<br />
- Czyli zostaje z nami? - Spojrzała na mnie jakby dawała mi ostatnią szansę na wycofanie się.<br />
- Oczywiście, że tak! Zobacz jaki jest słodki! - Na potwierdzenie podniosłam go z ziemi i delikatnie postawiłam na swoich kolanach. naciągnął się jak surykatka żeby zobaczyć co jest na stole. Poklepałam go lekko po głowie i uśmiechnęła się szeroko.<br />
- No jest... Trzeba będzie iść z nim do weterynarza, kupić mu karmę, kuwetę, żwirek... - Zaczęła wyliczać na palcach.<br />
- No to kupię, w końcu po coś dostaję wypłatę. - Pokazałam jej język.<br />
- Oby tylko nie był zapchlony!<br />
Wzdrygnęłam się lekko, bo przecież to bardzo możliwe, a ja nie stroniłam od czułości do Puchatego. Spojrzałam na niego i dokładnie przeczesałam palcami jego futerko. Miękkie i gładkie, to aż dziwne jak na kota podwórkowego.<br />
- Mam wrażenie, że on już raz miał dom...<br />
- Myślisz?<br />
- Jest za czysty, za ładny.<br />
- W takim razie...<br />
- Nie! - Przerwałam jej szybko zanim powiedziała to czego nie chciałam usłyszeć. - U nas też będzie mu dobrze. - powiedziałam hardo z zaciętą miną.<br />
- Nad... A co jeśli on komuś uciekł?<br />
- No to najwidoczniej miał powód. To jest kot a nie dziecko, nikomu nie stanie się nic strasznego jeśli on zaginie, zwłaszcza jeśli on znajdzie nowy, dobry dom.<br />
Kocie oczy spojrzały na mnie, spojrzałam prosto w nie, ale patrząc na niego nie widziałam już tylko kota. Wyobraźnia mimo mojej woli podsuwała mi przed oczy obraz jego twarzy. Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy.<br />
- Myślisz o nim... Czy to przez niego chcesz go zatrzymać? Przecież on...<br />
- Pomógł mi... Bardzo.<br />
- Pomógł?<br />
Uśmiechnęłam się do niej słabo i sięgnęłam po herbatę. Upiłam mały łyk i zawisłam nad strumieniem pary.<br />
- Czasem tak jest, że ktoś musi nami wstrząsnąć. Poza tym... On jest dobry.<br />
- Dobry? - Spojrzała na mnie unosząc wysoko brwi.<br />
- Przyszedł dzisiaj, właściwie to wczoraj. Przyszedł do mnie do pracy. Tylko po to żeby przeprosić... Miał rację. Nie mogę się pogrążać w swoich smutkach. Strasznie mi teraz głupio.<br />
Widziałam jak jej oczy otwierają się szeroko a usta lekko rozchylają, po chwili jednak spuściła głowę i również zawisła nad swoim kubkiem.<br />
- Rozumiem. - powiedziała cicho, a ja wiedziałam, że na prawdę rozumiała. - Nad?<br />
Podniosłam na nią oczy.<br />
- Tak?<br />
- Nie zakochuj się w nim.<br />
- Co? - Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam, ale nie... Nie przesłyszałam się ani trochę.<br />
- On jest niebezpieczny. Nie bez powodu gonił go jakiś mafiozo z bronią. Pozostaje też kwestia tego skąd wie gdzie pracujesz?<br />
Odchyliłam głowę w tył jakby patrzenie w sufit miało mi coś dać.<br />
- Wiem.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Gdy herbata się skończyła było już jasno, a Oti prawie spała przy stole. Przeciągnęłam się na krześle. </div>
<div style="text-align: left;">
- Idź spać. Oti? - Szturchnęłam ją w ramię na co ona podskoczyła przestraszona.</div>
<div style="text-align: left;">
- Co? - mruknęła.</div>
<div style="text-align: left;">
- Idź spać.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ah. Tak. Spać. - wyszeptała, po czym jak zjawa, szybko przemknęła do swojej sypialni. Przeczesałam palcami włosy i uśmiechnęłam się szeroko do siebie. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy wraz z odżywkami od Andżeliki i ruszyłam do łazienki. Muszę się szybko wybrać żeby jeszcze kupić Puchatemu wszystko co potrzebne do jego kociego życia, ale najpierw...<br />
- A niech to szlag... - szepnęłam do siebie.<br />
W umywalce czekały na mnie wczorajsze bandaże, które zamoczyłam żeby odeszła od nich krew. Najpierw robota, a potem przyjemności. Wyprałam je starannie po czym rozwiesiłam.<br />
<br />
<i> No! To teraz czas uprać siebie!</i><br />
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Chyba jeszcze nigdy nie spędziłam tak dużo czasu w łazience! Poprawiłam kosmyk który spadał mi na oczy i ubrałam się w ciemne dżinsy i niebieski, luźny golf. I tak za chwilę będę musiała wskoczyć w to wdzianko z krainy cukierków. Zza drzwi dochodziło głośne miauczenie. Uchyliłam je żeby Puchaty mógł wejść, ale widocznie on nie miał takiego zamiaru. Stał tylko w progu i patrzył na mnie przechylając drobną, czarną główkę. </div>
<div style="text-align: left;">
- Dziwak z ciebie, wiesz?</div>
<div style="text-align: left;">
Wyminęłam go i zaczęłam szukać swojego telefonu i kluczy. Kot wiernie towarzyszył mi zaglądając wraz ze mną do każdego konta aż do momentu, w którym zauważył marynarkę magika. Dalej wisiała na oparciu kanapy. Zupełnie o niej zapomniałam... Powąchał jej rękaw i chyba coś go w niej zaciekawiło bo zaczął krążyć w okół niej, a potem łasić się.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ej, ej! Bo całą ukudlisz! - Zabrałam mu ją z pola widzenia i sama zaczęłam się jej przyglądać. </div>
<div style="text-align: left;">
- Co ci się w niej tak spodobało? Przecież to mój ulubiony magik, nie twój.</div>
<div style="text-align: left;">
Może to magiczny prezent od magika? Wolała bym nie. To już by było chore. Czemu ja przyciągam samych dziwaków? A no tak, bo sama nim jestem... Postanowiłam znaleźć go dzisiaj po pracy i oddać mu ją. Oby dzisiaj był na rynku bo nie wiem jak inaczej mogłabym go znaleźć. Poskładałam ją starannie i delikatnie ułożyłam w torbie. Nie wiem jak obchodzić się z marynarkami, mam tylko nadzieję, że Puchaty przez noc nie zdążył się do niej porządniej zabrać, i że ja w żaden sposób jej nie popsułam. Odszukałam wreszcie swoje klucze i mogłam ruszać. Na razie nie wzięłam torby, i tak przecież będę musiała się tu wrócić z rzeczami dla Puchatego.<br />
- Zaraz wracam. - Zwróciłam się do zwierzaka jakby to miało obchodzić, ale on już spał. Gdy tak leżał zwinięty na moim nie pościelonym "łóżku" dopadło mnie wrażenie, że idealnie tu pasuje. Wyszłam na obdrapaną klatkę schodową i zamknęłam za sobą drzwi na klucz żeby pod moją nieobecność nikt nie ukradł Otylii albo Puchatego. Jak widać bardzo szybko znalazł imię. Nawet nie musiałam się nad nim zastanawiać.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Ruch był ogromny! Domyślałam się, że w sobotę przyjdzie więcej osób niż w dni robocze, ale nie spodziewałam się, że aż tyle! Ledwo nadążam biegając od stolika do stolika, i od stolika do kasy. Powoli zaczynają mi się mylić numery zamówień. Godzinę temu zapomniałam jak się nazywam. Staram się nie myśleć o tym jak bardzo wszystko mnie boli. Ukradkiem spoglądam na zegar, ale czas dla mnie stanął w miejscu. Za dużo ludzi! Wszyscy gadają, chcą czegoś, wołają mnie... Mam nadzieję, że szybko znajdzie się jeszcze jedna pracownica, przynajmniej na soboty!</div>
<div style="text-align: left;">
- Gorąco polecam ślacek pliwkowy. - Uśmiechnęłam się miło do pary siedzącej przy stoliku. Dopiero po kilku sekundach, gdy oni parsknęli śmiechem zdałam sobie sprawę ze swojej gafy. Oblałam się buraczanym rumieńcem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Eeeee.... To znaczy placek. Placek śliwkowy. - wymamrotałam pod nosem.</div>
<div style="text-align: left;">
- To my poprosimy dwa kawałki tego ślacka! Brzmi pysznie!<br />
Nie było potrzeby żebym zapisywała to zamówienie, raczej je zapamiętam. Wciąż czerwona az po czubki uszu odwróciłam się sztywno i ruszyłam po ślacek.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<div style="text-align: left;">
Po całym dniu patrzenia na słodycze jakoś straciłam na nie ochotę, ale postanowiłam wciąć trochę ciasta dla Oti. Czekoladowe będzie dobre? Mam nadzieję. Ułożyłam je delikatnie w torbie jednocześnie wyciągając z niej marynarkę aby zapobiec wszystkim możliwym wypadkom. Pora znaleźć magika! Pożegnałam się z Dominiką i wyszłam na rynek aby zasiąść na tej samej ławce, na której pożerałam wtedy ciasto. Nie musiałam długo czekać aby go zobaczyć. Pod arkadami jednego z budynków okalających rynek wyczarowywał różę dla jakiejś dziewczyny. Poczułam lekkie ukłucie w sercu, które jednak przeszło gdy zobaczyłam jak jedna ręka wręcza kwiat, a druga zwinnie opróżnia portfel dziewczyny. Zaśmiałam się cicho i wywróciłam oczami. Więc to tak wyglądają kulisy magii. Nie zdziwiło mnie to, spodziewałam się. Na wszelki wypadek przeniosłam portfel w bezpieczniejsze miejsce. Tak, schowałam go w staniku. Wstałam z ławki i ruszyłam w jego stronę. Gdy byłam już kilka metrów od niego odwrócił się do mnie przodem. Głowę miał spuszczoną, kapelusz zakrywał jego oczy a jego cień okalał resztę. Dostrzegłam na jego ustach połowiczny uśmiech. Nagle odwrócił się i ruszył wzdłuż arkad. Zdziwiona najpierw stanęłam w miejscu, a dopiero po chwili zaczęłam za nim biec. Wstąpiłam za filary i spojrzałam w kierunku w którym mi uciekł ale nie został po nim nawet ślad.<br />
<br />
<i>Znowu ta sama sztuczka!</i><br />
<i><br /></i>
- Robisz się nudny! Ten trik już widziałam. - mruknęłam do siebie.<br />
- Ja? Nudny? - usłyszałam tuż za plecami i poczułam ciepły oddech na uchu. Otworzyłam szeroko oczy, a marynarka wypadła mi z rąk, jednakże nie spadła na ziemię. Szybko odwróciłam się, ale jego już tam nie było. Dostrzegłam go jak stoi już pod ratuszem. Ubrał marynarkę, teatralnie się ukłonił i odszedł. Pogoń za nim i tak nie miała by sensu, znowu by gdzieś pewnie zniknął, poza tym oddałam mu marynarkę czyli misja wykonana. Nie było po co go gonić. Dalej jednak odczuwałam pewien niedosyt. Chciałam w końcu go poznać.</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
- Wróciłam!</div>
<div style="text-align: left;">
Położyłam torbę na stole.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mam dla ciebie ciasto! </div>
<div style="text-align: left;">
- Ciasto? Dobrze słyszałam? Masz ciasto?!</div>
<div style="text-align: left;">
Otworzyłam torbę ale żadnego ciasta w niej nie było. </div>
<div style="text-align: left;">
- Co jest do cholery?</div>
<div style="text-align: left;">
Wywróciłam ją do góry dnem i wtedy wypadła z niej karteczka. Oti schyliła się żeby ją podnieść po czym przeczytała na głos:</div>
<div style="text-align: left;">
- Dziękuję za zwrot. Skąd wiedziałaś, że lubię czekoladowe? Twój ulubiony i juz nie głodny magik.</div>
<div style="text-align: left;">
- A to cwaniak!</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***<br />
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Cześć! Dawno się nie odzywałam, wiem. Już jestem z powrotem. Matury napisane, niektóre lepiej, niektóre gorzej, ale najważniejsze, że to już koniec. xD</div>
<div style="text-align: left;">
Mam nadzieję, że rozdzialik się podoba. :) Mam nadzieję, że was nie zanudziłam bo w sumie akcji jako takiej jest tu niewiele. Pamiętajcie, że w następnym Nad idzie chlać z Otylią. Już ja tego bez żadnej akcji nie przepuszczę! Mam nadzieję, że nie ma zbyt wiele błędów, starałam się no ale niestety... jest jak jest. <b>O ile się nie mylę w przyszłą niedzielę mojemu blogowi stuknie roczek</b>. <b>:) </b>Może narysuję coś z nim związanego z tej okazji? Ciężko powiedzieć bo wena albo jest albo jej nie ma. ;) No to do następnego ludziska! Dobranoc. <3</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<h2 style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></b></i></h2>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-66976993122011799482015-04-04T20:29:00.000+02:002015-04-04T20:29:06.538+02:0015. Jedno brązowe, jedno niebieskie. Po około piętnastu minutach ciągnięcia mnie za rękę, w szybkim tempie oczywiście, bo przecież "Jest już późno!" i " Musimy zdążyć, bo zaraz zamkną!". Właściwie to nie musimy. Właściwie to ja czuję, że nie musimy, ale to tylko ja. Mną się nie ma co przejmować! Jeśli chodzi o zmiany we MNIE, o zmianę MOJEJ fryzury, o MOJE samopoczucie, to przecież oczywiste, że najbardziej liczy się zdanie Otylii. No bo przecież, że nie MOJE. To by było zbyt proste, nie? Wracając do tematu- po około piętnastu minutach Otylia wreszcie się zatrzymała. Nie ostrzegła mnie jednak o tym wcześniej, więc wpadłam na nią z całą moją prędkością, którą to ona we mnie wskrzesiła. Gdy tak leżałam na chodniku poczułam, że wcale nie chce mi się wstawać, ale Otylia dziarsko chwyciła mnie pod ręce i postawiła mnie na nogi. JA PIERDOLĘ! Nie no, ale na serio! J A P I E R D O L Ę! Kto do cholery by przypuszczał, że w tak chudej i drobnej istocie może być tyle siły?!<br />
<br />
<i> Zapamiętać- Otylia może być groźna jeśli jej na czymś zależy. Nie zadzierać jeśli nie chcę się dostać w ryj.</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div>
- Nie ma czasu teraz na odpoczynek! Wio do środka! - Stałam oszołomiona, podczas gdy ona stanęła za mną, po czym jednym mocnym ruchem wepchnęła mnie do salonu. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<i> Czy ja gram właśnie w jakiejś komedii i nie mam o tym pojęcia? Gdzie są ukryte kamery?</i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
Wpadłyśmy do środka jak kryminaliści szukający schronienia zaraz po napadzie na bank, albo przynajmniej jakbyśmy uciekały przed mafią. Mówiąc o uciekaniu przed mafią! Nie myślcie sobie, że nie zaczęłam snuć swoich teorii na temat tej obławy, którą ostatnio przeżyłam. Na prawdę chciałam nie zawracać tym sobie głowy,zapomnieć, nie mieszać się w te jego pierdolone problemy, ale nie mogłam gdyż... gdyż nie mogłam! Czułam jak ciekawość wypala mi dziurki w mózgu, a jej niezaspokojenie tylko podlewa ten pożar benzyną. No serio, jakby wam się coś takiego zdarzyło to byście nie drążyli? Nie? Uważajcie bo wam uwierzę! No więc, wysnułam parę teorii... Zaczynając od najbardziej absurdalnej i nierealnej:</div>
<div>
1. Mat to superbohater, a tamci to jego odwieczni wrogowie chcący zagłady i jego śmierci.<br />
Ostrzegałam iż zaczniemy od granic absurdu! Nie wińcie mnie za moją bujną wyobraźnie. Jest dużo argumentów za. P pierwsze- Mat jest ogromny, umięśniony i ma wszelkie cechy superbohatera. Po drugie- w zjawiskowy sposób ratuje z opresji. Mam na myśli to jak zgarnął mnie w biegu. I po trzecie- jest dobry! Chciał ze mną odszukać moją igłę w stogu siana (portfel) i przepraszał mnie chyba z milion razy!</div>
<div>
2. Podwędził portfel nieodpowiedniemu gościowi.<br />
No to już mniej bohaterska postawa, ale kto go tam wie...</div>
<div>
3. Mafia! Jest zamieszany w sprawy mafii! Ba! Jest członkiem mafii!!!<br />
No tu już pojechałam ostro. Ta opcja pasuje do filmu akcji, ale jakoś nie bardzo do prawdziwego życia. Chociaż... Któż to może wiedzieć. Przecież takie rzeczy się zdarzają. Biorąc pod uwagę to, że wczoraj ktoś strzelił z pistoletu w środku miasta, a żaden z mieszkańców nie zainteresował się tym faktem, to ja nie chcę myśleć jak bardzo na porządku dziennym to tutaj jest. Matko w jakim miejscu ja mieszkam?!<br />
<br />
<i>Gaz pieprzowy- kupić gaz pieprzowy.</i><br />
<i><br /></i></div>
<div>
Wszystkie opcje są takie realne! Aż nie wiem którą wybrać. Prawdopodobnie żadną. Mam niejasne przeczucie, że mijam się z prawdą tak bardzo jak to tylko możliwe. Najbardziej chciała bym żeby wersja druga okazała się najbliższa prawdy bo, szczerze mówiąc, dwie pozostałe są dość ekstremalne i wolała bym aby nie okazały się prawdą...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<i> Nad! Wracaj do rzeczywistości! Jak się zamyślisz to wyglądasz jak bezmózgie warzywo!</i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
Ocknęłam się jakby hipnotyzer pstryknięciem wyprowadził mnie z transu i... Co ja robię? Czemu przeglądam jakąś gazetkę z fryzurami? Na wszystkie moje życiowe porażki! Czy ja wyłączyłam się na tyle, ze moje ciało dalej funkcjonowało bez mojego mózgu? Słowo daję- nie pamiętam niczego co działo się od momentu gdy tu weszłyśmy. </div>
<div>
<i> - </i>I co, znalazłaś coś ciekawego? - usłyszałam za sobą. Podskoczyłam i odwróciłam się z miną spłoszonego łosia. Za mną stała fryzjerka, która ewidentnie uważała, że zachowuję się dziwnie. W sumie to jej się nie dziwie. Wy też nie powinniście. Spróbujcie sobie tylko wyobrazić jak moja mina mogła wyglądać, coś jak połączenie źle wypchanego tygrysa z taniej wystawy muzealnej i lamy, w każdym bądź razie wyrażałam tą miną: "O czym ty do mnie mówisz?". Zanim skojarzyłam fakty wyglądałam jak totalna wariatka, ale wtedy mój umysł się odblokował.<br />
- Zdaję się na ciebie. - wykrztusiłam.<br />
- Hmm... Ooookayy... - Dziewczyna próbowała się uśmiechnąć ale jej oczy nadal wyrażały: "Coś z nią jest nie tak!", i nie wyrażały tego o niej tylko oczywiście o mnie...<br />
- Siadaj. - Poklepała obrotowe krzesło stojące na przeciw wielkiego lustra.<br />
Próbując nie zrobić z siebie większej idiotki zaczęłam udawać, że znormalniałam w te parę sekund. Z udawanym luzem usiadłam i uśmiechnęłam się lekko.<br />
- Farbujemy?<br />
<br />
<i> Że co?!</i><br />
<i><br /></i>
A no tak... Mam siwe włosy. Większość ludzi chciała by je ukryć. No właśnie większość ludzi... A ja? Ja chyba nie. Nie chcę. Nagle dotarło do mnie, że rzeczywiście nie chcę się pozbywać tego dziwacznego koloru. To dziwne, nie? Tyle marudzenia, ukrywania, płaczu, krzyków. A teraz nie chcę się go pozbyć.<br />
- Nie. Chciałabym zostać przy moim naturalnym kolorze. - Uśmiechnęłam się lekko.<br />
- Naturalnym? - Wymsknęło jej się. Widziałam w jej oczach, że wie, że to pytanie było niestosowne, ale nie dziwie się jej. Parsknęłam lekko śmiechem widząc ją taką zmieszaną.<br />
- No tak. Naturalnym. Wiem, bardzo dziwne. - Wzruszyłam ramionami. Dziewczyna zrobiła się cała czerwona. - Nie przejmuj się! Sama bym sobie nie uwierzyła! - Uśmiechnęłam się szeroko. Widzę, że trochę odsapnęła widząc, że mnie nie obraziła i też lekko się uśmiechnęła.<br />
- Dobra, to zrobimy tak. Masz zniszczone włosy. Nie obrażaj się, ale to jest takie trochę siano. Zrobimy z tym porządek. Podetniemy je dość ostro by ratować to co w nich jeszcze zdrowe i stworzymy z tego jakąś fajną fryzurkę, co ty na to?<br />
- Co tylko powiesz. - Puściłam do niej nienaganne, perskie oko i oby dwie zaśmiałyśmy się.<br />
Atmosfera między nami oczyściła się trochę i nie było już tak dziwnie.<br />
- Tylko ostrzegam, że będzie krótko!<br />
- Byle by nie na łyso!<br />
- Tego nie mogę obiecać! - Zrobiła minę psychicznego mordercy i wczepiła palce w moje włosy. Wybuchłyśmy śmiechem w tym samym momencie. Gdy skończyłyśmy wycierać łzy, z bolącymi od śmiechu brzuchami, Andżelika- bo odkryłam, że tak ma na imię ( z plakietki, pewnie mi się przedstawiła jak weszłam , ale byłam w trybie offline)- zaczęła mną manewrować.<br />
<br />
<i> Właściwie to gdzie jest Otylia? </i><br />
<i><br /></i>
Nagle dotarło do mnie, że jej nigdzie nie ma, głupio mi się było o to zapytać fryzjerki. Pewnie gdy byłam poza ciałem Otylia powiedziała mi, że na przykład gdzieś idzie i za chwilę wróci, ale oczywiście mój mózg nie odnajduje informacji na ten temat w swoich archiwach. Super... Pozostaje mi tylko czekać na rozwój sytuacji. Andżelika nałożyła na moje włosy tony jakichś odżywek, myła, płukała, przeczesywała, i gdy wreszcie ściągnęła mi z głowy ręcznik obydwie miałyśmy miny jak karp na święta. Moim włosom nagle przypomniało się, że są kręcone! Na mojej głowie ukazały się grube białe loki. W jej oczach pojawił się niezdrowy błysk.<br />
<br />
<i> Co ona do cholery zamierza?!</i><br />
<i><br /></i>
- Już mam pomysł... - powiedziała cicho z lekkim uśmiechem i chwyciła nożyczki. Zamknęłam oczy. Wolę mieć niespodziankę niż patrzeć i się stresować!<br />
<div>
Słyszałam szczęk nożyczek i czułam jak co chwilę jakiś kosmyk spada na ziemie łaskocząc mnie po twarzy lub karku. Szczerze mówiąc to umieram z ciekawości! Siedzę cała podekscytowana próbując sobie wyobrazić co ona tam tworzy, ale nie potrafię sobie wyobrazić siebie bez tej szopy na głowie.<br />
Koniec z nożyczkami, teraz szczotki suszarka i... Hej! Czy ja słyszę golarkę?! Zimne brzęczące narzędzie na moim karku! Ja pierdolę! Co to będzie? Może jednak będę łysa?! I znowu suszarki i szczotki, trochę lakieru... jeszcze trochę lakieru...<br />
- Gotowe. Możesz otworzyć oczy... - usłyszałam tuż przy uchu i zadrżałam.<br />
Zaczęłam powoli otwierać oczy ale patrzyłam cały czas w dół bojąc się zwrócić oczy wprost na swoje odbicie. Gdy wreszcie to zrobiłam... Nie mogę w to uwierzyć. Moje oczy zaszły łzami niemal natychmiastowo. Wstałam z krzesła i podeszłam do zimnej tafli szkła przede mną. Widzę w lustrze odbicie Andżeliki, stoi z dumnym uśmiechem opierając się o szafkę kawałek za mną, ale przede wszystkim widzę siebie. Wyglądam całkowicie inaczej... Całkowicie... dobrze.<br />
Drzwi nagle otworzyły się z hukiem.<br />
- I co tam dziewczyny?! O w kurwę... - Usłyszałam głos Oti i powoli odwróciłam się w jej stronę.<br />
- Ja pierdolę, nie? - Skierowałam do niej to pytanie uśmiechając się szeroko nadal ze łzami spływającymi po policzkach.<br />
- Tak Nad, stanowczo pierdolisz! - Przytaknęła w osłupieniu.<br />
Moje włosy były cudowne. Znowu mam loki! Jak na zdjęciach z dzieciństwa! Grube, gęste loki, które zostawiłam gdzieś pomiędzy siódmym a dwunastym rokiem życia na rzecz wiecznego siana. Teraz mam lekką, rozwichrzoną grzywkę i lśniącą białą aureolę wokół głowy. Nie mam siły by być skromną. Wyglądam cudownie. Krótsze z tyłu, dłuższe z przodu. Już je kocham.<br />
- Nad, wyglądasz...<br />
- Wiem...<br />
Otylia podbiegła do mnie i przytuliła mnie mocno, chyba wyczuwała jak wielka rzecz jest to dla mnie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Andżelika wraz ze swoją kasą potraktowały nas ulgowo. Wcisnęła mi jeszcze jakieś szampon i odżywkę mówiąc, że jak nie zacznę tego używać to siano wróci. Nieee! Ja nie chcę żeby siano wracało! Ja chcę mieć to co teraz mam na głowie już zawsze! Dała mi całą instrukcję obsługi mojej nowej fryzury i okazało się, że nie będzie aż tak łatwo jak było do tej pory, ale też nie będzie z jej układaniem tak strasznie jak myślałam, że będzie. Panie dopomóż żeby mi to codziennie tak wychodziło jak jej dzisiaj! Po wszystkich pouczeniach, podziękowaniach i uściskach wyszłyśmy z salonu. Jest już grubo po siedemnastej i trochę mi głupio, że Andżela- jak nazywała ją Oti- musiała zostać po godzinach specjalnie dla mnie, ale dziękowałam jej za to z całego serca. Już się nie spiesząc wróciłyśmy do domu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Chyba ci się podoba, nie? - zagadnęła Otylia kiedy siedziałyśmy w kuchni przy herbacie. </div>
<div style="text-align: left;">
- Głupie pytania zadajesz. Nie widać? - Wskazałam palcami na swój szeroki uśmiech, który nie schodził mi z twarzy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Naaad?</div>
<div style="text-align: left;">
- Taaak? - Spojrzałam na nią podejrzliwie. Coś knuje, da się to wyczuć z kilometra!</div>
<div style="text-align: left;">
- Idziesz jutro do pracy? - zapytała z diabelskim uśmieszkiem na ustach.</div>
<div style="text-align: left;">
- Tak, idę. I cokolwiek knujesz i tak się na to nie zgadzam. Twój uśmiech zdradza twoje niecne intencje! </div>
<div style="text-align: left;">
- Jakie zaś niecne! Same dobre! Najlepsze!</div>
<div style="text-align: left;">
Westchnęłam ciężko.</div>
<div style="text-align: left;">
- No to o co chodzi?</div>
<div style="text-align: left;">
- Skoro idziesz do pracy to o nic. - Zrobiła nadąsaną minę.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mów! - rozkazałam grożąc jej palcem.</div>
<div style="text-align: left;">
- No bo tak sobie pomyślałam, że może przyszła byś do mnie do baru posiedzieć, no wiesz, trochę poświętować... No wiesz... jest piątek, moi znajomi pewnie też by tam byli. Mogła bym cię przedstawić i w ogóle...</div>
<div style="text-align: left;">
- Mogło by być fajnie, ale mam pracę... - Jęknęłam niezadowolona.</div>
<div style="text-align: left;">
- Noooo... Głupia praca!</div>
<div style="text-align: left;">
- Ej! Ty! Hamuj się! Fajna praca. Praca być dobra!</div>
<div style="text-align: left;">
Zaśmiałyśmy się. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie pracuję tylko w niedzielę.</div>
<div style="text-align: left;">
- Czyli mogę cię jutro porwać?</div>
<div style="text-align: left;">
- No możesz. Jeśli już tak bardzo musisz... - oczywiście zgrywam się. Chcę iść bo w sumie czemu nie. Nie jestem imprezowiczką, ale wieczór z znajomymi Oti może być fajny.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ale masz wyglądać tak dobrze jak teraz!</div>
<div style="text-align: left;">
- Że co?!</div>
<div style="text-align: left;">
- Masz nie zbrzydnąć do jutra bo inaczej nigdzie się z tobą nie pokażę!</div>
<div style="text-align: left;">
- O ty wredna małpo! Idź już do tej pracy lepiej paskudo wstrętna! - Machnęłam na nią ręką. Zabrałam od niej kubek i włożyłam obydwa do zlewu.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Rano umyję...</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
- Chyba rzeczywiście już pójdę. - powiedziała patrząc na zegarek.</div>
<div style="text-align: left;">
- Idź. Tyraj! A ja się wyśpię! - Na mojej twarzy wykwitł wredny uśmieszek</div>
<div style="text-align: left;">
- Głupia małpa... - burknęła pod nosem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Oti?</div>
<div style="text-align: left;">
- Co wredna szkarado?</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie mam twojego numeru w ogóle. Daj mi swój numer brzydka kobieto.</div>
<div style="text-align: left;">
- Już ci daję ogrze.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ogrze?</div>
<div style="text-align: left;">
- Tak. Ogrze. - Wystawiła do mnie język.</div>
<div style="text-align: left;">
Szybko zapisałam jej numer w telefonie po czym Oti zaczęła się zbierać. Nie minęło dziesięć minut a zostałam sama. Cicho, ciemno i nudno. I nie chce mi się jeszcze spać. Na spacer raczej się nie przejdę- szczerze dziękuję za ostatnie ekscesy! Jeny! Ale nuda! Sapnęłam ciężko i opadłam na kanapę. Po pół godziny bezczynnego leżenia poszłam do łazienki nakarmić swoją próżność. Z zachwytem przyglądałam się nowej fryzurze. Teraz już jakoś wyglądam! Ogarnęło mnie przyjemne przeczucie, że jestem na dobrej drodze. Gdy już się nacieszyłam sobą przypomniało mi się, że wypadało by zmienić bandaże.<br />
<br />
<i>Ale jestem głupia...</i><br />
<i><br /></i>
Tak, teraz wyrażam pełną, całkowitą wręcz, dezaprobatę wobec swoich ostatnich wybryków. Podwinęłam rękawy. Powoli odwijałam bandaże. Materiał przywarł na amen! Zespojony z moją skórą krwią przy odrywaniu sprawiał więcej bólu niż się spodziewałam.<br />
- Cholera, cholera, cholera... - syknęłam zaciskając powieki i zęby.<br />
<br />
<i> Nigdy więcej!</i><br />
<i><br /></i>
Gdy w końcu udało mi się go pozbyć, bez zbędnego zastanawiania się wsadziłam ręce pod kran i puściłam zimną wodę. Zimno ale nie czuć, ze boli. Taki trik. No i dodatkowo nie leci krew. Przemyłam dokładnie wszystkie ranki, wysmarowałam kremem i zawinęłam w świeży bandaż.<br />
Szkoda, że musiał się dowiedzieć. Przykro mi, że to widział. Nie chciałam żeby się tym musiał przejmować. Nie wiedziałam, że jeszcze go spotkam. W sumie to nadal nie wiem... Nie wiem też czy chcę. Napuściłam ciepłej wody do umywalki i wrzuciłam do niej bandaże.<br />
<br />
<i> Czemu tu musi być tak cicho?</i><br />
<br />
Niemal słyszę jak cisza brzęczy mi w uszach.<br />
Przebrałam się w piżamę i rzuciłam na kanapę. Wcale nie jestem śpiąca... Co za beznadzieja...<br />
Usłyszałam nagle stłumione wrzaski kotów dochodzące z dołu. Drą się jakby je zabijali. Ale chwila... To nie brzmi jakby to było na zewnątrz. Nie brzmi też jakby to było w czyimś mieszkaniu. Czyli... Kot musi być na klatce! Ktoś musiał zamknąć biedaka. Obudziło się we mnie ogromne współczucie. Kot miauczał jak szalony. Bidula...<br />
<br />
<i> Już lecę cię ratować. Cicho, cicho...</i><br />
<i><br /></i>
Założyłam buty i wyszłam na klatkę schodową. Przeraźliwe dźwięki dochodziły z dołu więc pognałam tam pędem..<br />
<br />
- Kici, kici, kici... Gdzie jesteś? Cholercia. No futrzaku, pokaż się...<br />
I wtedy zauważyłam ogromne przerażone kocie ślepia. Błyszczały w półmroku jak żaróweczki.<br />
- No chodź do mnie mały... - zbliżyłam się a on się oddalił.<br />
- Nie bój się...<br />
Zamiauczał głośno i przysięgła bym, że trzęsie się za strachu.<br />
<br />
<i> Mały głupek. </i><br />
<br />
Zapędziłam go w róg, ale nie chciałam go łapać na żywca. To mogło by się skończyć dużą ilością ran ciętych, a już i tam mam ich sporo. Przykucnęłam i rozłożyłam ręce. W ciszy patrzyłam mu w oczy.<br />
<br />
<i> Tylko spokojnie...</i><br />
<i><br /></i>
Małe ciałko przestało drżeć i przeraźliwie miauczeć.<br />
<br />
<i> O! Dobrze mi idzie!</i><br />
<i><br /></i>
Powoli usiadłam na ziemi i zamknęłam oczy. Minęła minuta, druga... I wtedy poczułam zimny, płytki, koci oddech na otwartej dłoni. Powoli otworzyłam oczy i poruszyłam ręką. Lekko się spłoszył, ale nie uciekł.<br />
- Co mały? Chyba nie jestem aż taka straszna co? Chodź. Wypuścimy cię.<br />
Pogłaskałam go po łebku i zaczął mruczeć. Mruczał tak głośno jakby chciał tym zburzyć ściany tej kamienicy. Cholera, jak on pięknie mruczał! Skusiłam się i podrapałam go pod bródką.<br />
<br />
<i>Skończ bo mu ulegniesz!</i><br />
<i><br /></i>
Ale on chyba nie chciał żebym skończyła. Wpełzł mi między nogi i oparł się przednimi łapami na moim brzuchu podczas gdy ja nadal go głaskałam. Przestałam na chwilę i wtedy otworzył zdziwione, ogromne oczyska.<br />
<br />
- A niech mnie...<br />
<br />
Jedno brązowe, drugie niebieskie.<br />
<br />
<i>Jakim kurwa cudem?!</i><br />
<i><br /></i>
Podniosłam kota by mu się przyjrzeć i żeby się upewnić. Nadal niebieskie i brązowe.<br />
<br />
- Osz ty... I jak ja mam cię teraz wyrzucić?<br />
Zagadnęłam go. Na słowo wyrzucić zamiauczał straszliwie.<br />
- Co? Nie chcesz na dwór?<br />
Błagalne miauknięcie.<br />
<br />
<i> Gadam z kotem... Super.</i><br />
<i><br /></i>
- A wytrzymasz bez sikania do rana? Bo nie ma mowy żebym znów się udała na wieczorną wycieczkę, wiesz?<br />
Kociak pokiwał głową a jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Czy on właśnie pokiwał głową? Ja mam chyba zwidy! Ale mogła bym przysiąc, że to zrobił!<br />
- Chyli mam cię wziąć do domu? Ciekawe co na to Otylia... Oby nie miała uczulenia!<br />
Znowu głośne miauknięcie.<br />
- No to chodź! - Wzięłam go na ręce i wstałam z ziemi.<br />
Wbiegłam szybko po schodach uśmiechając się głupkowato do małego, czarnego kłębka w moich ramionach.<br />
Wydawał się przeszczęśliwy gdy postawiłam go na podłodze w kuchni. Zaczął zwiedzać wszystkie kąty jak ktoś kto chce kupić mieszkanie. Szybko chwyciłam za telefon i wybrałam numer Oti.<br />
- Co tam Nad?! - usłyszałam jak próbuje przekrzyczeć gwar w pubie. - Zastąp mnie, zaraz wracam! Ważny telefon! - wrzasnęła do kogoś. Po chwili zrobiło się na tyle cicho, że mogłyśmy rozmawiać.<br />
- No co tam?<br />
- Otiiii?<br />
- Co Ty knujesz?!<br />
- Masz uczulenie na koty?<br />
- Nie.<br />
- To dobrze. To cześć. Miłej pracy.<br />
- NAD!!!! Tłumacz się do cholery!<br />
<br />
<i>Chciała byś!</i><br />
<i><br /></i>
Szybko się rozłączyłam i wyłączyłam telefon po czym spojrzałam na tego małego przybłędę.<br />
- Jedno brązowe, jedno niebieskie... Jakim cudem?<br />
Dam sobie obie ręce uciąć, że właśnie do mnie mrugnął! Chyba muszę się położyć!<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
No cześć! Co tam u was? Mam nadzieję, że wam się podoba, bo teraz długo nie będzie nowego. Muszę się w końcu skupić na nauce. Eh... trzymajcie za mnie kciuki i w ogóle. Potrzebuję bardzo dużo szczęścia. ;p </div>
<div style="text-align: left;">
Kurczę, mam nadzieję, że lubicie koty? ;)</div>
<div style="text-align: left;">
Trzymajcie się ciepło w te białe święta. Wesołego alleluja i w ogóle. <3</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><i>Astraothia</i></span></h2>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
</div>
</div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-42141865848783812822015-03-20T18:04:00.000+01:002015-04-04T19:57:33.722+02:0014. Zmiana trasy i roboty drogowe. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaSkmHId-bRB2SywToKDTnP_Jbo-WBBQ_F6wiW-4fzjc2UDqzyt4gyT9p2Z_jH4C6E5Y66eSp2XYUakFq9J2-FfvknINwSUOwtVNbLBVvKx45PtIyvhrQcIqIW1fBSVJeHUqzPLMd9DDY/s1600/large+(2).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaSkmHId-bRB2SywToKDTnP_Jbo-WBBQ_F6wiW-4fzjc2UDqzyt4gyT9p2Z_jH4C6E5Y66eSp2XYUakFq9J2-FfvknINwSUOwtVNbLBVvKx45PtIyvhrQcIqIW1fBSVJeHUqzPLMd9DDY/s1600/large+(2).jpg" height="250" width="400" /></a></div>
<br />
- Nad... Nic ci nie jest?<br />
- Nie, nie. Wszystko ok. Tylko się nie wyspałam. - Posłałam Dominice słaby uśmiech na dowód swoich słów. W sumie to nie skłamałam. Na prawdę się nie wyspałam. Ciężko jest się wyspać gdy wraca się do domu o drugiej w nocy, a do trzeciej próbuje się okaleczyć. To nie taka prosta sprawa. Trzeba to zrobić na tyle płytko żeby się nie zabić i jednocześnie na tyle głęboko żeby bolało. Ale ja jestem już chyba specjalistką od tego...<br />
W drodze wyjątku- jak określiła to szefowa- mogę nosić bluzkę z długim rękawem, dopóki nie zagoją się rany po "wypadku". Tak. Miałam wczoraj wypadek. Zagapiłam się i mało brakowało,a by mnie rower nie potrącił. Ale tylko mnie lekko zahaczył przez co się wywaliłam. Wywaliłam się prosto na ręce i zdarłam sobie skórę do krwi, na przedramionach. Każdemu się przecież może zdarzyć, prawda? Zwłaszcza mi. Przecież taka ze mnie gapa... Szefowa akurat nie musi wiedzieć, że wczoraj wpadłam w depresyjny szał, złapałam pierwsze co uznałam za ostre, czyli starą golarkę współlokatorki, wyrwałam z niej żyletkę, i szorowałam nią tak długo po nadgarstkach, aż psychoza przeszła mi na tyle, że byłam w stanie trzeźwo myśleć. Tą wersję zostawię dla siebie. No i jeszcze dla Otylii, która na szczęście zna się na pierwszej pomocy i opatrunkach. To nie tak, że chciałam zrobić sobie krzywdę. To nie do końca w ogóle byłam ja. To było to co powinnam była zostawić u psychiatry już dawno temu, ale nie stać mnie było na dalsze leczenie. Coś w rodzaju alter ego dążącego do autodestrukcji. Nie wspominałam wcześniej o tym? Ups. Najwidoczniej zapomniałam się pochwalić jeszcze kilkoma paskudnymi faktami, ale o tym może przy okazji.Najwidoczniej nie lubię mówić o swoich pierdolonych problemach. W sumie to nic gorszego już we mnie nie siedzi. Nic czego byście się nie spodziewali... Nic czego trzeba by było się bać i co trzeba by było leczyć. Wracając do tematu, mogę nosić bluzkę z długiem rękawem, byle by była biała. Pożyczyłam od Otylii białą bluzkę i nie muszę straszyć klientów swoimi obandażowanymi rękami. Dzisiaj ręce mi się nie trzęsą, jestem otępiała po lekach "na czarną godzinę". Staram się jakoś prezentować i dobrze wykonywać swoją pracę. Mam jednak przeczucie, że bardziej przypominam stażystę z filmu o apokalipsie zombie, niż kelnerkę w uroczej kawiarni. Zabawne.<br />
Te proszki potrafią mnie znieczulić na tyle, że nie zwracam uwagi, na te obdzierające mnie do żywego mięcha buciki. Po kryjomu, między zamówieniami, biorę kolejną tabletkę i świat nadal pozostaje szary, ale teraz wszystko dzieje się jakby obok mnie, ja nie mam żadnego wkładu w rzeczywistość. Przeraża mnie to, że musiałam je wziąć. Miałam już nigdy ich nie brać. Miałam już wyzdrowieć i czuć się dobrze. Słyszałam kiedyś "Moja przeszłość przygotowała mnie na najgorsze.", chciała bym tak umieć powiedzieć. W moim przypadku przeszłość mnie nadwyrężyła, a każde następne nieszczęście może mnie złamać.<br />
<br />
<i>Nie tylko ty masz pierdolone problemy! Więc weź się w garść! </i><br />
<br />
Czy rzeczywiście, skoro jestem jedną z tysięcy nie mam prawa do odczuwania bólu? Do egoistycznego pogrążania się w smutku? Chyba właśnie o to mu chodziło. Nie wiem co mam o tym myśleć. Wiem, że poczułam się jak dziecko, które robi horror z tego, że ktoś je szturchnął. Czy moje problemy są rzeczywiście aż tak marne?<br />
Wyprostowałam się i zmarszczyłam brwi. Mogła bym przysiąc, że słyszałam jego głos!<br />
<br />
<i>Przecież to nie możliwe Nad. Nie ma go tutaj. To te tabletki. Spokojnie. Do roboty!</i><br />
<br />
Do roboty! Ruszyłam dalej zbierać zamówienia.<br />
- Co mogę podać?<br />
- Posłuchaj Nadzieja... - Zamarłam. Wcale nie wydawało mi się, że go słyszę. Ja go na prawdę słyszałam! On tu jest. W mojej głowie zaczęła się palić czerwona lampka. Podskoczyłam, jak dzikie, spłoszone zwierze.<br />
<br />
<i>Do diabła!</i><br />
<br />
Mam jednak nadzieję, że nie tylko ja go widzę.<br />
- Niczego nie będę słuchać! - Odwróciłam się i zaczęłam zbierać zamówienia od innych, czekających gości.<br />
- Ale Nad!<br />
- Nie!<br />
- Ale...<br />
- NIE!<br />
<br />
- Nad, dlaczego nie obsłużyłaś tego tam przy dziesiątce? - zagadnęła mnie lekko zdenerwowana tym faktem Dominika. Stanęłam na palcach żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu i sprawdzić kogo takiego pominęłam przy stoliku dziesiątym.<br />
- Bo to nie jest klient! - syknęłam.<br />
- Że co?<br />
- To właśnie co słyszałaś.<br />
- To kim on jest jak nie klientem? Znasz go?<br />
- No można powiedzieć, że znam.<br />
- To się lepiej z nim dogadaj, bo blokuje nam stolik!<br />
Spojrzałam na nią krzywo.<br />
<br />
<i>A niech na ciebie wszystkie plagi spadną...</i><br />
<br />
Zrezygnowana wróciłam się do dziesiątki.<br />
- Albo coś zamawiasz albo wyjdź. Blokujesz stolik dla prawdziwych klientów. - warknęłam.<br />
- Jeśli ze mną porozmawiasz. Nad, prze...<br />
- Nie obchodzi mnie to. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nie przepadam za ludźmi, którzy się po mnie drą i nie liczą się z uczuciami innych, a w dodatku pochopnie ich oceniają. - Poczułam, że do oczu cisną mi się niechciane łzy.<br />
<br />
<i>Nie, nie, nie! Tylko nie teraz! </i><br />
<br />
- W takim razie poproszę sernik. - Wywróciłam oczami.<br />
- Czemu po prostu stąd nie wyjdziesz?<br />
- Wyjdę jak mi wybaczysz, a skoro żeby tu być, muszę być prawdziwym klientem to będę.<br />
- Po cholerę ci moje wybaczenie?<br />
- Potrzebne do kolekcji. - odparł, złośliwie się uśmiechając.<br />
- Idiota. - syknęłam ale poszłam po sernik.<br />
Starałam się opóźnić jak najbardziej jego zamówienie, zanim dotarłam do niego z sernikiem, zdążyłam obsłużyć całą salę.<br />
- Po prostu zgódź się ze mną porozmawiać.<br />
Postawiłam przed nim talerzyk i ruszyłam do dalszej pracy.<br />
<br />
***<br />
<br />
Nie wiem nawet kiedy wyszedł bo starałam się nie patrzeć w jego stronę. Zostawił pieniądze na stoliku. Zostawił też spory napiwek...<br />
<br />
<i>W dupę se wsadź te pieniądze!</i><br />
<br />
Napiwek włożyłam do przeznaczonej na to puszki stojącej przy kasie. Rzuciłam okiem na zegar wiszący nad drzwiami wejściowymi. Za pięć minut zamykamy. Cudownie! Praca uzdrawia, mówię wam! Czuję się o wieeeele lepiej. Tabletki przestały działać jakieś 4 godziny temu, a ja nadal nie czuję chęci rzucenia się pod pociąg. Całkiem niezły wynik! Uśmiechnęłam się do siebie. Pozostało mi tylko jeszcze jedno zmartwienie. Nie mogę sobie wybaczyć tego jak go potraktowałam. Tak wiem, jestem żałosna. Najpierw go wyzywam, odrzucam jego przeprosiny, a potem mam wyrzuty sumienia. Tak, byłam dla niego zbyt ostra. On tylko powiedział prawdę. Spotkało mnie więcej nieszczęść niż przeciętnego człowieka, nie wszyscy, tracą po kolei wszystkich członków rodziny, a potem jeszcze obrywają piorunem. Ale... To wszystko już było. Muszę to zamknąć, raz a porządnie, zamknąć, pogodzić się, i nie rozdrapywać starych ran. Muszą się wreszcie zagoić. Mogło być gorzej. Mogłam to ja nie żyć. Mogłam to ja umrzeć zamiast mojej mamy... Nie poznałam jej, ale potrafię sobie wyobrazić jaki to musi być smutek, dla jakiejkolwiek matki- stracić dziecko. Mogłam umrzeć już dawno. Tak jak wielu ludzi, przez przypadek. Albo z własnej głupoty. Może przy, którejś próbie... Mogłam naciąć zbyt głęboko. Ale żyję. Może to jakiś znak? Tak, wiem, bredzę. Ale co jeśli życie doświadczyło mnie po to, bym poznała smak cierpienia i przez to mogła pomagać? Co jeśli moje doświadczenie może się jeszcze komuś przydać? Może do tego właśnie jestem stworzona? Może taki powinnam mieć cel? Pomagać, bo wiem jak ciężko może być. Muszę przestać winić świat za to co przeżyłam. Muszę mieć jakąś... Jakąś nadzieję na przyszłość. Jakiś cel. Ja chyba po prostu zbyt zamknęłam się w swoim cierpieniu. Myślałam tylko o sobie, o swoich pierdolonych problemach. Westchnęłam zrezygnowana. Witajcie wyrzuty sumienia! Super! Po prostu zajebiście! I gdzie ja teram mam go szukać? Jak mam mu to powiedzieć? Jak ja mam się przyznać do błędu i własnej głupoty, gdy nie wiem nawet jak on ma na nazwisko. Bo to, że ma na imię Mateusz to trochę mało.<br />
- Cholera... - szepnęłam.<br />
W tym mieście są pewnie setki Mateuszów! Przecież ja go nigdy nie znajdę! Pomocy! Umrę z nieczystym sumieniem! Ratunku! Żeby ruszyć dalej, muszę, na prawdę, muszę z nim porozmawiać. Przebrałam się w swoje ubrania. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak przyjemnie jest założyć trampki po całym dniu chodzenia w tym badziewiu! Rozwiązałam, do tej pory ciasno związane, włosy i przeczesałam je palcami.<br />
<br />
<i>A może gdyby tak...</i><br />
<br />
Przesunęłam przedziałek kilka centymetrów w prawą stronę, tak, że był w prawie równej linii z łukiem mojej białej brwi.<br />
<br />
<i>Lepiej! Całkiem nieźle!</i><br />
<br />
Uśmiechnęłam się nieśmiało do swojego odbicia w lustrze. Są może trochę zniszczone i obcięte równo, jak od linijki. Ale nie ma w nich nic czego fryzjer nie byłby w stanie naprawić. Umówię się do fryzjera! Zacznę o siebie dbać! Nie mogę całe życie wyglądać jak skrzyżowanie nieszczęścia z pechem. Nie mogę żyć w tej chorej depresji już zawsze! Ale najpierw muszę odnaleźć Mateusza...<br />
<br />
***<br />
<br />
- Do widzenia! Cześć! - rzuciłam przez ramie szefowej i Dominice i wychodzę z kawiarni. Nie mam bladego pojęcia jak go znaleźć. Westchnęłam cicho i objęłam się ramionami. Robi się coraz zimniej!<br />
<br />
<i> Muszę pomyśleć o jakiejś ładnej kurtce. </i><br />
<br />
Uśmiechnęłam się do siebie głupkowato. Pora na zmiany! Najwyższa pora!<br />
Nagle poczułam jakiś ciężar na ramionach. Otuliła mnie ciepła, czarna bluza. Zdziwiona uniosłam oczy. Cały widok przesłonił mi potężny męski tors w czarnej koszulce. Uniosłam głowę wyżej i... Oczywiście! Jedno brązowe, a drugie niebieskie. Przełknęłam głośno ślinę.<br />
<br />
<i>I gdzie jest teraz twój niewyparzony, skory do przepraszania jęzor Nad?!</i><br />
<br />
Gdzie on się podział? Gdzie on zawsze znika wtedy, gdy jest najbardziej potrzebny.<br />
- Ja... - stęknęłam niewyraźnie.<br />
- Tak? - spojrzał na mnie tym swoim beznadziejnie przenikliwym wzrokiem.<br />
- Przepraszam.<br />
Zmarszczył brwi i rozejrzał się niepewnie na boki. Pewnie myśli, że się przesłyszał. Ja też, jeszcze w sumie niedawno nie wyobrażałam sobie tego, że to ja będę go przepraszała.<br />
- Co?<br />
- Przepraszam. Byłam na prawdę nie miła. Na prawdę dałeś mi do myślenia. Przepraszam...<br />
Streściłam w skrócie, bo na prawdę lepiej będzie jak oszczędzę mu historii o żyletce. Delikatnie ujął mój podbródek i chyba chciał unieść moją spuszczoną głowę. Nie wiem. Szarpnęłam głową i zrobiłam krok w tył.<br />
- Przepraszam... Znowu. Nie zbyt lubię...<br />
- Jak ktoś cię dotyka?<br />
- Właśnie.<br />
- W takim razie to ja przepraszam. - Uśmiechnął się do mnie, to był szczery, wesoły uśmiech. Rozluźniłam spięte mięśnie.<br />
<br />
<i>Kiedyś się przyzwyczaję...</i><br />
<br />
- Chodź. Dzisiaj odprowadzę cię lepiej niż wczoraj. - Zauważyłam, że chciał mnie objąć ramieniem, ale w porę się powstrzymał. Zachichotałam cicho.<br />
<br />
<i>Matko! Jeśli to słyszysz to pewnie też jesteś w szoku! Ja CHICHOCZĘ!</i><br />
<br />
Idąc przez rynek obowiązkowo rozglądałam się za swoim magikiem. Nie ma go. Albo jest, ale ja go nie widzę? Kto to może wiedzieć? To przecież magik...<br />
- Za kim się tak rozglądasz? - zagadnął i usłyszałam ciekawość w jego głosie.<br />
- Za swoim ulubionym magikiem. - odparłam bez zastanowienia, ale po chwili zaśmiałam się ze swoich słów. Jak głupio może to brzmieć dla osoby, która nic nie wie o marynarce i o tym jak znalazłam pracę?<br />
- Za magikiem powiadasz? - Uniósł lekko jedną brew i uśmiechnął się cynicznie.<br />
- Dokładnie. - Zrobiłam elokwentną minę. Zupełnie jakbym mówiła o czymś całkowicie normalnym a to on spadł z księżyca.<br />
- Mogę się o coś zapytać? - Zaskoczyłam go.<br />
- Jeśli nie chodzi o to kto i dlaczego mnie wczoraj gonił to tak. - Spojrzał na mnie niepewnie.<br />
- Nie. Chociaż to też mnie ciekawi.<br />
- Niech cię nie ciekawi. Słyszałaś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Uwierz mi, to na prawdę niebezpieczne. Nie jestem tym kim się wydaję. Ledwo się znamy... Nie chcę cię wplątywać w moje pierdolone problemy. - Westchnął ciężko.<br />
- A ty słyszałeś, że dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane? I, że największe problemy tworzą się z niewiedzy i nieświadomości?<br />
- Mądrala, i na dodatek cwana. Nie chcę sobie psuć wizerunku w twoich oczach. - Zaśmiał się. - Ej. Zmieniłaś fryzurę? - Zarumieniłam się.<br />
- Może.<br />
- Ładnie. - Zarumieniłam się jeszcze bardziej.<br />
- Chciałaś o coś zapytać. - Przypomniał.<br />
- Tak. Chciałam wiedzieć dlaczego dzisiaj przyszedłeś? - Spojrzałam mu prosto w oczy. Szybko odwrócił wzrok i skierował go gdzieś w przestrzeń. Wszędzie byle by nie na mnie- skądś to już znam. Czy przypadkiem sama tak nie robiłam?<br />
- Też chciałbym wiedzieć. Nie wiem. Z jakiegoś powodu czułem, że muszę. Że nie mogę cię od tak o, z tym zostawić... - Wzruszył ramionami.<br />
Nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy do domu. Razem idzie się raźniej. Zatrzymaliśmy się przed sporymi drzwiami kamienicy. Zrobiło się niezręcznie.<br />
- Czyli... Wybaczasz mi?<br />
- Tak! A ty mi? - spojrzałam skruszona w jego oczy.<br />
- Tak. Całkowicie. - Uśmiechnął się lekko.<br />
- Too... Żegnam? - Dla żartu wyciągnęłam dłoń jak do oficjalnego pożegnania.<br />
- Ja również panienkę żegnam. - Na jego ustach zabłądził uśmiech. Uścisnął lekko moją dłoń i stało się coś co zaparło mi dech w piersi. Z pod rękawa wydarł się kawałek bandażu lekko nasączony krwią. Spostrzegł to i jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości.<br />
- Nadzieja... - szepnął tak cicho, że gdyby to nie było skierowane prosto do mnie, nigdy bym nie usłyszała. Szarpnęłam dłonią chcąc się wyrwać, ale bezskutecznie, był silniejszy. Mocno ścisnął moją dłoń i przyciągnął do siebie. Patrzyłam na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy.<br />
- Proszę... Puść.<br />
Nie usłuchał mojej prośby. Zamiast tego podwinął rękaw aż do łokcia i odwinął opatrunek. Po jego minie widziałam, że już wie czego ma się spodziewać. Naszym oczom ukazały się cienkie czerwone linie.<br />
- Nadzieja...<br />
Po moich policzkach pociekły łzy.<br />
- Nadzieja... Czy ty? Czy to przeze mnie? - W jego oczach pojawił się nagle ogromny smutek.<br />
- Mateusz... To nie twoja wina.<br />
- Nie kłam! - warknął ostro.<br />
- To jest część tych moich pierdolonych problemów. - wyznałam cicho spuszczając głowę.<br />
- Nad... Dlaczego?<br />
- Nie wiem. Nie kontroluję tego.<br />
- Proszę... Nie rób tego więcej.<br />
- Nie chcę.<br />
Przygarnął mnie do siebie i zamknął w swoich ramionach. Zaskoczona również go lekko objęłam.<br />
- Jezu... Nigdy sobie nie wybaczę, że ci to zrobiłem. - jęknął beznadziejnie smutno.<br />
- To nie ty. To nawet nie ja.... - szepnęłam - To coś z czym muszę wygrać. - powiedziałam już głośniej.<br />
- Ubrudziłam ci koszulkę krwią.<br />
- Nie szkodzi. - Położył dłonie na moich ramionach i odsunął mnie lekko od siebie. Zasunęłam z siebie jego bluzę i podałam mu.<br />
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się słabo. Bluza wróciła skąd przyszła.<br />
- Trzymaj się. Proszę. - Rzucił mi jeszcze jedno smutne spojrzenie i postarał się o uśmiech. Odwrócił się i ruszył w duł ulicy, a ja jeszcze długo patrzyłam jak znika w anonimowym tłumie. Osłupiała wszystkim tym co powiedział i zrobił, zapomniałam o zwisającym mi, smętnie z ręki bandażu. Weszłam na górę i zapukałam do drzwi. Oti spojrzała na mnie zaniepokojona.<br />
- Nad. - Zaczęła poważnie. - Czy coś się stało?<br />
- Poprawisz mi opatrunki? - spytałam bez wyrazu.<br />
- Tak. Oczywiście. Co się stało? - Bo już było przesądzone, że coś stać się musiało.<br />
- Spotkałam go.<br />
- Kogo? - W odpowiedzi uniosłam pociętą rękę.<br />
- Jego...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Gdy szok minął i wszystko zostało już opowiedziane, zrobiłam porządny obiad, i wszystko wróciło do normy. Wszystko z siebie wyrzuciłam Jest mi dzięki temu lżej. Czuję się lepiej. Potrzebuję więcej takiej siebie- normalnej. Nie rozpamiętującej, użalającej się i płaczącej. Chcę wreszcie żyć normalnie. Otylia nie oceniała. Na jej nadgarstkach lśniły ledwo zauważalne prążki. Czas na poważną rozmowę!</div>
<div style="text-align: left;">
- Oti?</div>
<div style="text-align: left;">
- Tak?</div>
<div style="text-align: left;">
- Czy ty... Też? - Dotknęłam lekko palcem jej blizn. Wzdrygnęła się, ale na jej twarz szybko wpełzł połowiczny uśmiech.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie łatwo było, być lesbijką w chrześcijańskiej rodzinie.</div>
<div style="text-align: left;">
Pokiwałam głową na znam, że zrozumiałam</div>
<div style="text-align: left;">
- Oti?</div>
<div style="text-align: left;">
- Taaak? - Spojrzała na mnie trochę niepewnie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Czy uważasz, że powinnam iść do fryzjera?</div>
<div style="text-align: left;">
Wybuchnęła śmiechem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Taaaak! Powinnaś.</div>
<div style="text-align: left;">
- Sugerujesz, że wyglądam brzydko? - Ściągnęłam usta w dzióbek i zrobiłam urażoną minę.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nieee... Skąd ten pomysł? - Uśmiechnęła się wrednie. U<br />
szczypnęłam ją w ramię.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ała! Głupek! Ubieraj się! Mam pomysł!</div>
<div style="text-align: left;">
- Jaki?</div>
<div style="text-align: left;">
- Idziemy do fryzjera!</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
To już drugi post w tym tygodniu! Za bardzo was rozpieszczam! Teraz pewnie nastąpi cisza i brak weny, ale nie będę specjalnie przetrzymywać rozdzialiku.Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy! :)</div>
<div>
Jak wam się podobają moje wypociny? Nie jest nudno? Może zabijemy jakąś postać, co wy na to? :D </div>
<div>
Sponsorem dzisiejszego opowiadanka jest truskawkowy kisiel. Serio. Jeśli jego by nie było to rozdziału też! xD Piszcie jakieś komentarze, albo coś... </div>
<div>
Może jakieś nowe domysły? Kto jest kim? Powodzenia w zgadywaniu! Jakbym nie wiedziała to w życiu bym na to nie wpadła. ;)</div>
<div>
A może przefarbujemy Nadziejkę na różowo? Albo na jakiś inny ciekawy kolorek?? :D</div>
<div>
A jak tam wasze kontakty z fryzjerami? Zrobili wam kiedyś coś strasznego? ;)</div>
<div>
Piszcie w komentarzach, chętnie poczytam. ^_^</div>
<div>
Wczoraj nabiło się już ponad 7 tysięcy! Jestem z siebie strasznie dumna. Z siebie i, oczywiście, z tego co tu stworzyłam. Może dzisiaj znowu urządzę sobie noc spamu?? </div>
<div>
A i jeszcze sorki za to okropne zdjęcie na samej górze, ale tak mi pasowało!</div>
<div>
Do napisania!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8fO0J9-8RvsHro-kqk2jMkGkKGN4PZoa_Ij32z5LdOAJWPYEKGcuxq88Z25sxw2wvs08tot5Wk4E6_B6GqXt51OP5MPA2tG__9E9saooO-NSeGCklMy22zSkUDz6p5ZncuwUpWFRx5HQ/s1600/audrey-hepburn-cutting-her-hair.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8fO0J9-8RvsHro-kqk2jMkGkKGN4PZoa_Ij32z5LdOAJWPYEKGcuxq88Z25sxw2wvs08tot5Wk4E6_B6GqXt51OP5MPA2tG__9E9saooO-NSeGCklMy22zSkUDz6p5ZncuwUpWFRx5HQ/s1600/audrey-hepburn-cutting-her-hair.gif" height="253" width="320" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><i>Astraothia</i></span></h2>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-32174321914360125732015-03-17T21:32:00.001+01:002015-03-17T21:47:56.622+01:0013. Jeden krok do przodu. Dwa kroki w tył. Idziemy już z pół godziny, cały czas staramy się trzymać trasy, którą uciekaliśmy, a raczej Mat uciekał, a ja robiłam za nieprzewidziany balast. W dodatku za na w pół żywy balast! Mówiąc szczerze, ja nie wierzę w to, że odnajdziemy moje klucze, a co dopiero portfel. A co dopiero jego zawartość! Jednakże łudzę się, łudzę się i nie chcę mu sprawić przykrości. W końcu dobrowolnie, z własnej, nieprzymuszonej niczym, dobrej woli, zaproponował żeby ich szukać! Staram się rozglądać, ale jestem tak zmęczona, że oczy mi się same zamykają. Mógłby mnie znowu ponieść, nie obraziła bym się. Ziewnęłam głośno. Ten dzień nie należał do łatwych, a już tym bardziej do normalnych. Idziemy moim tempem, czyli dla niego tempem kulawego żółwia, bo jak szliśmy jego tempem to musiałam truchtać. Widzę, że strasznie go to irytuje, ale próbuje nie robić mi uwag, bo już wie, że długość moich nóg, i ogólnie długość całej mnie, to nie temat do dyskusji. Chwilę temu rozmowa jeszcze jakoś się kręciła, ale teraz już niezbyt. Trochę dziwnie jest wracać w środku nocy, z nie wiadomo kim, nie wiadomo skąd i do tego w zupełnej ciszy, więc próbuję na siłę znaleźć jakiś temat do rozmowy.<br />
- To jak się to nazywa?<br />
- To, czyli co? - Rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie.<br />
- Nooo... To! Wiesz co! Hereto... Hetaro... No wiesz co! - Wywróciłam oczami. Dobrze wie o co mi chodzi tylko nie chce o tym mówić! Ale ze mną nie ma łatwo. Sapnął z niezadowolenia.<br />
- Heterochromia. - syknął cicho.<br />
- Heterochro... Przynajmniej jesteś bardziej hetero niż większość mężczyzn.<br />
<br />
<i>Czy ja to na prawdę powiedziałam?</i><br />
<i>Kiedy ja się nauczę najpierw myśleć, a potem dopiero mówić?!</i><br />
<i>Czy to takie trudne?</i><br />
<i>Ale wstyd!</i><br />
<i><br /></i>
Wybuchł śmiechem tak głośno i niespodziewanie, że aż podskoczyłam ze strachu.<br />
<i>- </i>HAHAHAHAHA! Tego jeszcze nie słyszałem! HAHAHA! - złapał się za brzuch i przystanął. Minęła dłuższa chwila zanim skończył się śmiać, ochłonął trochę i znowu zaczął iść. Chyba nie muszę mówić, że po palnięciu takiej głupoty, moja twarz jest w kolorze barszczu?<br />
- Możesz to uznać za komplement. - mruczę totalnie zawstydzona. Błądzę wzrokiem po chodniku, byle by tylko na niego nie patrzeć!<br />
<br />
<i>A tak chciałaś się pogapić w te jego dziwne oczy. </i><br />
- Tak też zrobię, możesz być tego pewna. To teraz ty mi powiedz jak się nazywa to?<br />
- Co? - Patrzę na niego i marszczę brwi.<br />
- Nazwa twojej farby do włosów, albo nazwisko fryzjera, który cię tak urządził . Ojjj... Już miałem dzisiaj okazję zobaczyć jaka temperamentna jesteś... Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak mocno przywaliłaś facetowi, który... - Dopiero w tym momencie wychwycił moje spojrzenie.<br />
Czuję od środka jak oczami wylewa mi się gorycz, złość i chłód. Jestem pewna iż mierzę go wzrokiem mordercy, ale trwa to krótką chwilę gdyż szybko spuszczam głowę.<br />
<br />
<i>A więc o to chodzi...</i><br />
<i><br /></i>
Mogłam się domyślić... Dobry humor uleciał bardzo szybko, wręcz natychmiastowo.<br />
- To nie farba. - szepnęłam cicho po dobrych kilku minutach milczenia. Kątem oka widzę, że nagle odwrócił się do mnie i teraz przygląda mi się z zaciekawieniem. - To jest mój naturalny kolor...<br />
- Jak to jest możliwe? - pyta zupełnie nie zniechęcony. Posłałam mu spojrzenie mówiące: "WYCOFAJ SIĘ! CZERWONY ALARM!", ale to także nic nie dało.<br />
- Ja ci powiedziałem!<br />
- Argument pięciolatka!<br />
- Ale argument!<br />
<br />
<i>Argument... Argument srument! </i><br />
<i><br /></i>
Najgorsze jest to, że on ma rację... Zmusiłam go do wyjaśnienia mi zjawiska hetarcho... Ja pierdolę! Znowu nie pamiętam jak to się nazywa! Nie umiem tego wymówić, a co dopiero zapamiętać!<br />
- Walnął mnie piorun. Gdy się obudziłam w szpitalu to już takie były. Tyle! - rzuciłam sucho w nadziei, że to starczy mu za wyjaśnienie. Powiedziała bym: "Nadzieja matką głupich!", ale nie chcę obrazić swoich przyszłych dzieci jeśli takowe są mi pisane.<br />
- Oberwałaś piorunem i żyjesz? - Wywróciłam oczami i przyśpieszyłam kroku. Nienawidzę takich pytań.<br />
- Hola, hola! Skąd to tępo? - pyta drwiąco.<br />
<br />
<i>Menda! Złośliwa menda!</i><br />
<br />
- Ale jak ma się piorun do siwienia?<br />
- Zdarza się.<br />
- No ale jak?<br />
- Można osiwieć z nerwów, z bólu, z smutku... Nie słyszałeś?<br />
- No słyszałem.<br />
-No to ja jestem jednym z tym przypadków. Byłam mocno rozchwiana emocjonalnie jeszcze przed uderzeniem, a gdy obudziłam się z kompletnym paraliżem, w czymś co można nazwać śpiączką, spanikowałam zupełnie. To na prawdę...<br />
- Przytłoczyło cię. Uczucia były zbyt silne? Zbyt dużo się stało? - Nie wiem kiedy ale przystanęliśmy na środku przejścia dla pieszych. I tak było już na tyle późno, że nie było żadnych aut na drodze.<br />
- Dokładnie. - Spojrzałam mu w oczy z furią i żalem. Po co on drąży ten temat? Czy to daje mu jakąś cholerną satysfakcję? Nie widać po mojej reakcji, że na czole mam wypisane, pismem psychiatrów i psychologów, : " Niezrównoważona emocjonalnie. W razie poruszenia drażliwego tematu grozi samobójstwem."?<br />
- Nie tylko ty masz pierdolone problemy! Więc weź się w garść! Nie jesteś jedyną pokrzywdzoną na świecie! - ryknął mi prosto w twarz, z złością jakiej nigdy u człowieka nie widziałam. Przez chwilę stałam nieruchomo gapiąc się na niego. Do oczu napłynęła mi łzy, ale nie dałam im popłynąć.<br />
- Przepraszam... Ja... - Próbuje ratować sytuację, która już dawno umarła śmiercią tragiczną.<br />
- Nie szkodzi. - mruknęłam bez przekonania.<br />
- Szkodzi. Ej... - Wyciągnął dłoń w moją stronę, ale uchyliłam się przed nią jak przed ogniem.<br />
- Nie dotykaj mnie.<br />
Rozejrzałam się. Można powiedzieć, że rozpoznaję okolicę.<br />
- Stąd już znam drogę. Dalej mogę iść sama. Cześć. - Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku, który wydawał mi się dobry.<br />
- Nadzieja... Proszę.<br />
Spojrzałam na niego przez ramię pełnymi łez oczami. Stał z rozłożonymi rękami i zrezygnowaną miną.<br />
- Nie. I jestem Nad, nigdy Nadzieja. - powiedziałam głosem wypranym z emocji i zniknęłam w ciemnej uliczce.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
O dziwo udało mi się utrzymać kurs. Jednak to szukanie miało sens. I klucze, i portfel znalazły się w jednym miejscu. Całe i zdrowe! Aż nie mogłam w to uwierzyć. A wy uwierzylibyście? Jednakże humoru nie poprawiło by mi nawet znalezienie dodatkowych pieniędzy w tym portfelu. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
- Co ty tutaj robisz? - zapytała Oti, gdy wróciła po pracy do domu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Piję herbatę. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie mogłam spać. Jego słowa dręczyły mnie tak bardzo, że nie mogłam nawet zmrużyć oka. </div>
<div style="text-align: left;">
Ma pierdolony skurwysyn rację. Jestem jedną z milionów osób z przeżyciami, problemami i tym podobnymi. Więc jakie mam prawo do użalania się nad sobą? Takie samo jak inni, i to jest właśnie okropne. Jaki jest sens w jednostkowym bólu, w okazywaniu swojego marnego nieszczęścia?</div>
<div style="text-align: left;">
- Życie ci nie miłe?</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie pracujesz jutro?</div>
<div style="text-align: left;">
- Pracuję.</div>
<div style="text-align: left;">
- To czemu nie śpisz?</div>
<div style="text-align: left;">
- Bo nie mogę. - odpowiedziałam łamiącym się od szlochu głosem. Naciągnęłam mocniej przekrwione rękawy bluzy, na rozharatane tępą żyletką nadgarstki.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nadzieja... - Podeszła do mnie akurat w momencie, w której rozkleiłam się całkowicie. Łzy popłynęły mi strumieniami po twarzy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Po prostu nie mogę. </div>
<div style="text-align: left;">
Przykucnęła koło mojego krzesła i przytuliła się do mnie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Uspokój się.</div>
<div style="text-align: left;">
Spojrzałam na nią zdziwiona. Dawno... Nigdy... Nie czułam się tak... </div>
<div style="text-align: left;">
- Spokojnie. Chodź. Opatrzę ci to. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Proście a będzie wam dane! Oto następna część! Jak wam się podobało? Ja dla was zrezygnowałam z uczenia się na sprawdzian, odwdzięczcie mi się chociażby komentarzem. ;) Początkowo miało w tym rozdziale być więcej uprzejmości i romantyzmy, ale stwierdziłam, że to opowiadanie pójdzie bardziej w ten klimat niż w melodramaty. Mam nadzieję, że wam to odpowiada. :)</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<h2 style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></i></b></h2>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-78259604697680040702015-02-17T22:08:00.000+01:002015-02-18T17:40:32.797+01:0012. Chodź... - Hej... - Czuję, że ktoś lekko mną potrząsa. Ma okropnie zimne ręce. Chcę odskoczyć, ale moje ciało nie potrafi nawet zadrżeć od chłodu. Nie mogę otworzyć oczu. Nie mogę się ruszyć!<br />
- Proszę obudź się! - Słyszę czyjś głos, męski głos, żarliwą prośbę. Nie wiem czy bardziej kierowaną do mnie, czy w przestrzeń, a może do nieba?<br />
<br />
<i>Czuję się jak wtedy... </i><br />
<i><br /></i>
<i>Jak po wypadku w szpitalu...</i><br />
<i><br /></i>
- Cholera...<br />
Wszystko słyszę. Próbuję się skupić, ale to na prawdę trudne. Utknęłam w ciemności. Czuję, że mogła bym zostać w niej na zawsze. <br />
<br />
<i>Pomocy!</i><br />
<i><br /></i>
Boję się, tak cholernie się boję. Przeraża mnie to, że mogę utknąć w tej nicości.<br />
- Chryste... Dziewczyno, proszę! Obudź się! Błagam! - Czuję jak ktoś delikatnie ujmuje mnie za podbródek i unosi moją głowę. - Ja pierdolę...<br />
Kto mnie dotyka? Skądś kojarzę ten głos... Ale nie wiem skąd. Gdzie ja jestem? Co się ze mną stało? Czemu jestem tutaj? Znowu.. Coś mi się przypomina... Pistolet?<br />
<br />
<i>Och...</i><br />
<i><br /></i>
Do mojej głowy nagle napływają wspomnienia. Gdzieś idę... Na zakupy? Ktoś biegnie. Mam uciekać. Ktoś biegnie ze mną na rękach. Mam wrażenie jakby moja dusza była spowrotem wchłaniana przez moje ciało. Zachłysnęłam się powietrzem, jakbym brała pierwszy oddech w swoim życiu. Oczy mam otwarte na oścież, ale nic nie widzę. Jest ciemno i trwa to chwilę zanim się do tego przyzwyczaję. Mrugam niespokojnie próbując to jakoś przyśpieszyć. Staram się coś wyzuć rękami. Siedzę. Siedzę na ławce w parku. Teraz widzę. Niedaleko przede mną jest mały plac zabaw, a raczej jego czarny, nocny zarys. Lampy skąpią światła. Drzewa, krzaki, rabatki, ścieżki. Moje serce spowalnia rytm. Już nie próbuje wyskoczyć mi z piersi. Boli... Rozglądam się. Z przerażaniem stwierdzam, że obok mnie ktoś siedzi. Podrywam się z miejsca, ale moje nogi jeszcze się nie obudziły. Bezskutecznie próbuję utrzymać równowagę.<br />
- Ej! Ni ci nie jest? - Szybko łapie mnie i sadza spowrotem na ławce.<br />
- Puszczaj mnie do cholery! - warczę.<br />
- Kretynka... Siedź spokojnie. Czemu musisz się tak rzucać?!<br />
Patrzę na niego niewyraźnie.<br />
<br />
<i>Jak on mnie nazwał?</i><br />
<i><br /></i>
Coś mi się przypomina, że wcześniej nazwał mnie też idiotką, ale nie miałam okazji mu za to przywalić, więc teraz biorę zamach i na jego policzku, z całą siłą jaką byłam w stanie zebrać, ląduje moja dłoń.<br />
- Ach! - syczy z bólu i przykłada swoją dłoń do bolącego miejsca. - Debilka...<br />
Biorę obszerny zamach na drugi policzek ale zatrzymuje moją rękę w locie.<br />
- Już! Starczy! Dziewczyno... Uspokój się! - Nie puszcza mojego nadgarstka, zapewne w obawie przed kolejnym ciosem.<br />
- Nie nazywaj mnie tak! - warczę rozwścieczona.<br />
- A jak?! Jedyne co robisz to się szarpiesz, kopiesz, wbijasz mi pazury i jeszcze na dzień dobry dostaję w mordę! Na dodatek nie masz przy sobie żadnych dokumentów! Nic! Żadnej wskazówki! I leżysz jak martwa bite cztery godziny! Nie wiem jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, co się z tobą dzieje! Nic! - Wstał, i krzyczy na mnie wymachując rękami.<br />
<br />
<i>Chryste panie... Jakie mięśnie!</i><br />
<i><br /></i>
Rumienię się i mam szczerą nadzieję, że nie zauważył jak się gapię. Drze się po mnie jakby to była moja wina, że odleciałam! Ależ ma tupet! Szarpię się bo porywa mnie, wieczorną porą jakiś mięśniak?! Co? Miałam się dać uprowadzić bez walki? Skąd miałam wiedzieć jakie ma intencje? Teraz jego twarz oświetla pomarańczowe światło lampy, więc mogę mu się przyjrzeć. Zabrakło mi słów, patrzę się na niego tępo. Wygląda strasznie, gdy wydziera się wściekły tak, że mogły by go usłyszeć wszystkie dzielnice tego miasta. Ale ogólnie twarz ma całkiem przystojną. Jest trochę zarośnięty i ogromny, ale przystojny.<br />
- Mogłeś mnie zabrać do szpitala! - Nagle odzyskuję jasność myślenia i umiejętność mowy.Patrze mu w oczy z wyrzutem. Co on sobie myślał?! - Ja tu naprawdę mogłam umrzeć!<br />
Nagle z zawstydzeniem spuszcza wzrok i zaciska pięści.<br />
- Nie mogłem...<br />
<br />
<i>Chwileczkę... Jego oczy...</i><br />
<i><br /></i>
Wstaję żeby bliżej im się przyjrzeć. Tym razem moje nogi współpracują. Trochę mało dyskretnie zaglądam mu w oczy.<br />
<br />
<i>Są różne! </i><br />
<i><br /></i>
Mimo ogólnych ciemności, i słabego światła lampy mogę to zauważyć. Prawa tęczówka jest niebieska a lewa... Chyba brązowa. Przyłapuje mnie na mojej bacznej obserwacji i odskakuje. Cofa się poza światło i naciąga na głowę kaptur.<br />
<br />
<i>Wstydzi się...</i><br />
<i><br /></i>
Odruchowo ja też występuję z światła i też naciągam kaptur.<br />
<br />
<i> No proszę... Jak dwie krople wody...</i><br />
<i><br /></i>
Moja podświadomość patrzy na mnie z politowaniem i kręci głową, jest wyraźnie rozbawiona naszą synchronizacją.<br />
- Nie mogłem... Przepraszam... - Brzmi na prawdę szczerze. - Przepraszam, nie wiedziałem... Oni by mnie znaleźli. Masz jakieś problemy ze zdrowiem? - Mówi cały czas ze spuszczonym, wzrokiem co mi oczywiście przeszkadza, ale nic nie mówię. Marszczy czoło, ja też to robię.<br />
- Kto by cię znalazł? - Celowo unikam tematu o moim zdrowiu. Nie chce mi się o tym mówić. Po prostu nie jestem wytrzymała. Nigdy nie należałam do tytanów... Nie mam mocnego serca. Szybko mdleję, a jak zemdleję to mogę się już nie obudzić. Nic o czym chciało by się opowiadać nowo poznanej osobie.<br />
- Nie ważne, posłuchaj; nie miałem i nie mam wobec ciebie złych zamiarów. Musiałem cię stamtąd zgarnąć. Oni nie zostawiają świadków. Mogłaś biec... - Rzuca mi rozzłoszczone spojrzenie.<br />
- Mogłam. - przyznaję cicho. - Przepraszam... Nie wiedziałam o się dzieje...<br />
<br />
<i>Takie rzeczy nie dzieją się na co dzień!</i><br />
<i><br /></i>
<i>Kim muszą być oni, że ktoś jego pokroju się ich boi?</i><br />
<br />
Głośno wypuszcza powietrze z płuc. Po jego postawie widzę, że zaczyna się rozluźniać. Nadal jednak nie podnosi ozu.<br />
<br />
<i>Musi się ich wstydzić...</i><br />
<i><br /></i>
Skądś kojarzę takie zachowanie... Ja też głośno wzdycham.<br />
- Już dobrze się czujesz?<br />
- Tak, tak. Oczywiście...<br />
- Więc trafisz stąd sama do domu?<br />
- Tak... - mówię trochę niepewnie i rozglądam się.<br />
<br />
<i>Gdzie ja tak właściwie jestem?</i><br />
<i><br /></i>
- To ja już pójdę. - Uśmiecham się lekko i ruszam w prawo.<br />
- Na jakiej ulicy mieszkasz? - woła za mną. Odwracam się spowrotem do niego.<br />
- Eeeee...<br />
<br />
<i>No pięknie Nad...</i><br />
<i><br /></i>
- Na Andersa! - Doznaję olśnienia i wychwalam w myślach Oti za to, że mi powiedziała!<br />
- Eh... - Na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.- To tak jakby w drugą stronę... Chodź, odprowadzę cię. - Wskazuje ręką żebym podeszła.<br />
Robię się czerwona. Ale wstyd! Spuszczam głowę i się wracam. Idziemy teraz koło siebie, w rzeczywiście całkiem odwrotnym kierunku. Między nami panuje cisza aż do momentu gdy coś mi się przypomniało.<br />
- Nie mam przy sobie dokumentów? - Przypomniały mi się jego słowa, szybko przeszukuję kieszenie. Ani śladu po portfelu i kluczach.<br />
- O cholera... Zgubiłam portfel i klucze! - żalę się piskliwym głosem. Co ja teraz powiem Nad?! Moje dokumenty! Moje pieniądze! Jak mogłam je zgubić?! Pewnie wypadły mi podczas ucieczki! Mam nadzieję, że wypadły mi gdzieś blisko domu to może jakoś je odszukam...<br />
- No to problem. - Skrzywił się. - Domyślam się, że raczej nie jesteś z osób, które są wstanie zgubić pieniądze i się tym nie martwić?<br />
- Nie! Całkowicie nie jestem jedną z tych osób! Ja na prawdę... Nie mam zbyt wiele pieniędzy. Kurde! - Przeczesałam palcami włosy, z zdenerwowania do oczu zaczęły napływać mi łzy.<br />
- Hej, spokojnie. Spróbujemy pójść tą drogą, którą uciekaliśmy... Może je znajdziemy... jakoś.<br />
Podniosłam na niego zdziwione spojrzenie.<br />
- Na prawdę?<br />
- Na prawdę. - Uśmiechnęłam się lekko, przetarłam wilgotne od łez oczy. - Na prawdę... - powtórzył jakby bezwiednie i posłał mi ciepły uśmiech. Czuję jak się czerwienię.<br />
<br />
<i>Całkiem miła z niego bestia...</i><br />
<i><br /></i>
<i>I te oczy!</i><br />
<i><br /></i>
Jezu... Skąd u mnie takie myśli?<br />
- Skoro mam cię nie nazywać kretynką, to jak? - Czuję, że pyta po to by choć trochę odwrócić moją uwagę od problemu.<br />
- Nad. A ja ciebie? - Przyglądam mu się ciekawie, ale on już na mnie nie patrzy.<br />
- Mat.<br />
- To skrót od...? - zaczynam żeby mógł zgrabnie dokończyć.<br />
- Szach-Mat. - Uśmiecha się krzywo.<br />
- Bardzo śmieszne. A tak na prawdę?<br />
- A tak na prawdę?<br />
- Mateusz... A nad to skrót od...? - przedrzeźnia mnie, co lekko mnie irytuje, ale bardziej bawi. śmiesznie to wygląda, gdy człowiek jego rozmiarów stara się naśladować gestykulację kogoś moich rozmiarów.<br />
- Nadzieja. - Zaśmiał się krótko.<br />
- A tak na serio?<br />
- To było na serio. - Rozłożyłam bezradnie ręce i uśmiechnęłam się krzywo.<br />
- Oryginalnie... - Tym razem ja się zaśmiałam.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Witam! To znowu ja! Oj coś ostatnio za łatwo mi się pisze... Boję się, że zaraz nastąpi załamanie mojej weny i nastąpi kolejna dłuuuuga przerwa. :( A tego bym nie chciała gdyż ostatnio ten blog sprawuje się coraz lepiej! Właściwie to od nocy spamu. ;) Dziękuję wam za wszystkie komentarze, ciepłe słowa, słodzenie- jak to ujęła jedna z was. ;P Nie pozostaje mi nic jak dziękować i witać nowych czytelników. Dziękuję, że dołączacie do mojej historii.<br />
<br />
No więc mamy w grze jedną babę- Oti i aż trzech facetów! Kto jest kim? Słyszałam już o jakimś szipowaniu nawet! Hahaha! Nic bez mojej zgody z tego nie będzie, ale też nie przez przypadek mój blog, w niektórych katalogach widnieje w zakładce "romans". Uuuuuu... Astka coś wygadała... Będzie szum i kombinowanie... ;] Możecie zgadywać! Ja już siedzę cichutko! Nic już wam nie powiem!<br />
<br />
Do następnego!<br />
<br />
<h2 style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></i></b></h2>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-24333083709927834722015-02-13T23:23:00.000+01:002015-02-13T23:23:32.258+01:0011. Biegnij! Zachłysnęłam się powietrzem. No tak, blizny... Sama się wygadałam. Nie mogę jej winić o to, że pyta. Powoli odzyskuję funkcje życiowe.<br />
<br />
<i>Co teraz?</i><br />
<i><br /></i>
Co najdziwniejsze, gdy mija pierwszy szok spowodowany pytaniem czuję, że chcę jej powiedzieć. Nie trudno wam się chyba domyślić, że nie lubię się dzielić tym sekretem. A tu proszę, znowu stoję sobie przy niej swobodnie z odkrytymi plecami. Po karku przebiega mi zimny dreszcz.<br />
<br />
<i>Brawo Nad...</i><br />
<i><br /></i>
Opuszczam ręce wzdłuż ciała.<br />
- Nie musisz jeśli nie chcesz...<br />
<br />
<i>Nie chcę?</i><br />
<i><br /></i>
Czuję, że muszę, że to jedyny sposób aby to w końcu zaakceptować. Nie mogę się tego pozbyć, nie usunę tego, to nie zniknie... Muszę się przyzwyczaić. Mam blizny. To część mnie. Blizny i białe włosy- to cała ja. Bez nich nie była bym sobą... Może było by lepiej, ale nie jest.<br />
- Chcę. - mówię tak cicho, że nie jestem pewna czy mnie usłyszała. Odwracam się powoli do niej plecami i odsłaniam kark aby ukazać jej pełnię zniszczeń jakie na moim ciele dokonał piorun.<br />
- Och...<br />
Uśmiecham się do niej krzywo przez ramię.<br />
- Bystre podsumowanie.<br />
- Nie bądź złośliwa, to adekwatne do tego co zobaczyłam.<br />
Wzdycham ciężko. Ma rację. To nie są małe, ani tym bardziej pojedyncze zadrapania. Spuszczam głowę i odwracam się do niej przodem.<br />
- Starzy tych atrakcji. - mówię dość chłodno.<br />
- Bardzo śmieszne, mogę dotknąć?<br />
- Dotknąć? - Wytrzeszczam na nią oczy.- Możesz... - burczę szeptem i znowu się odwracam. Zamieram gdy jej zimna dłoń delikatnie przesuwa się po moich plecach. wodzi palcem po jednej z wielu linii. Czuję, że to zbyt wiele. Że jestem na granicy. Wewnątrz szarpię się z samą sobą próbując nie uciec od jej dotyku. Mam ochotę krzyczeć, ale tylko wciągam ze świstem powietrze i zaciskam pięści tak, że paznokcie przecinają mi skórę. Wtedy ona odsuwa się i zadaje to pytanie, którego nie da się uniknąć:<br />
- Jak?<br />
- Piorun.<br />
- Piorun?<br />
- Trafił mnie piorun.<br />
- Ale żyjesz!<br />
- Jak widać- żyję.<br />
Przez chwilę patrzy na mnie z konsternacją, jakby ważyła prawdziwość moich słów.<br />
<br />
<i>Żyję! Nie widzisz?!</i><br />
<i><br /></i>
- To nie jest coś czego się nie da przeżyć. Właściwie, lekarze mówią, że częściej się przeżywa niż umiera. To wszystko zależy...<br />
- Od czego? - pyta a jej oczy błyszczą z ciekawości.<br />
- Od wszystkiego. - warczę, ale szybko się uspokajam i dodaję - Od tego jak się stoi, gdzie się stoi, jak walnie, gdzie walnie... Od wszystkiego.<br />
Ona wydaje się niewzruszona moimi humorkami. I dobrze. Nie boi się mnie, nie unika. W jakiś sposób pomaga mi przełamać tą niewidzialną barierę, która tkwi głęboko we mnie.<br />
<br />
<i>Miałaś nikomu nie mówić!</i><br />
<i><br /></i>
<i>Nie!</i><br />
<i><br /></i>
<i>Miałam się pogodzić...</i><br />
<i><br /></i>
Po krótkiej walce z moim drugim ja, które najchętniej cofnęło by czas i ukryło się gdzieś w ciemnym koncie, rozluźniam się i pocieram blizny na ramieniu.<br />
- Bolało?<br />
Co za głupie pytanie! Moje oczy znowu przysłania białe światło, uszy wypełniają się hukiem, a ciało niewyobrażalnym bólem. Patrzę na nią wzrokiem tak żałosnym i pełnym cierpienia, że wywołuje to u niej strach. Nie chcę mówić o tym jak to bolało. bo tego nie da się określić skalą bólu.<br />
- Najważniejsze, że już nie boli...<br />
<br />
<i>Ma rację... Ma całkowitą rację...</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<div style="text-align: left;">
Jest już dość późno, zrobiło się ciemno, leżę na kanapie ze słuchawkami w uszach, słuchając dosłownie niczego. Po prostu nie chce mi się rozmawiać, więc udaję, że słucham muzyki. Otylia kręci się po kuchni, twierdzi, że robi kolację, ale jak na moje oko i mój nos to stara się usilnie coś przypalić tak, że nie będzie się tego dało zjeść. Zaczyna mi burczeć w brzuchu. Nadszedł czas by wziąć sprawy w swoje ręce. Odkładam słuchawki i wstaję.</div>
<div style="text-align: left;">
- Pomóc ci? </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie, nie. Ja zaraz skończę. - W jej oczach widzę przerażenie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Siadaj.</div>
<div style="text-align: left;">
Otylia lekko speszona usiadła przy stole. Podchodzę do kuchenki i... O matko... o to jest?! Ona mnie chciała tym nakarmić? Czy ona chce się mnie pozbyć? Wzdycham ciężko i zrzucam z patelni to co ona nazwała by jajecznicą. Myję ją, wycieram i po chwili rozbijam nowej jajka. Trochę szynki, Trochę masła. To można nazwać jedzeniem! Nie mija 10 minut a stawiam przed nią talerz z jajecznicą.</div>
<div style="text-align: left;">
- Eee... No wiesz... Dzięki.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie ma za co. - Śmieję się cicho pod nosem. - Masz zakaz gotowania, ledwo znalazłam mieszkanie, nie chcę żeby poszło z dymem. Otylia spłonęła czerwonym rumieńcem, ale nic nie odpowiedziała tylko zabrała się do jedzenia.<br />
- A jak tam praca?<br />
<br />
<i>Praca? Praca!</i><br />
<i><br /></i>
Ten dzień wydaje się ciągnąć bez końca... Zdążyłam już nawet zapomnieć o tym, że dostałam nową pracę!<br />
- Papierki podpisane! - Uśmiecham się szeroko przywołując w wyobraźni moment, w którym dumnie złożyłam swoje nazwisko na ostatnim świstku. - Oficjalnie pracuję od poniedziałku do piątku, od 7 do 15. Nie oficjalnie zostaję w pracy aż szefowa nie powie, że mogę iść i pracuję też w soboty. Tylko do momentu kiedy znajdzie się jeszcze jeden pracownik no i oczywiście za to wszystko co nieoficjalne też mi płacą.<br />
- Wow.. To najdłuższa wypowiedź jaką skierowałaś do mnie! - Otworzyła usta w teatralnym zdziwieniu. Przewróciłam oczami zamknęłam jej buzie, irytował mnie ten głupawy wyraz jaki przybrała jej twarz.<br />
- Bardzo zabawne. - syknęłam urażona.<br />
<br />
<i>Ja wcale nie mówię mało!</i><br />
<br />
Prawda?! Prawda? Nie ważne... To nie tak! Ja po prostu...<br />
<br />
<i>No co? </i><br />
<i><br /></i>
Nie umiem rozmawiać. Nie jestem stworzona do pogaduszek! Nad ogarnij się zanim zaczniesz warczeć na swoją podświadomość!<br />
- A gdzie dokładniej jest ten niewolniczy zakład pracy? - Ufff... Na szczęście Oti wyrwała mnie z zamyślenia.<br />
- Na rynku. Powiedziała bym ci jakąś ulicę albo nazwę czy coś, ale prawda jest taka, że sama nie wiem. - Oti wybuchła śmiechem, przechyliłam głowę spoglądając na nią z rezerwą.<br />
- Serio? Nad! Serio? Jesteś na prawdę udana! Nie ma drugiej takiej! Na sto procent jesteś jedynym egzemplarzem!<br />
Czuję jak moje policzki mnie parzą.<br />
- My mieszkamy na Andersa, tak jakby co. Jak się zgubisz to lepiej żebyś wiedziała. - I znowu salwa śmiechu.<br />
-Nu cóż... Szczerze mówiąc to... dobrze wiedzieć... - Tu mnie am, rzeczywiście nie wiedziałam. Cholera, gdzie ja mam oczy? Czemu ja nic nie wiem?!<br />
<br />
<i>Jedyny egzemplarz... </i><br />
<i><br /></i>
- Ha! Wiedziałam, że nie wiedziałaś! - Wstała i spojrzała na mnie dumna z siebie.<br />
<br />
<i>Grrrrr...</i><br />
<i><br /></i>
Westchnęłam, ale w tej samej chwili w mojej głowie pojawił się wspaniały pomysł. Korzystając z tego, że stoi do mnie tyłem, cichutko wstałam od stołu, podeszłam do swojej szuflady, wyciągnęłam bluzę i portfel.<br />
<br />
<i>A teraz! Panie i panowie! Uwaga! Największa atrakcja tego wieczoru! Wieeeeelkaaaaa UCIECZKA! </i><br />
<i><br /></i>
Rzuciłam się do drzwi<br />
- Ty sprzątasz! - krzyknęłam jeszcze w progu. Widząc, że już chce coś powiedzieć szybko zamknęłam drzwi i zbiegłam po schodach.<br />
<br />
- Ha!<br />
<br />
<i>Jeden zero dla Nad!</i><br />
<i><br /></i>
Dumna z siebie, niemalże w podskokach, ruszyłam na poszukiwanie sklepu. Skoro mam stały dopływ gotówki to mogę trochę uzupełnić lodówkę. I szafki. I w ogóle każde wolne miejsce wypełnię ciastkami! Naciągnęłam kaptur bluzy na głowę i zaczęłam lekko podskakiwać idąc w dół ulicy. Przynajmniej teraz wiem jak ta ulica się nazywa! Tu jest tak cicho... Jest już dość późno. Jak wrócę, Oti pewnie będzie już w pracy. Mam nadzieję, że lubi zmywać. Uśmiecham się lekko do siebie. Latarnie mrugają niemrawo. W okół nie ma żywej duszy. Jest tak cicho... W oddali słyszę tylko jakieś kroki. Ktoś biegnie. Coraz bliżej mnie.<br />
<br />
- UCIEKAJ! - Krzyk rozniósł się po całej okolicy.<br />
<br />
<i>Co?!</i><br />
<i><br /></i>
Odwracam się. W moim kierunku biegnie jakiś chłopak. To stąd ten odgłos... Ściągam brwi patrząc na niego niezrozumiale.<br />
<br />
<i>To było do mnie?</i><br />
<br />
- Uciekaj! Kurwa! Uciekaj! - Zanim zdążę zrozumieć, że to rzeczywiście do mnie, podbiega, łapie mnie w talii i dalej biegnie już ze mną na rękach!<br />
<br />
- Puszczaj mnie! - Próbuję się wyrwać, kupię, uderzam pięściami, wbijam paznokcie w jego ramiona. -Co się dzieje do cholery?! - warczę.<br />
- Zamknij się i nie ruszaj! - syknął mi do ucha. Czując jego zarost na policzku od razu znieruchomiałam, ale nie trwało to długo. Nie dam się kurwa jakiemuś byle debilowi porwać! Znowu wierzgam, ale to nic nie daje.<br />
- Idiotka...<br />
- HEJ! STÓJ! - Słysząc to mój porywacz przyśpiesza. Wychylam głowę zza jego ramienia. Za nami biegnie jakiś facet i... O KURWA! W prawej dłoni dostrzegam pistolet.<br />
<br />
<i>Ja pierdolę! O co tu chodzi?! </i><br />
<i><br /></i>
Unosi broń i widzę jak w biegu mierzy do nas.<br />
<br />
<i> CHRYSTE! </i><br />
<i><br /></i>
Oczy rozszerzają mi się do granic możliwości. Już się nie wyrywam. Wczepiam paznokcie w jego rękę i piszczę przerażona:<br />
- On ma kurwa broń!<br />
- No co ty nie powiesz geniuszu? - Rzuciłam mu srogie spojrzenie. Może dla niego to jest normalne, że goni go gościu z bronią, ale dla mnie nie!<br />
- Ale ona chce strzelać!<br />
- O cholera! - Skręcił szybko w jakąś boczną uliczkę. Przyciska mnie do siebie mocniej przez co czuję, że zaraz połamie mi wszystkie kości, ale nie protestuję. W momencie, w którym jesteśmy ledwo za zakrętem słyszę huk.<br />
<br />
<i>Strzelił!</i><br />
<i><br /></i>
- Strzelił! - jęknęłam. Zakręciło mi się w głowie. Wbijam w niego przerażone spojrzenie, ale on nie zwraca na mnie uwagi tylko biegnie. Na jego twarzy nie widzę ani odrobiny strachu, jest wściekły! Jak można się nie bać w takiej chwili?! Jak może się nie bać gdy goni go facet z bronią?! Facet z bronią, który udowodnił, że nie omieszka go zastrzelić jeśli będzie miał okazję!<br />
<br />
<i>W co ja się wpakowałam?</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Aż mi wstyd, że tak często teraz dodaję posty. Problem jest tylko taki, że nie chce mi się ich sprawdzać. Więc wybaczcie mi wszystkie błędy! Na prawdę bardzo się staram, ale jestem z właśnie tych osób, które choć chcą to nie mogą. :/ Mam nadzieję, że mimo tego przyjemnie wam się czyta? No i w końcu są te fajerwerki, które tak dawno już zapowiadałam! Musicie mi przyznać, że się dzieje, aj, dzieje! xD Ale czekajcie! To jeszcze nie koniec mojego gadania! </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Teraz odpowiem na pytanie od <a href="https://plus.google.com/113825577352737836983/posts">Take a smile</a> ( jej opowiadania <a href="http://gorzki-smak-ff.blogspot.com/">Gorzki Smak Szczęścia </a> i <a href="http://lowca-samobojcow.blogspot.com/">Łowca Samobójców</a>)- gdzie rozgrywa się akcja? Ups... Tu mnie macie... Miałam nadzieję, że nigdy nie będę miała okazji odpowiadać na to pytanie. Sprawa wygląda tak, że ja sama do końca nie wiem. Dałam polskie imiona, teraz polską nazwę ulicy... No to chyba w Polsce... Zaczęło się od tego, że nie potrafiłam wymyślić nazw dla miast, w których to wszystko się dzieje. I tak, z rozdziału na rozdział, jakoś unikałam tego tematu, aż tu nagle to pytanie! Według mnie dzieje się ono w Polsce, ale nie wiem nic poza tym! Taka historia może być wszędzie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile wasze spokojne miasta mają dziwacznych historii. ;)</div>
<br />
No i jeszcze jedna ważna sprawa wróciła GRIMALKIN! Czyli osoba, która dała tutaj pierwszy komentarz, nie będący spamem albo czymś takim tym podobnym! Wiecie o co mi chodzi, nie? ;p<br />
Zapraszam na jej opowiadanie- <a href="http://witaj-w-symulacji.blogspot.com/">Witaj w symulacji...</a> . Bardzo, bardzo polecam! I trzymam kciuki, bo wiem, że nie łatwo jest wrócić do pisania po dłuższej przerwie.<br />
<br />
Do przeczytania kochani<br />
<br />
<h2 style="text-align: center;">
<i>Astraothia</i></h2>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-49271642895460512992015-02-08T23:25:00.003+01:002015-02-11T21:39:23.901+01:0010. Nie tak źle...- Dzień dobry! Nazywam się Nad, co chcieli by państwo zamówić?<br />
- Z cukrem lub mlekiem? Aha, dobrze.<br />
- Polecam nasz jabłecznik.<br />
- Tak, tak. Wszystko pieczemy na miejscu. Naturalnie.<br />
- Już się robi.<br />
- Zaraz przyniosę.<br />
- Tak oczywiście, nie ma problemu.<br />
- Prosto i w lewo.<br />
- Dwanaście złotych i pięćdziesiąt groszy. <br />
- Jezu Chryste... Ile ludzi...<br />
- Coś pani mówiła?<br />
- Nie, nie.<br />
<br />
<i>O cholera, już przestaję kontrolować co mówię a co tylko myślę! Za dużo ludzi! Za dużo roboty!</i><br />
<i><br /></i>
<i>- </i>Coś jeszcze do tego?<br />
- Polecam jabłecznik.<br />
I tak się kręcę, bez przerwy do około godziny piętnastej. Nogi mam jak z waty, po części ze zmęczenia ale bardziej ze stresu. Jakkolwiek to zabrzmi- nie jestem przyzwyczajona do ludzi, a już tym bardziej do zaczynania z nimi rozmowy. Ręce mi się trzęsą tak, że wszystko na tacy mi dygocze. Chyba opatrzność nade mną czuwa bo jeszcze nic na nikogo nie wylałam. Jeny! Jakie to jest wszystko stresująco- frustrująco- męczące! Pracowałam wcześniej w kawiarni, ale nie w takiej! Tam na godzinę miałam dwóch klientów, i to zawsze tych samych, więc nie pytałam tylko podawałam "to co zawsze".<br />
<br />
<i>Umieram!</i><br />
<i><br /></i>
Bolą mnie stopy od dreptania w te i wewte w bucikach na pierdolonym obcasiku, dopasowanych oczywiście do reszty pierdolonego uniformiku. No właśnie... Mój strój... Zabijcie mnie, proszę! Przecież to wstyd mieć coś takiego na sobie! Może blond, dziesięcioletnia dziewczynka jakoś by w tym wyglądała, ale ja? Za jakie grzechy? Co mi się w nim nie podoba? WSZYSTKO!<br />
W S Z Y S T K O! To jest koszmar. Bladoróżowa spódniczka, tak gdzieś do kolan. Biała bluzeczka, oczywiście zapinana na różowe guziczki. No i główna atrakcja- fartuszek. Mam ochotę go odwiązać i powiesić się na nim. No a te pierdolone butki, na pierdolonym obcasiku są też oczywiście różowiutkie.... Umieram w tym! Zdycham! Duszę się! Moje drugie ja staje obok i teatralnie rozrywa zębami fartuch na kawałeczki. No przysięgam, po pracy chyba pójdę wykąpać się w smole i odprawić jakiś satanistyczny obrzęd żeby wyrównać rachunek. Nie jestem tego typu dziewczyną. Panna śmieszka przez którą mało z rana nie padłam na zawał wygląda oczywiście zjawiskowo.<br />
<br />
- Cholera... - mruczę cicho pod nosem. Przykładam do ust oparzony wrzątkiem palec. Boli jak diabli, ale co z tego? stawiam filiżankę na tacy i wio do stolika!<br />
<br />
Już osiemnasta! Jak to szybko zleciało!<br />
- Do widzenia!<br />
Wyszedł ostatni klient.<br />
- Nad! Łap klucz! - Łapię ledwo ledwo, jak frajer, ale łapię. Zamknij drzwi i obróć karteczkę, dobrze?<br />
- Dobrze!<br />
<br />
<i>WSPANIALE! </i><br />
<i><br /></i>
Jak na skrzydłach, przy pomyślnym wietrze, lecę do drzwi, obracam karteczkę stroną "zamknięte" do świata, przekręcam klucz w zamku i z szerokim uśmiechem odwracam się.<br />
- Zrobione! - Oddaję klucz.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Utykam sobie powoli do domu, buty z pracy obtarły mnie do kości, ale nawet to nie jest w stanie zetrzeć mi z twarzy uśmiechu. Podpisałam umowę! Milionów nie zarabiam, ale przeżyję. Mam na wszystko na co mi będzie trzeba a nawet trochę więcej. Nie jestem raczej rozrzutna, ani ni w tym stylu, bo też co miała bym kupować? No dobra, kupię sobie jakieś nowe ubrania. Tutaj, w "dużym mieście" zaczynam zauważać, że trochę odstaję od reszty w swoich spranych koszulach i zmechaconych bluzach. Może namówię na wspólnie zakupy... Oti... No tak... Przez to zamieszanie zapomniałam o tym z rana.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Cholera...</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Akurat dotarłam już pod samą kamienicę. Nie jestem pewna czy chcę wrócić do mieszkania i zobaczyć się z Otylią, więc stoję i gapię się w drzwi.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>No dawaj Nad! Przecież nie będziesz koczować na ulicy aż ona wyjdzie do pracy!</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Nie będę? Nie... Nie będę. To by było głupie.</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Czuję, że nie mogę jej unikać, że to jeszcze pogorszyło by sprawę więc... naciskam klamkę i powoli, ociągając się jak tylko się da, idę po schodach w górę.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Co ja mam powiedzieć?</i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Co mam myśleć?</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Zdążyłam już chyba przynajmniej dotrzeć do tego, że nie przeszkadza mi ta jej orientacja, czy jak to się tam fachowo mówi. Trochę boli mnie to, że dowiedziałam się o tym w taki a nie inny sposób. Rano byłam zszokowana i się śpieszyłam. Teraz, na spokojnie, robi to na mnie mniejsze wrażenie.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>A co jeśli ją skrzywdziłam? Zachowałam się beznadziejnie...</i></div>
<br />
Staję przed drzwiami do naszego mieszkania. Pukać czy otwierać kluczem? Oto jest pytanie! Niepewnie unoszę dłoń i stukam kilka razy. Cisza.<br />
- Hmmm... Może już tu nie mieszkam? - Pukam jeszcze raz. Tym razem słyszę kroki. Po chwili drzwi otwierają się i stoi w nich Oti, ze spuszczoną głową, zgarbiona.<br />
- Hej, przepraszam... Nawaliłam. - zaczynam cicho.<br />
- Eee... Ja też... Cholera... Serio Nad, sory, że ci nie powiedziałam...<br />
- Spoko... Rozumiem. Ej, to nic strasznego przecież. - Na jej twarzy wreszcie pojawia się cień uśmiechu. Otwiera szerzej drzwi i wchodzę do środka.<br />
- Uff... - wzdycham ciężko - Już myślałam, że tu nie mieszkam! - Śmieje się.<br />
- Mieszkasz, luz. No więc tego... Chyba muszę ci to jakoś wyjaśnić... Herbaty?<br />
- Tak, jasne. Nie no, jak nie chcesz to nie musisz...<br />
<br />
<i>W sumie co tu jest jeszcze do wyjaśniania? Chyba wszystko jasne...</i><br />
<i><br /></i>
Siadamy przy stoliku na przeciwko siebie i jest cholernie niezręcznie. Wgapiamy się w kubki i milczymy. Nagle Oti głośno wypuszcza z ust powietrze. Zupełnie jakby zeszła z niej jakaś blokada.<br />
- No więc jestem lesbijką. - Oświadcza z szerokim uśmiechem, to mnie rozbroiło. Uśmiecham się.<br />
- Ale Nad, nie obraź się, ale raczej nie jesteś w moim typie...<br />
Zaczynam histerycznie chichotać.<br />
<br />
<i>Jeny czemu mnie to tak krępuje??</i><br />
<i><br /></i>
- Auć! Sugerujesz, że jestem brzydka? - pytam żeby rozładować trochę atmosferę.<br />
- Nieeee... No o ty? No może trochę... - Puszcza do mnie oczko i śmiejemy się.<br />
- Więc ta osoba, ta z którą rano ty...<br />
- Tak.<br />
- To ta od... - Rzucam spojrzeniem na szafkę z kubkami.<br />
- Tak.<br />
- Och...<br />
- Dlaczego ona...<br />
- Okazało się, że ona znalazła sobie innego.<br />
- Innego?<br />
- Nom... Odwidziało jej się lesbijstwo... - mówi chłodno i spokojnie bierze łyk herbaty.<br />
- Och...<br />
- No właśnie.<br />
- I dlatego zniknęła?<br />
- Dokładnie.<br />
- Och...<br />
- Znowu celna uwaga. - Posyłam jej krzywy uśmiech.<br />
- To dlaczego wróciła?<br />
- No właśnie żeby mi to powiedzieć...<br />
- Och...<br />
- Skończ już z tym och.<br />
- Och. - rzucam specjalnie z wrednym uśmieszkiem.<br />
- Głupek... - Szturcha mnie nogą pod stołem tak, że wylewam na siebie herbatę.<br />
- Frajerka. - Potrząsam stołem tak, że jej kubek się wywraca i teraz ona jest cała w herbacie.<br />
- Aaa! Gorące! - drze się, a ja pękam ze śmiechu. - Bawi cię to? - W jej oczach pojawia się niezdrowy błysk i uśmiecha się połowicznie.<br />
- Bardzo. - rzucam jak wyzwanie i nie mija sekunda a herbata ląduje na mojej głowie.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Stoimy w łazience nad umywalką i wyżymamy herbatę z ubrań. Nie wiem czemu ale nie krępuję się przed nią stać w bieliźnie. Przecież nie jestem w jej typie. Wiem, że muszę się zachowywać po zwyczajnie. Nie chcę żeby czuła się dziwnie z powodu tego jaka jest. </div>
<div style="text-align: left;">
- Ej, rano mówiłaś coś o jakichś bliznach.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Ha! Nie spodziewaliście się tak szybko! Mam was! Znowu krótko i w ogóle bez fajerwerków, ale jakoś tak fajnie mi się to tak dawkuje. Mam nadzieję, że się podoba. Dziękuję, za ostatnie komentarze. Każdy komentarz to jeden mój taniec szczęścia. :D Czym dłuższy tym dłużej tańczę.</div>
<div style="text-align: left;">
( Aha, no i nie chciało mi się sprawdzać błędów. Sorki! ^__^") </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://data1.whicdn.com/images/161907534/large.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://data1.whicdn.com/images/161907534/large.gif" height="239" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Do przeczytania!</div>
<h2 style="clear: both; text-align: center;">
<i><b><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></b></i></h2>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-58713973700935768302015-01-27T18:35:00.003+01:002015-02-11T21:39:12.233+01:009. Ale wdepnęłam... <span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
Potrząsnęłam głową próbując wyrzucić z niej wszystko co przed chwilą usłyszałam. W głowie nieznośnie wiąż odbija mi się krzyk Otylii. Desperacki, niewyobrażalnie rozpaczliwy...<br />
<br />
<i>Kochała... </i><br />
<i>Prawdziwie...</i><br />
<i>Mocno...</i><br />
<i><br /></i>
Stoimy naprzeciw siebie wbijając w siebie nawzajem swoje spojrzenia. Prosto w oczy.<br />
Westchnęłam głęboko i pokręciłam przecząco głową. Czułam, że nie jest to odpowiednia reakcja, i że mogę nią urazić Otylię, ale nie potrafiłam inaczej. W jej oczach były łzy, patrząc w tamtej chwili w jej oczy, nie mogłam uwierzyć, że one potrafią wyrażać też radość. Jestem ciekawa, co wyrażają moje? Pewnie to co czuję: zakłopotanie, irytacje, zdziwienie... Nic przyjemnego dla odbiorcy tego spojrzenia. Zwłaszcza nie w tym momencie. Powinnam w jakikolwiek sposób okazać akceptację co do jej... Co do jej orientacji. I współczucie, bo domyślam się, że osobą, z którą Otylia się kłóciła była właścicielem tajemniczego kubka.<br />
<br />
<i>Mogła mi powiedzieć...</i><br />
<i><br /></i>
Może gdyby to zrobiła to nie stała bym teraz jak idiotka, skołowana i bezradna. Z drugiej strony, jak miała mi to powiedzieć? Chyba nie istnieje jakaś nieszkodliwa formułka, za pomocą, której bezproblemowo informuje się swoich współlokatorów o swojej orientacji seksualnej. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam ni do tego. Po prostu chyba przyznacie, że stawia mnie to w trochę niewygodnej sytuacji. Nie zamieszkała bym z chłopakiem właśnie z TAKICH powodów. A skoro ona... To ona tak samo jak oni... To za wiele jak na tak wczesną godzinę!<br />
<br />
<i>Na prawdę Nad? Na prawdę nie zamieszkała byś z chłopakiem?</i><br />
<i><br /></i>
Moja podświadomość właśnie ze mnie wyszła, patrzy na mnie z założonymi na piersi rękami i uniesioną mocno do góry brwią.<br />
<br />
<i>A kto chciał dzwonić i prosić o nocleg chłopaka z pociągu? </i><br />
<i><br /></i>
Robię się czerwona na twarzy i mam ochotę się zapaść pod ziemie. Że też teraz zachciało się jej odzywać. Teraz nie pora na to... Nie wypominaj mi...<br />
<br />
Otylia już prawie szlocha, a mój oddech staje się coraz bardziej nierówny. Wzbiera we mnie nieoczekiwana złość. Wyrzucam przed siebie ręce wskazując na przestrzeń między nami jakby leżały tam dowody zbrodni. Potrząsam nimi zadając nieme pytanie: "<i>Dlaczego?!</i>".<br />
<br />
W sumie to jest jeszcze trzecia strona... Po co miała by mi mówić? Ledwo się znamy. Stanowczo za słabo żeby wiedzieć o sobie takie rzeczy. Po prostu wolała bym wiedzieć... Gdybym wiedziała to bym nie paradowała jej przed nosem w ręczniku... Ani w bieliźnie! Cholera! Gdzie w ogóle wtedy był mój lęk przed pokazaniem swoich blizn?! Zaczynam podejrzewać, że przez chwilę poczułam się po prostu za swobodnie... Gdybym wiedziała, nie pocałowała bym jej! Zrobiłam to z ekscytacji! Pod wpływem impulsu! Zupełnie bezcelowo wyraziłam swoją ekscytację w najgłupszy sposób pod słońcem... Może jak wygram na loterii jakąś grubą kasę to kogoś zgwałcę?<br />
<br />
<i>Jesteś głupia.</i><br />
<i><br /></i>
Syczy ta połówka, która niedawno ze mnie wyszła, ujawniła się żeby mnie trochę pokrytykować.<br />
<i><br /></i>
- Cholera. - Przestąpiłam z nogi na nogę trzęsąc się z nerwów. Wyminęłam ją i ruszyłam ku drzwiom wyjściowym.<br />
- Cholera! - ryknęłam głośno. Wyszłam trzaskając drzwiami. Wyciągnęłam z kieszeni telefon żeby sprawdzić godzinę.<br />
- Cholera.- jęknęłam. Z telefonem w dłoni zaczęłam biec.<br />
<br />
<i>Pięknie! Spóźnisz się pierwszego dnia pracy!</i><br />
<br />
<i>Gratuluję Nad, jest pani cudowna w psuciu sobie życia, które ledwo zaczęło ci ostatnio wychodzić. Szkoda, że bieganie nie idzie Ci tak dobrze!</i><br />
<i><br /></i>
Nie wiem jakim cudem ale udało mi się przyspieszyć jeszcze bardziej i pojawiła się nadzieja, że zdążę. Wybiegłam zza zakrętu na rynek i wpadłam na jakiegoś chłopaka w kapturze. Na szczęście on nie potrzebował przeprosin, bo ja o nich nie pamiętałam. Potykając się dobiegłam do celu. Stanęłam przed drzwiami w lekkim rozkroku, oparłam dłonie na kolanach. Z trudem łapię nawet najmniejszy oddech. Nie mam zbyt dobrej kondycji... Nie mam wcale kondycji... Wyprostowałam się i chwiejnym krokiem weszłam do środka. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, a jeszcze cały dzień pracy przede mną! Mam ochotę paść i nigdy nie wstać.<br />
- Dzień dobry. - wyrzucam z siebie zdyszana gdy tylko przekraczam próg cukierni. Młoda kelnerka patrzy na mnie jak na ufoludka.<br />
- Ja miałam... - krztuszę się i łapczywie łapię oddech - Pracę miałam zacząć.<br />
Dziewczyna patrzy na mnie z uniesioną brwią, ale kończy wycierać stolik i zwraca się do mnie:<br />
- Poczekaj chwilę, zawołam szefową. - na jej ustach czai się uśmiech.<br />
<br />
<i>No oczywiście! Śmiało! Śmiej się z kogoś kto zaraz wypluje płuca!</i><br />
<i><br /></i>
O! Nareszcie moje drugie <i>Ja </i> stanęło po mojej stronie. A to nowość!<br />
<br />Dziewczyna odwraca się ode mnie z niezwykłą gracją i wychodzi na zaplecze. Mało mi szczęka nie opadła.<br />
<br />
<i>Jak można mieć w sobie tyle wdzięku?!</i><br />
<br />
Wyprostowuję się i poprawiam włosy. W porównaniu do niej ja nie jestem zwyczajnie niezgrabna, jestem kaleką! Coraz bardziej odczuwam, że pominęłam jakąś ważną lekcję na zajęciach z bycia kobietą. Sapnęłam i próbuję wyglądać normalnie gdy tak na prawdę czuję się beznadziejnie. Po plecach spływa mi zimna stróżka potu, jestem rozczochrana i zupełnie nie prezentuję się jak ktoś z predyspozycjami do jakiejkolwiek pracy. Otarłam pot z czoła. Minęło jeszcze kilka chwil zanim kelnerka wróciła z zaplecza. Podeszła do mnie ze smutną miną i rozłożyła bezradnie ręce.<br />
<br />
<i>O nie, nie, nie! Coś jest nie tak!</i><br />
<i><br /></i>
- Przepraszam, ale już nie potrzebujemy pomocy. Tak mówi szefowa. - Wytrzeszczam na nią oczy i rozdziawiam buzię. - Przykro mi...<br />
Pogłaskała dłonią moje ramię. Jestem w tak głębokim szoku, że nie drgnęłam nawet gdy mnie dotknęła, gdy w normalnej sytuacji już dawno odskoczyła bym na co najmniej metr. Spuściłam głowę i już miałam się odwrócić i wyjść gdy usłyszałam parsknięcie, zaraz za nim śmiech. Odwróciłam się zszokowana, nie do końca uświadamiając sobie jeszcze czemu dziewczyna zwija się ze śmiechu. Teraz to ja patrzę na nią z uniesioną brwią.<br />
-Co się tu dzieje? - Z zaplecza wychodzi ta kobieta, którą wczoraj byłam wstanie zmusić do dania mi pracy. Na jej widok dziewczyna zanosi się jeszcze głośniejszym śmiechem i zgina się w pół.<br />
-No ja nie wierzę... Znowu to samo... Dominika! Kiedy ty w końcu dorośniesz?! Zawsze to samo! To już trzecia! Dobrze, że zdążyłam! Wracaj do pracy!<br />
-Się robi! - zasalutowała i śmiejąc się jeszcze cicho pod nosem, wróciła do wycierania stolików.<br />
-Przyśpiesz ruchy! Odpracujesz sobie dzisiaj te swoje żarciki!<br />
Kobieta ciska piorunami w dziewczynę, której z tamowanego śmiechu łzy już lecą po policzkach.<br />
<br />
<i>Żarciki?</i><br />
<i><br /></i>
Przez chwilę analizuję stojąc jak słup. W końcu jednak do mnie dociera.<br />
<br />
<i>Och... Żarciki... </i><br />
<br />
Niemal słyszę jak kamień spadający mi z serca uderza o podłogę.<br />
<br />
- Wybacz za nią. Moja chrześnica ma wyjątkowo niedojrzałe poczucie humoru...- zwraca się do mnie zaczesując opadające jej na czoło włosy za ucho.<br />
- Czyli... Czyli nadal mam pracę? - pytam niepewnie.<br />
- Tak, Oczywiście. Na prawdę cię za nią przepraszam.<br />
- Nie szkodzi. Na prawdę. - Wymuszam na sobie blady uśmiech.<br />
<br />
<i>Mało bym przez nią na zawał nie zeszła! Oczywiście, że szkodzi!</i><br />
<i><br /></i>
- Czemu jesteś taka potargana? Biegłaś?<br />
Automatycznie robię się czerwona aż po czubki uszu.<br />
- Z resztą nie ważne... Do puki nie nauczysz się piec, będziesz pracować jako kelnerka. Piec będziesz m usiała nauczyć się sama. Dostaniesz do domu przepisy i masz próbować je wykona tak długo aż ci wyjdą. Kiedy uznasz, że jesteś gotowa, powiesz mi i wtedy, zrobimy egzamin. Ok? - Patrzy na mnie wyczekująco.<br />
- Ok!<br />
- Choć pokażę i o gdzie leży. Musisz zapamiętać wszystkie produkty. Zaraz dam ci uniform, a potem omówimy sprawę wynagrodzenia. - Pociągnęła mnie lekko w stronę lady z kasą.<br />
<br />
<i>Uniform?</i><br />
<i><br /></i>
Spoglądam na dziewczynę i wszystkie włosy stają mi dęba. Ja w takim ubranku?!<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Witam wszystkich którzy jeszcze tu są! Tak wiem, szału nie ma. Ale spokojnie. Akcja będzie się już tylko zagęszczać.Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest, serio. Strasznie długa była ta przerwa. Nie byłam w stanie sklecić nawet sensownego zdania, ale gdy przyszedł początek, reszta jakoś ruszyła. Nie ukrywam, że chciałam więcej akcji włożyć w ten rozdział, ale czuję, że nie mogę go już dłużej trzymać. Więc, proszę, macie go, łapcie!</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<h2 style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></i></b></h2>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-28910894055557101042014-11-23T22:14:00.001+01:002015-02-11T21:38:56.267+01:008. Bywa, że czasem ktoś musi wskazać mi drogę.<br />
<span style="font-size: large;"> </span>Nie musiałam się już zastanawiać gdzie teraz iść. Podświadomie ciągnęło mnie do piekarni, w której byłam wczoraj. Mówiąc szczerze ciągnęło mnie do niej, do jej serników, tortów i ciasteczek od kiedy tylko drzwi kamienicy zamknęły się za mną, ale przecież nie taki był mój dzisiejszy cel, więc uśpiłam to w sobie. Szłam jak za złotą nicią, mijając bloki i przemierzając uliczki, których nigdy wcześniej nie widziałam, jakimś sposobem znałam drogę. Wiedziałam, którędy się udać żeby tam dojść. Teraz nie szukam pracy. Teraz jestem wściekła i głodna, a to w moim przypadku mieszanka wybuchowa. Nie rozglądam się po witrynach, nie wchodzę do sklepików, nikogo nie pytałam o pracę i nikt mi nie odmawia. Pozwalam działać instynktowi wyzwolonemu przez potrzebę cukru i nie myślę praktycznie o niczym ponieważ... Ponieważ jest mi przykro, a nie chcę się rozklejać. Słowa ranią, ale są gorsze rzeczy od słów. Bolą mnie spojrzenia, które pracodawcy kładą na mnie. Fakt, nie wyglądam zwyczajnie. Nie mam do tego predyspozycji. Nie wyglądam jak ich przyszły pracownik, chociaż dzisiaj się postarałam. Ubrałam się nawet dość ładnie... No dobra, ubrałam się po prostu w najbardziej kobiece ubrania jakie miałam, ale to już chyba staranie się, prawda? Teraz chcę wepchnąć w siebie spory kawałek jakiegoś ciasta wierząc, że zapcha on dziurę w moim wnętrzu spowodowaną wszystkimi dzisiejszymi odmowami, nieprzyjemnymi słowami i innymi przykrościami. Najlepiej o nich nie myśleć. Odciąć się od własnych myśli i naładować baterie czymś słodkim. Trochę wstydzę się tego, że tak szybko mnie to złamało, że tak szybko mam ochotę zapaść się pod ziemię i nikomu nie pokazywać. Często się tak czuję gdy jestem między ludźmi, a przecież jestem jednym z nich... Czy to w ogóle normalne?<br />
<br />
<i>Są też osoby przy, których się tak nie czuję.</i><br />
<i><br /></i>
Nie wiem czym różnią się one od innych osób. Niektórzy natychmiastowo zyskują moja zaufanie i przywiązanie. Na przykład Otylia. Ona nie spojrzała na mnie t y m wzrokiem. Nie spojrzała na mnie w taki sposób nawet gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy. Nie mówiła nic o moich włosach i o podkrążonych oczach, które są nieodłączną częścią mnie. Może dlatego nie miałam oporów żeby od pierwszej chwili zbliżyć się do niej. Chociaż znam ją bardzo krótko, właściwie wcale jej nie znam, to czuję, że nie jest złą osobą.<br />
<br />
<i>Nie skrzywdzi mnie.</i><br />
<i><br /></i>
Ten chłopak w pociągu też by tego nie zrobił. Magik też, chociaż jego jedynego z tej trójki oczy nie widziałam ani przez chwilę to czułam się bezpiecznie. Już chyba wspominałam, że lubię patrzeć ludziom w oczy. Wiem, to potrafi onieśmielać, ale ja tak robię. Czytam z nich wszystko co chcę o kimś wiedzieć, na nic się zdadzą sztuczki z ukrywaniem emocji czy intencji. Taki już mam dar, jeżeli tak to można nazwać.<br />
<br />
<i>Szkoda, że nie widziałam jego oczu. Chciała bym je zobaczyć...</i><br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Otworzyłam drzwi cukierni, wraz z przekroczeniem progu mimowolnie zaczęłam się uśmiechać. Uśmiechałam się sama do siebie, do wypieków schludnie ułożonych na ladzie, do ekspedientek, nawet do klientów. Uśmiechałam się mimo paskudnego humoru, który ufundował mi dzisiejszy dzień. Tak zwyczajnie, bez przyczyny, bez celu. To chyba ciepły zapach cynamonu mnie tak odurzył. Ludzie rzucali mi podejrzliwe spojrzenia, najprawdopodobniej sądzą, że coś ze mną jest nie tak, a bo to pierwszy i ostatni raz? Podeszłam do kasy i bez większego zastanawiania się poprosiłam o ćwierć blachy sernika. Starsza ekspedientka uśmiechnęła się przyjaźnie i wyciągnęła na ladę świeżą blachę, która jak podejrzewam dopiero co wyjechała z pieca. Unosiło się nad nią ciepło, dymiąc leciutko i niosąc zniewalający zapach.</div>
<div style="text-align: left;">
- Przyjęcie rodzinne? - Zagadnęła tak jak to starsze osoby mają w zwyczaju. Wybiła mnie tym z mojego cukrowego transu. Najwyraźniej kupowanie takiej ilości ciasta musi się wiązać z przyjęciem, a jak sernik to na pewno rodzinne. Bo kto podaje znajomym na przyjęciu sernik w tych czasach? Poczułam jak kąciki moich ust opadają, mózg wraca z zaświatów, a moje ciało, to przygnębione, staje się znowu moim.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie. - Odpowiedziałam cicho i spuściłam wzrok, wbiłam go w jej dłonie które z nadzwyczajną zręcznością pakowały sernik w papier. - To dla mnie... Tylko dla mnie. - Dodałam jeszcze ciszej.Nie wiem po co to w ogóle powiedziałam, ale wypadło ze mnie zanim pomyślałam.</div>
<div style="text-align: left;">
- Rozumiem dziecko. - Otrzepała dłonie i położyła jedną na moim ramieniu. Spojrzałam na nią wstrząśnięta jej śmiałością. Jej oczy były takie... Takie brązowe! Nie wiem jak to inaczej określić! W okół nich malowały się zmarszczki, jak zresztą na całej uśmiechniętej twarzy. Były takie ciepłe, jej spojrzenie było wręcz kojące. Oblane miodem, czekoladowe tęczówki, spoglądały na mnie z taką dobrocią i opiekuńczością, że aż zadrżałam.<br />
<br />
<i>Chciała bym je widzieć codziennie.</i><br />
<i><br /></i>
- Każdy czasem potrzebuje trochę cukru. - Otrząsnęłam się z zamyślenia. Jej wzrok upadł na spory kawałek cista, który przed chwilą zapakowała i zachichotała. - Widzę, że masz spory smutek do zajedzenia?</div>
<div style="text-align: left;">
Spojrzałam na nią niepewnie, jej twarz niezmiennie ukazywała promienny uśmiech, ja też się uśmiechnęłam. Potraktowała to jako odpowiedź na swoje pytanie, poklepała mnie lekko po ramieniu i przesunęła w moją stronę pakunek.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dziękuję. - Szepnęłam z prawdziwą wdzięcznością, zapłaciłam i pomimo, że dzisiaj nie było tłoków tak jak wczoraj, wyszłam. Nie chciałam zostać w środku mimo iż to obiecywało ciepło i widok jej oczu. Usiadłam po turecku na tej samej ławce co wczoraj i rozejrzałam się w około. Za czym się tak rozglądam? Chyba nie ciężko się domyślić, prawda? Położyłam ciasto na nogach i delikatnie rozwinęłam papierek. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Skąd ten pomysł, że dzisiaj znowu tu będzie?</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Nie mam pojęcia. Po prostu chciałam żeby tu był. Żeby oczarował mnie jeszcze raz, żeby zrobił coś, w co chcę wierzyć, że nie jest tylko wynikiem treningu, sprytu i mojej nieuwagi. Odłamałam kawałek sernika i zaczęłam go pałaszować cały czas rozglądając się za jego barczystą sylwetką w kamizelce. Odłamałam kolejny kawałek. Po magiku nadal ani śladu. Nigdzie nie było także dzieciaków, które tak tłumnie go otaczały. Westchnęłam. Pochłonęłam resztę sernika jakby była tylko malutkim ciastkiem. Przestałam się rozglądać, spuściłam wzrok i wtedy to zauważyłam.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>,,Nie za dużo tych słodkości?</b><b>”</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: left;">
To pytanie wypisane na jednej z chodnikowych płyt, którymi był pokryty cały rynek, znajdowało się tuż pod moimi nogami. Nie miałam wątpliwości<b> </b>kto je tutaj umieścił. Zwłaszcza, że pismo było identyczne do tego na skrawku papieru, który dostałam od niego wczoraj. Zgniotłam papier, w który było zawinięte ciasto i odrzuciłam za siebie. Stanęłam na równe nogi i zaczęłam się energicznie rozglądać. Poszukiwałam go wzrokiem dobrych kilka minut. Ludzie patrzyli na mnie krzywo jakbym to ja odprawiała tutaj jakieś czary, a przecież prawdziwe czary mają tuż pod nosem, mówiąc dokładniej- tuż pod moimi nogami! </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Przecież to nie możliwe! Nigdzie go nie ma!</i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Żeby to sprawdzić spojrzałam pod nogi. Napis nie zniknął, może trochę go rozmazałam gdy parę razy na niego nadepnęłam, ale nadal tam był.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Jak?!</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Usiadłam spowrotem na ławce. Coś zaszeleściło. Wstałam i niepewnie obejrzałam się za siebie. Na miejscu, w którym przed chwilą siedziałam leżał ten sam papier, w który zawinięte było ciasto. Na nim też było coś napisane. Poczułam jak dosłownie rozdziawiam w zdziwieniu usta. Złapałam świstek zanim zdążył odfrunąć niesiony wiatrem i przybliżyłam go do oczu. To był ten sam papier, na sto procent! Na drugiej stronie, tej nie zapisanej, były jeszcze tłuste plamy i okruszki.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>,, Idź jeszcze raz do cukierni, ale tym razem spójrz co jest przyklejone na drzwiach wejściowych zamiast na ciastka.”</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: left;">
Dotknęłam palcem koślawych liter nadal nie mogąc w to uwierzyć. Posłuchałam rady. Otrzepałam się z okruszków i butnym krokiem, z papierem ściśniętym w pięści ruszyłam w wiadomym kierunku. Tak jak kazał, stanęłam na przeciw drzwi i rzeczywiście, coś na nich było przylepione.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>,, SZUKAM POMOCNIKA!<span style="text-align: center;">”</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Głosiły napisane na szybko, duże litery na liliowej kartce.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Jak? </i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Skąd on do jasnej cholery wiedział, ze szukam pracy? Śledził mnie. Co on jeszcze o mnie wie? Kim on jest? Wydało mi się to oczywiście trochę niepokojące, ale przecież nie zrobił mi nic złego. Wręcz przeciwnie! Weszłam do środka i zatrzymałam się w progu. Ta sama starsza kobieta spojrzała na mnie zaniepokojona.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
- Czy coś się stało? - Spytała łagodnie wychodząc zza lady i podchodząc do mnie. Jeszcze oszołomiona wlepiłam w nią swoje zdziwione oczy. </div>
<div style="text-align: left;">
- Szuka pani kogoś do pracy? - Obejrzałam się w tył na liliową kartkę.</div>
<div style="text-align: left;">
- A no szukam. - Uśmiechnęła się kącikami ust, już najwyraźniej rozumiała o co mi chodzi, a ja zrozumiałam, że nie wyjdę stąd dopóki mnie nie zatrudni. To jest miejsce, w którym chcę pracować. Chcę tu przychodzić codziennie! Chcę tu przychodzić, sprzątać, sprzedawać, piec i robić co tylko ona sobie ode mnie zażyczy. Jestem w stanie prosić, błagać i szantażować.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<i>- </i>Czy ja mogła bym? - Posłałam jej niepewne spojrzenie.<br />
- A chciała byś? - Jej oczy błysnęły gdy mogła się ze mną tak podroczyć.<br />
- Bardzo! - Jęknęłam piskliwie układając dłonie razem przy piersi.<br />
- A co potrafisz? Umiesz piec?<br />
- N- nie.- Odparłam jąkając się.<br />
<br />
<i>To może mnie skreślić! O nie, nie, nie!</i><br />
<i><br /></i>
<i>- </i>Ale się nauczę, jeśli trzeba! - Powiedziałam naprędce to co miałam na końcu języka, - Byłam kiedyś kelnerką, pracowałam na kasie! - dorzuciłam co tylko mogłam i spojrzałam na nią z nieopisaną nadzieją w oczach.<br />
- Wierzę, ci dziecko. Przyjdź jutro o 4, wszystko ci pokarzę, przeszkolę cię i tym podobne. - Jej dłoń tak jak wcześniej spoczęła na moim ramieniu.<br />
- Czy to znaczy, że ja? - Zakręciło mi się ze szczęścia w głowie, w moim wnętrzu wybuchł dziki, nieposkromiony żar. To chyba jest szczęście- ten żar.<br />
- Tak, tak. Masz tą pracę. Wierzę w ciebie. - Powiedziała jako przestrogę. - A teraz zmykaj, idź do domu i przygotuj się na sporo nauki! - Pomachała mi palcem wskazującym przed twarzą.<br />
Nie wytrzymałam, przytuliłam ją mocno do siebie i ucałowałam w oba policzki. Wyleciałam na rynek, w progu potrąciłam jakiegoś mężczyznę w kapturze, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Pomknęłam prosto do domu, po drodze czułam się jakbym nie dotykała stopami ziemi, jakbym była niesiona na chmurze. Chmurze z ciepłej waniliowej pary, która buchnęła za mną z cukierni.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Otworzyłam drzwi na oścież. Otylia stała przy kuchence. Czułam swąd przypalonego jedzenia. Podleciałam do niej i przytuliłam ją mocno, najmocniej jak potrafiłam. Dziewczyna aż jęknęła pod wpływem mojego uścisku. Po chwili opuściłam ją, oniemiałą, spowrotem na ziemie i spojrzałam jej prosto w oczy. Chwyciłam jej policzki i wpiłam się w jej usta. Gdy się odsunęłam stała, jakby nie mogła, albo nie potrafiła się ruszyć. Jej policzki były czerwone, moje też.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Co ty właśnie zrobiłaś Nad?</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>- </i>Przepraszam, na prawdę, przepraszam. Ja... Otylia! Ja dostałam pracę! Najlepszą jaką mogłam dostać!</div>
<div style="text-align: left;">
Z jej twarzy nie zniknął rumieniec, ale widocznie się rozluźniła. Uśmiechnęła się do mnie, a ten uśmiech poszerzył się, jeszcze bardziej i bardziej. Zanim zrozumiałam co się dzieje to ona ściskała mnie i oby dwie podskakiwałyśmy wykrzykując wiwaty.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Budzik w moim telefonie zaryczał głośno pod moją poduszką. Uniosłam głowę i mętnym wzrokiem rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wcisnęłam twarz spowrotem w poduszkę i odrętwiałymi rękami wymacałam telefon. Wyłączyłam budzik i usiadłam na kanapie zupełnie niezdolna do jakichkolwiek czynności życiowych, a czas ucieka... Jęknęłam. Wstałam i chwiejnym krokiem poczłapałam do łazienki, tym razem nie zapominając o ubraniach i ręczniku. Pół godziny później jestem już gotowa do wyjścia i muszę się śpieszyć. Nie jestem ani trochę przygotowana na naukę, którą obiecała mi wczoraj ta kobieta, ani ociupinkę... Wyszłam zamykając za sobą drzwi i zbiegłam po schodach.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś zniknąć i nic nie powiedzieć? - Krzyczał ktoś pod drzwiami wejściowymi kamienicy, rozpoznałam głos Otylii.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jak mogłaś?! Nie przychodź tu nigdy więcej! - Krzyczała dalej, drzwi otworzyły się z hukiem i wleciała do środka. Wpadła na mnie i stanęła jak wryta.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nad...</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Zostawić? Jak mogłaś? Czy ona jest...? Czy Otylia...? Czy ta osoba, na którą krzyczała to...? Jeśli tak, to co ja najlepszego wczoraj zrobiłam? O cholera! </i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Dobry wieczór! </div>
<div style="text-align: left;">
Mam tyle do powiedzenia, że aż nie wiem od czego zacząć! </div>
<div style="text-align: left;">
Jest to niepodważalnie najdłuższy mój rozdział, nie bez powodu. Nie bez powodu również dodają go dzisiaj. Dzisiaj mianowicie na tym blogu stuknęło okrągłe 4000 wejść! Wiem, to jeszcze nie zbyt wiele, ale dla mnie to i tak ogromny sukces. Cieszę się, że mogę dawać wam tą historię. Cieszę się, że mogę dać wam ten pełen błędów ortograficznych tekst :D. Niezwykłą radość sprawia mi pisanie dla was, zwłaszcza gdy widzę, że liczba czytelników i komentarzy rośnie. Pozdrawiam was wszystkich, wszystkich razem i każdego z osobna. Jak obiecywałam po części jest tu odpowiedź na pytanie "O co chodzi Otylii?!", a przynajmniej jest tu wskazówka. Jestem niesamowicie zadowolona z tego rozdziału, nawet jeżeli nie sprawdziłam go do końca ;). Tytuł jest trochę marny, nie umiałam niczego sensownego wymyślić. Jeśli ktoś ma lepszy to PISAĆ W KOMENTARZACH!</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Do napisania!</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><b><i>Astraothia</i></b></span></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: large;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-81589437688752215022014-11-10T21:31:00.002+01:002015-02-11T21:38:42.488+01:007. Ojej... Daleko jeszcze?!<span style="font-size: large;"> </span>Weszłam do łazienki. Zmierzwiłam i tak już rozczochrane włosy stojąc przed lustrem. Zawsze, gdy tylko ich dotknę przypomina mi się jakie były kiedyś. Były długie... Reszta się dla mnie nie liczy, nawet ten pieprzony kolor. Lubiłam swoje długie włosy, jak pewnie każda dziewczyna, a teraz? A teraz sięgają ledwo za obojczyki.<br />
<br />
<i>Otylia ma jeszcze krótsze...</i><br />
<i><br /></i>
Może spróbuję je zapuścić na nowo? Przecież kiedyś prawie sięgały moich ud. Dlaczego właściwie z nich zrezygnowałam? Z nienawiści? Z przypadku? Gdy obudziłam się po wypadku, moje włosy były już krótkie. Westchnęłam cichutko. Tak, kiedyś je zapuszczę... Jeszcze nie teraz... Może to zabrzmi dziwnie, ale jeszcze nie jestem na to gotowa, nie potrafię od tak wskoczyć w normalność. Potrząsnęłam głową próbując wyrzucić z niej myśli.<br />
<br />
<i>Pora zrobić z siebie człowieka!</i><br />
<i><br /></i>
Z tą myślą zrzuciłam z siebie piżamę i wskoczyłam pod prysznic. Nie patrząc odkręciłam wodę i praktycznie w tej samej chwili tego pożałowałam; na moje ciało spadły pierwsze lodowate krople wody.<br />
<br />
<i>Za jakie grzechy?!</i><br />
<i><br /></i>
Stęknęłam głośno i zaczęłam panicznie zakręcać i odkręcać kurki nie mogąc dość, który odpowiada za lodowatą, a który za wrzątek. Gdy w końcu udało mi się ustawić wodę, która by mnie ani nie zamroziła ani nie ugotowała, oparłam czoło o kafelki i odetchnęłam z ulgą.<br />
<br />
<i>Muszę je jakoś oznaczyć... Choćbym miała je pokolorować mazakiem...</i><br />
<i><br /></i>
Uniosłam twarz w górę pozwalając drobnym kropelkom swobodnie po mnie spływać, na mojej twarzy automatycznie wykwitł delikatny uśmiech. Nie mogło go zniszczyć nawet moje wyobrażenie o rachunku za wodę, który właśnie nabijam.<br />
<br />
<i>Marynarka... </i><br />
<i><br /></i>Ta rzecz powróciła do mojej głowy jak bumerang. Jakim cudem obudziłam się w marynarce? Nie przypominam sobie abym wieczorem w ogóle jej dotykała. No może troszeczkę... Ociupinkę dosłownie. Co prawda myślałam o niej, i to dość intensywnie, ale jakim cudem znalazła się na mnie? Czy to możliwe żebym założyła ją przez sen? Zaśmiałam się z siebie kpiąco. Głupia sprawa, bardzo głupia... Gdy wyszłam z pod prysznica dotarła do mnie jeszcze jedna głupia sprawa.<br />
<br />
<i>Ręcznik... Ręcznik!</i><br />
<i><br /></i>
Do łazienki bez ręcznika; współczuję sobie rozstania z mózgiem. Poszłam do łazienki bez ręcznika, bez ręcznika i bez ubrań. Nie no, pozostaje tylko sobie gratulować inteligencji, nie ma co... Mój ręcznik z tego co sobie przypominam aktualnie suszy się wraz z ręcznikiem Oti na krześle, więc nie ma nawet szans żebym podkradła jej. Zajrzałam do szafki pod umywalką, ale tak jak się spodziewałam o ręcznikach tam nikt nie słyszał, zamknęłam ją może trochę za mocno i stanęłam na środku niewielkiej łazienki układając dłonie na biodrach.<br />
<br />
<i>Świetnie... Może jakoś wyschnę?!</i><br />
<i><br /></i>
Zaczęłam kręcić się w kółko i podskakiwać, ale prędko dotarło do mnie, że efekty tego mojego tańca są marne, a sam pomysł głupi bo gdy stanęłam zakręciło mi się w głowie tak mocno, że musiałam podtrzymać się umywali żeby nie upaść.<br />
- Nad? Naad? - Zza drzwi usłyszałam głos Oti, był jakiś dziwny, jakby wystraszony.<br />
- Taak? - Spytałam niepewnie i przylgnęłam do drzwi chcąc usłyszeć odpowiedź.<br />
- Uchyl drzwi to podam ci ręcznik. - To zdanie było jeszcze bardziej zawstydzone i nieśmiałe, ale nie potrafiłam się nad tym zastanowić gdyż w mojej głowie zahuczało słowo "ręcznik"!<br />
<br />
<i>Jestem uratowana!!!</i><br />
<i><br /></i>
Posłusznie uchyliłam drzwi i już chciałam w szparę wsunąć głowę, ale dobrze, że tego nie zrobiłam bo została bym znokautowana. Znalazła się w niej pięść Oti z ściśniętym ręcznikiem. Gdy tylko chwyciłam materiał ona puściła go jak oparzona i z prędkością światła wzięła rękę. Drzwi do łazienki zamknęły się równie szybko, trzaskając głośno. Stałam osłupiała wpatrując się to w nie, to w ręcznik jak ciele w namalowane wrota. Bez patrzenia w lustro mogę stwierdzić co wyraża moja mina, a mianowicie - O co znowu chodzi?! - czyli dokładnie to co sobie pomyślałam. Wytarłam się szybko i rozczesałam palcami mokre włosy nie szczędząc im ostrych komentarzy w stylu: "Mogły byście w końcu znormalnieć!". Już dawno minęły dni kiedy rozpaczałam nad ich kolorem. Już dawno min ął czas kiedy rozpaczałam nad czymkolwiek z tym związanym. Chyba nauczyłam się nie załamywać, a przynajmniej mam z tego 3+. Czasem jeszcze zdażają mi się małe potknięcia w tej właśnie nauce... Takie jak wczorajsze dreszcze... Spuściłam głowę, ale po chwili uśmiechnęłąm się do swojego odbicia w lustrze.<br />
<br />
<i>Pamiętaj, ale nie przeżywaj.</i><br />
<i><br /></i>
Z racji tego, że ubrań też nie raczyłam wziąć ze sobą, za dobry pomysł uznałam owinięcie się ręcznikiem. Gdy tylko wynurzyłam się z łazienki w swojej wyrafinowanej kreacji z jeszcze mokrymi włosami, z których krople spływały po moich ramionach i plecach, owiał mnie chłód, ale nie to jest najistotniejsze! Usłyszałam szczęk tłukącego się szkła i szybko odwróciłam się w kierunku, z którego mnie dobiegł i zobaczyłam Oti. Jej oczy były rozszerzone do granic możliwości, a ona stała sparaliżowana z ręką wyciągniętą przed siebie. Jej twarz momentalnie zrobiła się niemiłosiernie czerwona. Spuściła wzrok jakby patrzenie na mnie paliło ją w oczy i przykucnęła. Zauważyłam błyszczące kawałki szkła, które próbowała pozbierać gołymi rękami.<br />
<br />
-Zaraz się ubiorę i ci pomogę, poczekaj. - Powiedziałam prędko ale ona szybko potrząsnęła głową na "nie". Nic z tego jej dziwnego zachowania nie rozumiem! Na przekór jej założyłam na siebie bieliznę i podkoszulek po czym przykucnęłam przy miejscu katastrofy.<br />
- Cholera. - Jęknęła, z jej palca na podłogę skapnęła krew. Obydwie bardzo nadużywamy tego słowa. Przyłożyła palec do ust i spojrzała na mnie chyłkiem, zawstydzona i nadal czerwona.<br />
- Gdzie masz miotłę?- Podała mi małą miotełkę z szafki pod umywalką.- Odsuń się, ja to posprzątam.- Warknęłam może trochę za ostro bo odskoczyła w tył i zniknęła mi z oczu, ale strasznie rozzłościło mnie jej dziwaczne zachowanie. Gdy wyrzuciłam już całe potłuczone szkło i starłam z podłogi sok, spojrzałam na nią. Mój wzrok musiał ciskać piorunami bo dostrzegłam jak się wzdryga.<br />
<br />
<i>Czyżby zanosiło się na pierwszą kłótnię? </i><br />
<i><br /></i>
- O co ci chodzi?! - Syknęłam wkładając w to więcej jadu niż chciałam. Zwróciła ku mnie wzrok, którym do tej pory błądziła po pomieszczeniu, a jej oczach była jawna i rażąca skarga, to dało mi znać od razu, że odpowiedzi raczej nie uzyskam, więc tylko machnęłam lekceważąco ręką i odwróciłam się na pięcie. Na powrót przykucnęłam przy swojej szufladzie szukając czegoś do ubrania. Wyciągnęłam z niej mocno niebieską ( bodajże chabrową jeśli miała bym się poszczycić znajomością kolorów nadnaturalnych) z rękawkiem ( Uwaga! Znowu zabłysnę terminologią!) trzy- czwarte i czarne spodnie. Jeśli mam znaleźć pracę to muszę jakoś wyglądać, prawda? Naciągnęłam to wszystko na siebie. Do moich uszu doszło głośne westchnięcie, dosłownie jakby Otylia była balonikiem, z którego ktoś nagle spuścił powietrze. Spojrzałam na nią przez ramie i nagle przypomniałam sobie o czymś...<br />
- Cz- czy to przez moje blizny? - Teraz to w moich oczach gościło skrajne przerażenie, jak mogłam zapomnieć i tak beztrosko paradować sobie z nimi na wierzchu. No tak, ja też bym była przerażona gdybym zobaczyła, że ktoś ma plecy jak po biczowaniu. Do głowy mi nie wpadło żeby je zakryć podczas gdy łaziłam w samym ręczniku.<br />
- Blizny? - Powiedziała cicho.- Blizny. Tak. Blizny - To chyba miało mnie przekonać, ale jakoś nie zbyt wyszło. Ściągnęłam groźnie brwi, już było dla mnie jasne, że blizn w ogóle nie zauważyła.<br />
- Nie kłam.- Rzuciłam sucho a ona aż skurczyła się w sobie.<br />
-Przepraszam. - Wydusiła z siebie.<br />
<br />
<i>Coś często mnie przepraszasz...</i><br />
<i><br /></i>
- Idę szukać tej pracy... - Rzuciłam sucho stojąc już przy drzwiach.<br />
- Czy mężczyźnie pokazała byś się w samym ręczniku? - Zapytała tak nagle, że sens jej słów nie potrafił do mnie dotrzeć. Zamrugałam kilka razy gapiąc się na nią. Muszę przyznać, że:<br />
- Nie rozumiem. - Oświadczyłam skołowana.<br />
- Nie ważne... Dzisiaj ja spróbuję zrobić obiad. - Zmieniła szybko temat. Z jednej strony jest mi to na rękę, gdyż w przeciwieństwie do jej poprzedniej wypowiedzi, tą zrozumiałam. Z drugiej strony wolała bym chyba się dowiedzieć co ma znaczyć pytanie: C z y m ę ż c z y ź n i e p o k a z a ł a b y m s i ę w s a m y m r ę c z n i k u ? Nie spuszczając jej z oczu wyszłam z mieszkania, zabierając ze sobą ciepły sweter na wypadek gdyby znów zaczęło mi się chcieć trząść. Naciągnęłam go na siebie i założyłam ręce na piersi. Zdziwienie nadal mnie nie opuściło. Jej pytanie wydaje mi się mocno dziwaczne. Nie potrafię go rozszyfrować. W gruncie rzeczy odpowiedź na nie jest prosta: NIGDY W ŻYCIU! Tak wiem, dziecinne, ale nic na to nie poradzę. Jestem już odpowiednio stara by być gotową na takie rzeczy, ba! Jestem na tyle stara, że większość w moim wieku ma takie coś za sobą, a i nawet więcej... No właśnie, ja na koncie nie mam nic, null, kompletne zero! Swoją sytuację nawet bym określiła gorzej, mój poziom oswojenia z relacjami damko- męskimi wynosi mniej więcej minus osiem. Oceniam oczywiście w skali od zera do dziesięciu. Nie dałam sobie minus dziesięć, ponieważ pozwoliłam sobie przyznać dwa punkty za ostatnią rozmowę w pociągu i wzbudzenie współczucia w "Moim ulubionym Magiku". Te oto przemyślenia skłoniły mnie do następującego podsumowania:<br />
<br />
<i>Ale jestem beznadziejna...</i><br />
<i><br /></i>
Pokręciłam z zrezygnowaniem głową. No masakra... I tyle w temacie. Czy jej pytanie właśnie to miało mi uzmysłowić? Wątpię, skąd mogła by wiedzieć, że jestem taką ofiarą w t y c h sprawach? W takim razie, nie mam pojęcia co miała na myśli. Poza zwykłym wstydem jest jeszcze jeden jego rodzaj. Bierze się on z czystego obrzydzenia, które czułam do własnej osoby. Wychodząc dzisiaj w tym głupim ręczniku zupełnie beztrosko, zapomniałam o tych pieprzonych bliznach!<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Za sobą mam już chyba większość sklepów, sklepików, kawiarni, marketów i restauracji... Objęłam kurs dzięki, któremu udało mi się nie zgubić- w koło rynku. Co jakiś czas przybliżałam się do niego o ulice i pytałam przechodniów czy, aby sprawdzić swój zmysł orientacji. I o dziwo idzie mi nad wyraz dobrze! Gorzej z znalezieniem pracy... Gdzie bym nie weszła, od progu mogę odliczać równe 56 sekund do słów: "Nie szukamy aktualnie nikogo do pomocy.". Ale nie poddaję się! Na potwierdzenie mogę dodać, że wspinam się właśnie po schodkach do jakiegoś butiku. Otwarłam drzwi i przekroczyłam próg. Zadźwięczał dzwoneczek zwiastujący nowego klienta, a mnie powalił mocny cukrowy zapach.<br />
<br />
<i>Nie wiem czy wytrzymałabym tu gdybym dostała tutaj pracę.</i><br />
<br />
Wszystko było takie... Takie... Różowiutkie! Różowiutkie, delikatne, kobiece, zupełnie nie w moim stylu. Powstrzymałam torsje i zaczęłam szukać kogoś z obsługi. Znalazłam kasę, za którą stała wysoka dziewczyna o zimnych, zielonych oczach. Zmierzyła mnie tym bezuczuciowym wzrokiem. Czułam jak pod wpływem tego szatańskiego spojrzenia wyparowuje ze mnie pewność siebie.<br />
<br />
<i>I ona miała by tu coś sprzedać? Prędzej zamrozi klienta w kamień!</i><br />
<i><br /></i>
- Dzień dobry! - Zaczęłam dość optymistycznie. - Szukam pracy, czy poszukujecie może kogoś do pomocy?<br />
- Zawołam szefową, akurat jest dzisiaj. - Zabrzmiała sucho i sarkastycznie, czyli zupełnie tak jak się spodziewałam. Posłała mi krótki, paskudny uśmieszek i znikła zostawiając mnie przed ladą. Zaciekawiona ujęłam w palce jeden z naszyjników wiszących na przecenie. Był okropny. Usłyszałam śmiech idealnie pasujący do jej głosu, a po chwili pojawiła się ona i... I jeszcze raz ona? Szybko odsunęłam dłoń od naszyjnika. Jeśli to jest jej szefowa to na sto procent są siostrami, ba! Bliźniaczkami! Były identycznie oschłe. No może ta druga, która jest szefową mogła by być trochę starsza... Albo to są zmarszczki od solarium? Słyszałam kiedyś, ze to możliwe,a kolor jej skóry mógłby na to wskazywać.<br />
<i><br /></i>
<i>Nie oceniaj kogoś kto teoretycznie mógłby ci dawać pieniądze!</i><br />
<i><br /></i>
Stanęła na przeciwko mnie i zaczęła mi się przyglądać, maglowała mnie tym paskudnym wzrokiem od góry do dołu i na odwrót. Jej twarz wyrażała delikatną niechęć, zwłaszcza gdy jej wzrok padał na moje włosy.<br />
<br />
-Przykro mi, ale nie szukamy akurat nikogo, a przynajmniej nikogo o wyglądzie tak rażąco nieprzystającym do naszej renomy.<br />
<br />
Co to w ogóle miało znaczyć? Zdziwiłam się i to porządnie. Jeszcze się nie spotkałam z tak bezlitośnie wyrażoną krytyką mojego wyglądu. Wewnątrz mnie wszystko się zagotowało, moje policzki zapłonęły, poczułam coś na miarę szczypiącej iskierki wewnątrz siebie i nie dałam rady zatrzymać w sobie słów, które wręcz wypadły ze mnie na nią:<br />
<br />
-To dobrze, wolała bym nie mieć twarzy w kolorze przypalonej grzanki jeśli właśnie to oznacza wasza renoma. - Spojrzałam najzupełniej spokojnie, prosto w jej oczy, odwróciłam się na pięcie i wyszłam zostawiając je wbite moją śmiałością w posadzkę. Teraz już mogę ją oceniać ile mi się podoba!<br />
<br />
<i>Spieczony, stary, wredny, plastikowy, różowy, suchar...</i><br />
<i><br /></i>
Do moich uszu dobiegł dźwięk oznajmiający całkowity brak zasobów żywieniowych w organizmie. Zawstydzona jego głośnością zarumieniłam się lekko i złapałam za brzuch. Pora na przerwę! Czyżby dzisiaj znowu coś słodkiego?<br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Dobry wieczór! </div>
<div style="text-align: left;">
Jutro moje urodzinki więc sprawiłam sobie taki oto prezent w postaci nowego rozdziału ;). Co tu więcej mówić? Jutro będę stara! Ha ha ha! Nie mam zbyt wiele więcej do powiedzenia. Idę teraz poczuć jak przemija mi młodość, dobranoc! </div>
<div style="text-align: left;">
No i oczywiście komentujcie, wytykajcie! <3</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><i>Astraothia</i></span></h2>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-24355154004336480882014-10-21T18:38:00.001+02:002015-02-11T21:38:28.223+01:006. W podskokach i upadkach.<br /> Jest dokładnie 3:36, a przynajmniej tak twierdzi mój telefon. Chyba po raz setny tej nocy, stękając głośno zaczynam się wiercić na kanapie. Dziwne, że ostatnio wydawała mi się najwygodniejsza na świecie, a dzisiaj raczej przyrównała bym ją do sterty kamieni niż do kanapy. Otylia pożarła cały obiad, którego wystarczalność oszacowałam na co najmniej dwa dni, nie żeby mnie to jakoś specjalnie złościło tylko jeżeli ona zawsze tyle je to muszę zacząć zarabiać szybko i dużo bo wszystkie oszczędności wydam na jedzenie. Wyszła do pracy niedługo później, więc znowu jestem sama. Nie mogę usnąć. Kręcę się na tej kanapie już dobre kilka godzin i nadal nic.<br />
<br />
<i>Cholera jak niewygodnie...</i><br />
<i><br /></i>
Chciałam się obrócić na plecy, ale pod moimi plecami zabrakło nagle kanapy i z hukiem wylądowałam na ziemi. Zawyłam cicho. Podniosłam potłuczone cztery litery i mrucząc złowieszczo pod nosem podreptałam do kuchni.<br />
-Jak ja mam usnąć? No jak? Nawet kanapa mnie już nie chce...<br />
Nastawiłam wodę i ściągnęłam swój kubek z półki. Oti schowała tamten kubek, stwierdziła, że nie ma co przy każdej kawie przywoływać złych wspomnień. Ja na jej miejscu raczej wyrzuciła bym ten kubek przez okno i z radością patrzyła jak się trzaska. No ale to tylko ja... Na szczęście nie wszyscy są tacy jak ja. Wyjaśniła mi w końcu o co chodzi z tym kubkiem. I niestety nie chodziło o to, że jest magiczny, a szkoda... Na prawdę miałam na to nadzieję. Kubek jest jej byłego, właściwie to nie wiadomo czy jej były jest już byłym czy wciąż aktualnym... Pokłócili się, ale także pogodzili się. Otylia mówi, że to była jej wina, ale za nic nie chciała powiedzieć na czym ta wina polegała, ja też zbytnio nie nalegałam bo rozumiem, że o niektórych rzeczach nie chce się mówić. Zapytałam ją o to tylko jedyne jedenaście razy. Pogodzili się, a następnego dnia gdy się obudziła już go nie było. Zabrał ze sobą wszystkie swoje rzeczy. No może nie zabrał wszystkiego- nie zabrał tego cholernego kubka! Gdy mi to opowiadała poczułam ukłucie w sercu. Miała w oczach tyle żalu gdy o nim mówiła, jej głos brzmiał jak smutek w czystej postaci. Gdy mówiła czułam jak z niej wypływa uwalniając ją chociaż troszkę i zaszczepia się we mnie. Na prawdę jej współczuję. To musiało bardzo boleć, zwłaszcza widząc jakimi uczuciami ona go darzyła. Mówiła, że byli z sobą już bardzo długo, że poznali się jeszcze w szkole, że miała nadzieję na coś trwalszego. Współczucie to jedno z niewielu uczuć jakich można się nauczyć w sierocińcu. Mówiąc prawdę tam nie da się go nie czuć. Naokoło są tylko przygnębione dzieci w przeróżnym wieku, próbujące jakkolwiek poradzić sobie z swoją sytuacją, ich historie i pracownicy ośrodka, którzy często sami są zagubieni w tym panującym wszędzie przygnębieniu, albo po prostu nie są zainteresowani pomaganiem. Tacy są najgorsi, bo oni nawet nie zastanawiają się jak brak ich zainteresowania wpływa na podopiecznych. Na przykład na mnie...<br />
<br />
<i>Ciekawe czy jakbym trafiła tam na kogoś innego to moje życie było by bardzo różne od tego, które teraz mam. Na pewno nie próbowała bym uciekać przy pierwszej lepszej okazji. Nie wybiegła bym w burzę... Może burzy by też nie było... Nie było by pioruna... </i><br />
<br />
W mojej głowie momentalnie rozbrzmiał tamten huk, a pod zamkniętymi powiekami ujrzałam tą samą co wtedy ścianę blasku i znowu, nie wiem, który to już raz chłonę ten moment zupełnie tak mocno jakby właśnie się to działo. Ten sam przeszywający ból... Czuję jak po moich policzkach gęsto płyną łzy. Wplotłam palce we włosy i zaczęłam je mocno szarpać, drżąc całym ciałem. Gwizd czajnika, wytrącił mnie z tego stanu. Zeskoczyłam z blatu na niemiłosiernie uginające się pode mną nogi. Nalanie wody do kubka sprawiło mi ogromną trudność, co chwilę przechodziły mnie nowe fale dreszczy przez, które rozlewałam wrzątek dosłownie wszędzie. Muszę teraz coś robić, nie mogę się poddać temu uczuciu. Wsadziłam poparzoną dłoń pod strumień zimnej wody. Dyszę ciężko z bólu ale jednocześnie przy nim zapominam o tej chwili, która ciągle do mnie wraca i dosłownie mnie paraliżuje.<br />
<br />
<i>Oddychaj, tylko oddychaj...</i><br />
<i><br /></i>
Zawsze gdy to mnie dopadnie czuję się jakby ktoś zaciskał sznur na mojej krtani.<br />
<br />
<i>Uspokój się! </i><br />
<i><br /></i>
Wzięłam głęboki wdech, rozpostarłam trzęsące się ramiona i odrzuciłam głowę w tył. Uspokoiłam się, przestałam drżeć, wrzuciłam do kubka woreczek z herbatą i przetarłam mokre od łez policzki.Usiadłam spowrotem na kanapie i naciągnęłam kołdrę na plecy. Chciała bym się uwolnić od tamtego wspomnienia. Wyciągnęłam słuchawki i wpięłam je do telefonu.Włożyłam jedną słuchawkę do ucha a druga zwisała swobodnie na moim ramieniu. Nacisnęłam play i uderzyły we mnie słowa piosenki, która właśnie się włączyła, nie od początku ale i tak znałam na pamięć wszystkie jej słowa.<br />
<br />
<i>Korodujesz dzień za dniem...</i><br />
<i><br /></i>
Położyłam policzek na oparciu i upiłam trochę herbaty. Koroduję, rozpadam się, rozsypuję się wewnętrznie każdego dnia, za każdym razem gdy wspomnienia wracają. Gdy wracają wszystkie na raz... Przeglądam piosenki, które mam starając się znaleźć jakąś, która by mi teraz odpowiadała, ale żadna się nie nadawała.<br />
<br />
<i>Nie mogę tak myśleć! Nie mogę pozwolić aby to znowu wzięła nade mną górę... Nie mogę.</i><br />
<i><br /></i>
Ściągnęłam słuchawki. Wypiłam całą herbatę na raz. Ciepło rozlało się po moim ciele i od razu poczułam się bardziej senna. Położyłam kubek na ziemi i opadłam na poduszkę. Chwilę wpatrywałam się w ścianę przed sobą aż nadeszła do mnie kolejna myśl.<br />
<br />
<i>Jak to jest być z kochaną?</i><br />
<br />
Jak to jest kochać kogoś w ten sposób, w który Otylia kochała albo raczej nadal kocha swojego chłopaka. Czy ja kogoś kochałam? Kochałam, ale to nie ten rodzaj miłości, o który teraz mi chodzi.<br />
Chciała bym się poczuć w taki sposób... Nawet nie wiem jak to jest... Chciała bym poczuć ciepło, bezpieczeństwo i wszystko to co mówią o miłości. Chciała bym czuć! Nie mam żadnej pierwszej miłości na kącie, żadnych uniesień, żadnego zatrzymanego oddechu, żadnych motyli w żołądku też nie pamiętam. A chciała bym! Odwróciłam się na drugi bok, moim oczom ukazała się marynarka niedbale rzucona na kanapę.<br />
<br />
<i>Czy rzeczywiście nie mam na koncie żadnego wstrzymanego oddechu?</i><br />
<i><br /></i>
<i>Może jednak jeden mam...</i><br />
<i><br /></i>
Zamknęłam oczy.<br />
<br />
<i>Twój ulubiony magik.</i><br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
-No nie wierzę! Ja pracuję do czwartej i już wstałam a ta jeszcze się nie wyspała!- podobnie jak wczoraj, uniosłam głowę ponad oparcie i spojrzałam na nią otępiałym wzrokiem. Przerzuciłam przez oparcie ręce i ziewnęłam głośno i pokazałam jej język.</div>
<div style="text-align: left;">
-A jak znajdę sobie robotę to nie będziesz marudzić?</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie będę, gdzie jest twój kubek?</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Gdzie jest mój kubek? Aha...</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Podniosłam go z ziemi i pokazałam Oti.</div>
<div style="text-align: left;">
-No to chodź tu z nim to zrobię ci herbatę.- tak jak kazała podeszłam na bosaka, wyrzuciłam woreczek z nocnej herbaty do kosza i położyłam kubek na blacie. Odwróciłam się do niej i zobaczyłam jej minę. Jedną brew miała uniesioną do góry, usta rozdziwaione a oczy patrzyły na mnie krytycznie.</div>
<div style="text-align: left;">
-O co ci chodzi?- spytałam zaniepokojona, marszcząc czoło.</div>
<div style="text-align: left;">
-Co ty masz za piżamę?</div>
<div style="text-align: left;">
-Jaką piżamę? O czym ty mówisz?- spojrzałam po sobie i zauważyłam, że stoję w niczym innym jak w czarnej marynarce. Oczywiście nie w samej marynarce, pod spodem nadal miałam swoją piżamę ale jednak w marynarce!</div>
<div style="text-align: left;">
-Oh shit...- stęknęłam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Czy ty?- spojrzała na mnie jeszcze bardziej podejrzliwie odchylając się lekko do tyłu.</div>
<div style="text-align: left;">
Od razu poczułam jak krew napływa mi do policzków i robię się calutka czerwona. Domyślam się jak to musi wyglądać. Pewnie już zdążyła sobie pomyśleć, że sprowadziłam tu na noc jakiegoś gościa. </div>
<div style="text-align: left;">
-Nie!- wrzasnęłam jak porażona- To nie tak! To nie... Eh...</div>
<div style="text-align: left;">
-Jak nie to, to co?- nadal spoglądała na mnie podejrzliwie, widocznie nie zbyt ją przekonałam.</div>
<div style="text-align: left;">
-A uwierzysz jak ci powiem, że dostałam ją od magika wczoraj na rynku bo mi było zimno?</div>
<div style="text-align: left;">
-A powinnam?</div>
<div style="text-align: left;">
-Powinnaś.- odparłam stanowczo.</div>
<div style="text-align: left;">
-No to chyba wierzę...- odpuściła mi kolejne dziwne spojrzenia i zrobiła mi herbaty, a ja ściągnęłam marynarkę.</div>
<div style="text-align: left;">
-To o co chodzi z tym magikiem?- zapytała gdy obydwie już siedziałyśmy na kuchennym blacie z swoimi kubkami.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wczoraj po zakupach kupiłam sobie ciastko- postanowiłam przemilczeć fakt iż zjadłam cały tort- i usiadłam sobie z nim na rynku, na ławce, bo w kawiarni nie było miejsca. No i siedziałam, a że było trochę chłodno to się trzęsłam, i on podszedł do mnie między swoimi sztuczkami, i wyczarował mi tą marynarkę.- wskazałam na nią, moje tłumaczenia brzmią pewnie jak wymówki dziecka, ale nie mam pomysłu jak to inaczej powiedzieć. </div>
<div style="text-align: left;">
-Chyba wiem, o którym magiku mówisz- kątem oka dostrzegłam u niej lekki uśmiech.</div>
<div style="text-align: left;">
-Znasz go?</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie, ale jest niezły... W czarowaniu oczywiście!- szturchnęłam ją w ramię i zaśmiałyśmy się.</div>
<div style="text-align: left;">
-To co? Idziesz dzisiaj czarować magika?- spojrzała na mnie i poruszała zabawnie brwiami.</div>
<div style="text-align: left;">
-Głupia jesteś i tyle w temacie.- uśmiechnęłam się do niej szeroko.</div>
<div style="text-align: left;">
-Pracy szukaj a nie podrywaj tylko!- zeskoczyła z blatu i zaczęła udawać, że prawi mi poważne kazanie, co jej nie wychodziło bo nie mogła przestać się śmiać. </div>
<div style="text-align: left;">
-A żebyś wiedziała, że sobie znajdę. Patrz idę szukać!- ruszyłam do łazienki żeby się ogarnąć i rzeczywiście zaraz wyjść na miasto i zacząć szukać pracy.</div>
<div style="text-align: left;">
-W łazience na pewno jej nie znajdziesz!- nie wytrzymałam, wybuchłam śmiechem, który zwalił mnie z nóg i ją z resztą też.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Na teraz to by było tyle, nie chce się rozpisywać na kolejne strony choć mam już pomysł, bo ułożenie sobie tego jakoś i jeszcze przepisanie tego z głowy na kartkę zajęło by kolejny miesiąc,a nie chcę już przeginać ;) Chciała bym pisać dłuższe rozdziały ale to chyba jeszcze nie ten etap, może następne się wydłużą? Zobaczymy ;)</div>
<div style="text-align: left;">
A tak w ogóle to czy jest to jeszcze ktoś? Przepraszam, że było tyle czekania :(</div>
<div style="text-align: left;">
Pozdrawiam wszystkich, mam nadzieję, że opłacało się czytać ;p<br />
<br />
A tu piosenka, której słuchała Nad: <a href="https://www.youtube.com/watch?v=eTVYy_xT9CI" target="_blank">Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan</a>. Kto znał wcześniej ten komentuje- taka zabawa! Hahahaha <3</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></i></b></div>
<br />Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-77595089220133330492014-09-06T00:02:00.001+02:002015-02-11T21:37:43.395+01:005. A może spacer?<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: large;"> </span>Dawno nie spałam tak
spokojnie i tak długo. Usypiając w bezgranicznym przekonaniu, że
dotarłam do celu i wykonałam swój plan, spałam spokojniej niż
kiedykolwiek. Przeciągnęłam się ziewając głośno.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dzień dobry!-
wystawiłam oczy znad oparcia kanapy i zobaczyłam Oti siedzącą na
kuchennym blacie z parującym kubkiem.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dobry, dobry...-
odburczałam zaspanym głosem- Która jest godzina?</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- No tak koło pierwszej
jakoś.- wytrzeszczyłam na nią w niedowierzaniu oczy- No co? Nie ma
co się dziwić przecież wróciłyśmy wczoraj koło piątej.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>No tak... pewnie bym o
tym wiedziała gdybym wczoraj chociaż spojrzała na zegarek.</i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Więc cię nie budziłam
tylko sprawdziłam czy oddychasz i zostawiłam w spokoju.-wzruszyła
ramionami.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dobrze, dobrze...
dzięki, że przynajmniej sprawdziłaś czy żyje!- zażartowałam
uśmiechając się do niej lekko.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- No... dopóki nie
zapłacisz mi czynszu muszę cię utrzymywać przy życiu.- wystawiła
mi język.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jest w tym jakiś
sens...- przyznałam przecierając oczy. Oparłam brodę na
tapczanie, wielkim, zielonym, a w dodatku zamszowym. Mlasnęłam, z
mojego brzucha wydarło się burczenie głośne jak ryk silnika w
starym motorze.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co ty? Rozprułaś
się?!- wybuchła śmiechem.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Bardzo śmieszne... Czy
masz tam może dla mnie jakiś kubek?</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- No jakiś tam chyba
znajdę...- zeskoczyła na podłogę i zaczęła przeszukiwać szafki
i szuflady- Rzadko mam gości, no i w ogóle mam mało takich
rzeczy... No wiesz, na jedną osobę nie potrzeba zbyt wiele...- w
końcu chwyciła w dłonie sporych rozmiarów niebieski kubek z
kaczuszką. Spojrzałam na niego z pobłażliwym uśmiechem, mój
wzrok powędrował na jej kubek. Odkryłam, że te kubki są z sobą
jakoś spokrewnione, były bardzo podobne, ale na jej kubku była
owieczka zamiast kaczuszki. Patrzyła się na niego jakby wahała się
czy ma mi go dać, albo może tylko mi się tak wydaje.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Proszę.- postawiła
kubek na blacie- Tutaj jest herbata, tu kawa, a tu cukier.- nie
patrząc na mnie pokazywała odpowiednie puszeczki i miejsce
zamieszkania cukierniczki. Coś jednak jest nie tak, mimo, że nie
widzę jej oczu to czuję, że coś się zmieniło na gorsze. Z
atmosfery uleciał cały uśmiech.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Pójdę się przejść.-
rzuciła, a że była już ubrana tylko narzuciła na siebie czarną
ramoneskę i wyszła zostawiając mnie zdezorientowaną jak dziecko
porzucone w środku lasu. Niemrawo podniosłam się z kanapy i
podreptałam do czajnika. Nalałam do niego wody z kranu. Z racji, że
kawy nigdy nie piłam, bo w sierocińcu dzieciom nie wolno jej
przecież podawać, a potem szkoda mi było na nią pieniędzy to
wrzuciłam do tego nieszczęsnego kubka woreczek herbaty.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i> O co jej chodzi?</i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Mój mózg pracuje na
wysokich obrotach starając się dojść o co chodzi z tym kubkiem.
Gdy już zalałam herbatę zaczęłam mu się uważnie przyglądać.
Nie było na nim nic specjalnego poza kaczuszką, żadnego imienia
albo czegoś w stylu: " Dla najlepszej mamy na świecie!",
więc nie</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
sprawiał wrażenia
prywatnego.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Może to jest magiczny
kubek? Może rzuciła na te kubki jakieś czary, że na przykład jak
się z niego ktoś napije to potem jest do wieczora uśmiechnięty
albo cały dzień ma czkawkę! No i może zastanawiała się po
prostu czy uraczyć mnie swoją magią, a że musiała, a nie chciała
to się zdenerwowała!</i> </div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Upiłam z niego odrobinę,
ale żadnej magii nie wyczułam. Za to poczułam, że oparzyłam
sobie język ale to już nie żadne czary tylko moja głupota.
Nieśmiało zajrzałam do lodówki. Nie było w niej zbyt wiele,
raptem parę jogurtów, masło i trochę szynki. Wyciągnęłam rękę
po truskawkowy jogurt, ale szybko ja cofnęłam bo czułam się jak
złodziej.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i> Muszę iść do do sklepu
i kupić sobie coś swojego.</i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Niby mówiła, że pójdziemy
razem za parę dni, i że mogę się częstować ale nie czuła bym
się z tym dobrze, a muszę przecież do weekendu coś jeść.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Może zrobię coś na
obiad...</i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><br /></i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Wypiłam do końca herbatę,
a kubek wstawiłam do zlewu. Wyciągnęłam z swojej szuflady jeansy
i czerwoną bluzkę. Doprowadziłam się szybko do ładu, wyszłam
zamykając za sobą drzwi i zbiegłam po schodach na dół.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Oby tylko ona wzięła
swój...</i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Trochę
zimno...-szepnęłam do siebie i potarłam ramiona, ale nie chciało
mi się wracać po bluzę. Trzeba by było objąć jakiś kierunek
tylko nie wiem jaki. Nie mam pojęcia gdzie tu jest sklep. Właściwie
to nie mam pojęcia gdzie tu jest cokolwiek. Gdziekolwiek bym nie
poszła, muszę zapamiętać drogę co nie będzie proste bo jest
tutaj pełno takich samych uliczek i identycznych kamienic.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i> Gdzie by tu iść?</i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><br /></i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Rozejrzałam się, zrobiłam
parę kroków w lewo, ale zawróciłam i poszłam w prawo. Doszłam
do najbliższego skrzyżowania, to był z pewnością dobry kierunek.
Tą ulicą szli już jacyś ludzie. Poszłam w tym samym kierunku co
oni bo w końcu gdzie są ludzie tam też muszą być sklepy.
Krążyłam z tłumem między kamienicami jeszcze jakieś dobre
piętnaście minut aż w końcu wypatrzyłam jakiś sklep wbity w
parter jednego z budynków. Weszłam do środka chwyciłam za koszyk
i zaczęłam się rozglądać. Wypełniłam go do połowy wszystkim
na co miałam ochotę, a raczej wkładałam do niego wszystko na
czego widok mój brzuch burczał. Najważniejsza zasada zakupów jest
taka żeby nie iść do sklepu głodnym! Stanęłam w kolejce do kasy
i znudzona czekaniem zaczęłam się rozglądać. W wielkim metalowym
koszu dostrzegłam przyrządy kuchenne, a wśród nich... Kubki!
Wyskoczyłam z kolejki i już po chwili trzymam w dłoniach kubek w
motylki. Gdybym miała codziennie spotykać się z takim humorem Oti
jak dzisiaj to wolę spać na przystanku. Kubek wylądował w
koszyku, a ja wylądowałam po</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
raz drugi na końcu kolejki.
Nawet jeśli to tylko jej fochy i nie musiała bym tego robić to
lepiej mi z tym kubkiem, odrobinę lżej na sercu i sumieniu.
Przynajmniej nie będę się czuć winna pijąc herbatę. Zapłaciłam
i wyszłam z sklepu obładowana reklamówkami. Niby chciałam jak
najszybciej być spowrotem w domu ale cichym głosikiem w mojej
głowie wołała potrzeba czegoś słodkiego. Nie byle czego
oczywiście! Naszła mnie ochota na ciastko, którym mogła bym
uczcić swój sukces. Zamroczona tą potrzebą podeszłam do
pierwszej lepszej osoby i zapytałam o najbliższą cukiernie.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Idź na ryneczek. Tam
jest ich kilka.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ryneczek?- starsza pani
widząc, że nie mam bladego pojęcia o żadnym ryneczku postanowiła
mi objaśnić gdzie mam się skierować. Podreptałam tak jak kazała
i szybko znalazłam się na dużym</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
kwadratowym placu z
przepiękną fontanną na samym jego środku. Ruszyłam do pierwszej
lepszej cukierni, która rzuciła mi się w oczy. W środku było
ciasnawo więc wzięłam swój torcik czekoladowy na wynos. Zabrałam
też z lady plastikowy widelczyk. Znalazłam sobie ławeczkę i
rozsiadłam się na niej kładąc torby z zakupami koło nóg. Pewnie
jesteście ciekawi po co mi całe to ciasto? A więc wszem i wobec
oświadczam, że zamierzam zjeść je całe, na raz, bez żadnych
skrupułów. Chyba mogę sobie pozwolić na trochę przyjemności,
prawda? Wbiłam widelec w ciasto i zaczęłam się nim delektować po
mojemu czyli w wolnym tłumaczeniu zaczęłam pożerać je w
zastraszającym tempie. Uśmiecham się teraz do siebie świadoma iż
pewnie jestem usmarowana kremem ale szczerze mówiąc nie za bardzo
mnie to obchodzi, gdyż to jest pyszne! Dawno nie jadłam nic tak
dobrego, w takich ilościach i tak słodkiego! Nie daleko przede mną
stoi uliczny magik. Bardzo elegancki magik jak na tych ulicznych,
miał na sobie czarne spodnie od garnituru, białą koszulę i
srebrną kamizelkę, która na nim nie wyglądała ani trochę
kiczowato. A! No i czarny kapelusz. Gdy się bardziej przyjrzałam
zauważyłam, że na jego twarzy połyskuje srebrna maska. I tak
gapiłam się bezmyślnie jak za jego sprawą raz pojawiają się, a
raz znikają gołębie, jak wbija w balon igłę, a on wcale nie
pęka, jak rzuca kapeluszem jak bumerangiem i szczerze podoba mi się
wszystko to co on robi. Patrzę zupełnie oczarowana jak wykonuje
sztuczki z kartami. Jak na chodniku pojawiają się kredą narysowane
obrazki i jak z jego dłoni znikają różne rzeczy. Jestem tak samo
w niego zapatrzona jak jego widownia choć jestem pewnie starsza dwa
razy od każdego znajdującego się w niej. Jedyne co mi przeszkadza
w gapieniu się to zimno. Trzęsę się jak ośka ale nie chcę wstać
i iść. Wolę się jeszcze pogapić na magika i zjeść do końca
swoje ciasto. Chcę jak najdłużej utrzymać tą chwilę, w której
czuję się szczęśliwa... Czuję się jak dziecko, którym rzadko
miałam okazję być wtedy gdy był na to czas. Więc nie odrywam od
niego wzroku i patrzę szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się
jak on to wszystko robi. Biorę kolejny kawałek do ust i nagle
zauważam, że magik zaczyna iść w moją stronę.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Wydaje mi się. </i>
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie! Nie wydaje mi się!
Jest coraz bliżej i nie zmienia kierunku! Sparaliżowana siedzę z
widelczykiem w ustach nie odrywając od niego spojrzenia. Ściągnął
kapelusz kłaniając się przede mną i szybko nałożył go z
powrotem na głowę przechylając go tak, że zakrywał pół jego
twarzy. Obrócił się wokół własnej osi a w połowie obrotu w
jego dłoniach pojawiła się czarna marynarka. Zamachnął się nią
jak torreador czerwoną płachtą i zarzucił mi ją delikatnie na
plecy . Gdy się wyprostował ja w panice zaczęłam ją z siebie
ściągać chcąc mu ją oddać. On tylko przytrzymał moje dłonie,
palcem pokazał na mnie a potem na kieszeń w tej marynarce.
Niepewnie sięgnęłam do niej dłonią ale nic tam nie było.
Wyciągnęłam pustą dłoń patrząc na niego pytająco. On tylko
westchnął zrezygnowany, klepnął się w głowę ( to znaczy w
kapelusz), pstryknął palcami i znowu wskazał kieszeń. Znów
wsunęłam do niej dłoń. Pod palcami wyczulam, jakąś karteczkę.
Spojrzałam na niego niepewnie. Pokazał mi żebym ją wyciągnęła
więc tak też zrobiłam, skoro nie ucięło mi jeszcze ręki to co
mi szkodzi? Przyjrzałam się naskrobanym na niej literom.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<b>„Ubieraj się cieplej!
Zatrzymaj ją.</b></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<b> No i ciesz się, że jest
czarna a nie srebrna :)</b></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<b>Mogło być gorzej...
Mogłem dzisiaj założyć pelerynę.</b></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<b>- Twój ulubiony Magik”</b></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Gdy podniosłam głowę
chcąc już mu powiedzieć, że ja tak nie mogę, i że nie wypada,
on już dawno był daleko. Przechodził za latarniami aż w końcu
przechodząc za jedną z nich zniknął. Zamrugałam oczami nie mogąc
uwierzyć w to wszystko. Obróciłam karteczkę parę razy w palcach
i włożyłam ją z powrotem do kieszeni. Niepewnie wsunęłam ręce
w rękawy o wiele za dużej jak na mnie marynarki. No ale fakt...
Dobrze, że nie jest srebrna. Skończyłam szybko jeść i wstałam
podnosząc swoje siatki z ziemi. Dopiero teraz widzę, przypatruje mi
się grupka dzieci. Wszystkie ciekawe oczka są właściwie wlepione
nie we mnie tylko w marynarkę. Ja oczywiście machinalnie robię się
czerwona na twarzy i czmycham najszybciej jak umiem w stronę domu.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
***</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Położyłam zakupy pod
nogami, wyciągam klucz, otwieram drzwi, wszystko to robię jak
zaczarowana. Moje myśli nadal krążą wokół marynarki, którą
notabene nadal mam na sobie. Czy takie coś jest w ogóle możliwe?
Taka bezinteresowność i w ogóle... I w ogóle takie coś? To, że
nadal czułam ją na sobie potwierdzało, że to stało się
naprawdę. Że naprawdę dostałam marynarkę od magika tylko
dlatego, że zauważył jak trzęsę się z zimna.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Dziwne
to trochę... Dziwne ale miłe...</i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Dopiero co z mojej twarzy zniknął ten buraczkowy kolor, a już
czuję jak moje policzki znowu stają się cieplejsze. Rozładowałam
zakupy nadal w transie. Oti jeszcze nie wróciła. Usiadłam na
swojej kanapie i dopiero teraz ją ściągnęłam. Jest bardzo
ładna... Tylko dość duża. Oczami wyobraźni już widzę jak
musiałam wyglądać maszerując w niej. No tak, musiał być ze mnie
niezły strach na wróble. Bo i magik był dość... Nie tyle, że
wysoki co i dobrze zbudowany (z tego co zdążyłam zauważyć zanim
zniknął), ale i ja byłam nie zbyt wielka. Westchnęłam głośno
oglądając ją z każdej strony. Była naprawdę porządna i to
potęgowało moje wyrzuty sumienia.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Musiała
być bardzo droga...</i></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Ale skąd taki uliczny magik miałby tyle kasy? No tak, ale jestem
głupia... Pewnie gdy chodzi o jego doroślejszą widownie- bo i taką
pewnie ma, znikają nie tylko grosiki ale też całe portfele. Ale
marynarka jest ładna. Głęboka czerń obszyta gdzieniegdzie srebrną
nitką. Zawiesiłam ją na oparciu kanapy i pogłaskałam dłonią
jej materiał. Dopiero teraz się uśmiechnęłam. Zrobiło mi się
strasznie miło. Z takim przyjemnym uczuciem zabrałam się do
robienia obiadu, a że nie jestem zbyt dobra w gotowaniu to zrobię
spaghetti! No przynajmniej spróbuję je zrobić...</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Gdy skończyłam jej nadal nie było więc zjadłam sama i nawet
pozmywałam! Wyszło naprawdę niezłe, aż sama się zdziwiłam, że
tak potrafię. Dawno tego nie robiłam. Pewnie dlatego się w ogóle
za to zabrałam, mówię oczywiście o zmywaniu. Usłyszałam szczęk
kluczy za drzwiami, a po chwili stanęła w nich Oti.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
-Ja...Ja przepraszam za rano...- powiedziała ze spuszczoną głową.
Szybko wyciągnęłam swój nowy kubek z szafki i gdy w końcu
podniosła głowę zaprezentowałam go jej szeroko się uśmiechając
na znak, że ani mi w głowie się jakkolwiek gniewać. Ona tylko
spojrzała zdziwiona na kubek, potem na mnie. W końcu uśmiechnęła
się szeroko i ruszyła w moim kierunku by tak jak to zrobiła
wczoraj w nocy przyciągnąć mnie do siebie i mocno przytulić.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
-Dziękuję.- usłyszałam przy uchu jej łamiący się głos.
Również ją objęłam, a nawet lekko pogłaskałam po plecach żeby
jakoś ją uspokoić.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
-Ej no nie rycz, miałaś się cieszyć!- zażartowałam co od razu
poskutkowało bo zaśmiała się cicho- Zrobiłam jedzenie...</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
-Jadalne?</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
-Ja zjadłam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
No i jest! Szybciej, lepiej, fajniej i w ogóle;) Mam nadzieję, że jest fajny i da się czytać, no i że błędów nie jest za dużo ^^ Jestem strasznie ciekawa co wy na to. No i oczywiście na nową postać! Nic nie mówię więcej ani też nie obiecuję ;) Tylko przywitajcie go miło haha. No to ja idę spać. Endżoj!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<h2 style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><b><span style="font-size: large;">Astraothia</span></b></i></h2>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-70304351988062340002014-08-28T13:19:00.003+02:002015-02-11T21:37:23.134+01:004. Uwaga! Wstaję!<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: large;"> </span>Uniosłam szklankę do ust i zanim
zrobiłam łyka popełniłam dwa najgorsze błędy jakie można
popełnić na chwilę przed upiciem się. Pierwszy- powąchałam to
co miałam zamiar w siebie wlać. Zapach wódki uderzył mnie w twarz
z pięści. Spojrzałam na szklankę z odrazą i wzdrygnęłam się
mało nie rozlewając jej zawartości. Wracając do tematu... Jaki
był drugi błąd? Zaczęłam trzeźwo myśleć. Nigdy, przenigdy nie
należy myśleć ponownie po raz już podjętej decyzji. To przynosi
utratę pewności i w moim przypadku wyrzuty sumienia. Powoli
odłożyłam szklankę na bar. No świetnie... Teraz wyglądam jak
nastolatka z liceum, która próbuje zalać alkoholem smutek po
zerwaniu z chłopakiem, a nawet nie umie go pić. Może i nie mam
zbyt mocnej głowy, i rzeczywiście niezbyt umiem pić, ale
przynajmniej nie mam błahego powodu żeby się nawalić! Chociaż w
sumie... Nie jestem do końca przekonana czy teraz chodzi tylko o to,
że nie mam gdzie spać. Może i tak było na początku, ale... Ten
telefon... Trochę mnie to zabolało. W sumie to nie wiem na co
liczyłam. To miało wielki potencjał, żeby się nie udać. Tylko,
że spodziewałam się, że nie będzie mógł mi pomóc, a nie tego,
że odbierze jego dziewczyna. Może w jakiś sposób to zabolało
jeszcze bardziej niż jakby powiedział, że nie da rady mnie
wydostać z tego w co się wpakowałam. O ile to możliwe podczas
tak, krótkiej rozmowy to chyba trochę się do niego przywiązałam
i zaczęłam wiązać z nim jakieś nadzieje. Nie mówię, że się
zakochałam! Ja tylko myślałam, że będę mieć przyjaciela... A
więc trochę jednak jestem smarkaczem z problemem odrzucenia...
Niech to szlag! Jest mi po prostu przykro! No i poza tym to jestem
tak jakby bezdomna... Oparłam skrzyżowane ręce na blacie baru
uporczywie patrząc w szklankę przede mną.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Czyżby smutki nie chciały się
topić?- usłyszałam kobiecy głos blisko swojego ucha.
Podskoczyłam na krześle i szybko podniosłam oczy na dziewczynę
stojącą za ladą. Najwidoczniej aby zostać tutaj barmanem bądź
barmanką- bo teraz naprzeciwko mnie nie stał już zobojętniały
chłopak tylko dziewczyna z połowicznym uśmieszkiem. Wracając do
tematu- najwidoczniej aby tu pracować trzeba umieć pojawiać się
znikąd. Minęła chwila zanim przestałam się w nią wpatrywać i
składać myśli. Zsunęłam dłonie w dół aby spleść je mocno ze
sobą na kolanach. Spuściłam wzrok nie czując się w tej chwili
ani trochę pewnie i odwróciłam głowę. Wiem, pewnie wyszłam na
straszliwie nieuprzejmą zachowując się tak jak się zachowuje, ale
do jasnej cholery! Chyba trafiła w sedno. Spać mogę gdziekolwiek
dzięki szklance wódki, ale tego jak się czuję nie naprawił by
nawet jej ocean.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Moje smutki wręcz zainwestowały w
ponton...- rzuciłam jej krótkie niepewne spojrzenie. Uśmiechnęła
się szerzej i oparła o blat po drugiej stronie baru.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Więc... opowiadaj!- skierowałam na
nią swój wzrok tym razem na dłużej. Miała krótkie ciemne włosy,
lekko zadarty do góry nos i bardzo szeroki uśmiech, którym jak
mniemam chciała mnie nakłonić do tej małej spowiedzi. Niestety ja
już dawno nie byłam w kościele więc już zapomniałam jak to
robić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Ostatnio opowiadanie o sobie poszło
ci niesamowicie dobrze z tego co pamiętam Nad...</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
No właśnie, skoro powiedziałam jemu
to czemu teraz nie mogę powiedzieć drugiej przypadkowej osobie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-No już, gadaj! Po to chyba są
barmani, nie?- spróbowała mnie zachęcić. Uśmiechnęłam się
lekko na jej słowa i westchnęłam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-No wiesz, nie wiem czy masz do tego
kompetencje... Bo wiesz, to nie jest kolejna łzawa historia o
utraconej miłości.- zaśmiała się a ja tylko uśmiechnęłam się
delikatnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Nie martw się o to. Takich to ja się
już dzisiaj nasłuchałam.- mało subtelnie wskazała palcem
dziewczynę wypłakującą się na jednym ze stolików- Wręcz
błagam. Opowiedz mi coś mniej mdłego!- złożyła ręce jak do
modlitwy patrząc na mnie dużymi, wręcz proszącymi oczami.
Wzniosłam oczy w górę i ścisnęłam usta w dzióbek udając, że
się zastanawiam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- No dobra, niech ci będzie!- nie wiem
co sprawiło, że nagle zachciało mi się gadać. Może to, że w
sumie to nie ma znaczenia. Na pewno nie był to alkohol ponieważ z
mojej szklanki nie ubyło ani kropli.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Czy przypadkiem nie chciałaś żeby
tutaj nikt nie znał twojej historii?</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Chciałam... Ale
może to nie na tym polega. Może tak naprawdę zamiast o niej
zapominać muszę nauczyć się z nią żyć, ta historia stworzyła
mnie, a siebie nie mogę zostawić. Nie będę przecież nikim innym
niż jestem... Dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco, a ja tylko
spuściłam głowę nie wiedząc od czego zacząć i co powiedzieć.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Moi rodzice... A
właściwie to cała moja rodzina... Odeszli.- wykrztusiłam s siebie
szarpiąc rękaw bluzy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- B- bardzo mi
przykro- wyjąkała patrząc na mnie z prawdziwym nieudawanym
współczuciem. I nagle coś jakby we mnie zadrżało od tego
spojrzenia, to ciepło skierowane prosto na mnie roztopiło trochę
tego lodu, który we mnie tkwi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- To nic. To było
dawno... Byłam w sierocińcu i... I miałam wypadek.- przygryzłam
dolną wargę- Mieszkałam w małym mieście gdzie każdy gapił się
na mnie cokolwiek bym nie zrobiła! Byłam ich tematem numer jeden!
Musiałam się stamtąd wynieść! Pracowałam w kawiarni i gdy
wreszcie uzbierałam tyle ile trzeba przyjechałam tutaj!- słowa
wyleciały ze mnie jak lawina. Gdy skończyłam mówić westchnęłam
głośno, opuściłam dłonie po gestykulacji, której nigdy bym się
po sobie nie spodziewała i spojrzałam na nią- Nie znalazłam
żadnego noclegu, na który było by mnie stać...
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Stała nade mną, w
jej oczach widziałam zmieszanie i niepewność. Przeczesałam włosy
i przetarłam zmęczone oczy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Co mam robić?-
spytałam już lekko łamiącym się głosem, ostatnio naprawdę zbyt
dużo beczę...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Oti!-krzyknął
drugi barman na co ona się odwróciła- Pomóż nam trochę!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Już!- odkrzyknęła
po czym zwróciła się do mnie- Poczekaj aż skończę zmianę.-
rzuciła stanowczo i już jej nie było. Ja tylko patrzyłam
zdezorientowana w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała
marszcząc brwi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i>O co chodzi? Po co?</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Przez cały czas
nie mogłam dojść o co chodzi. Siedziałam tylko tam gdzie
wcześniej i obserwowałam co dzieje się przy barze. Najbardziej
szkoda mi było pracowników tego lokalu. Mieli naprawdę ciężka
pracę. W końcu nie każdy potrafi nawalonemu mięśniakowi
przemówić do rozumu, a co lepsze wmówić mu, że dziewczyna, która
właśnie obściskuje się na parkiecie z innym to nie jego
dziewczyna. Trzeba przyznać, że pijani ludzie są śmieszni. A
zwłaszcza mężczyźni! Po kilku kieliszkach zamieniali się w istne
królowe dramatu. Zawsze myślałam, że to rola kobiet! I tak
obserwowałam jak wszczynają kolejne kłótnie, bójki, a czasem
wznoszą toasty aż znowu podeszła do mnie z zmęczonym wyrazem
twarzy. Uśmiechnęła się lekko ale widać było, że już prawnie
nie jest w stanie tego robić. Miała takie zmęczone oczy... Jakby
nie spała od tygodni! Nie wiem nawet ile godzin minęło. Trzy, a
może pięć? Wszystko jedno. Dlaczego rzeczywiście zostałam? A co
miałam innego w planach. Przecież nie śpieszę się do domu ani
też nikt na mnie nigdzie nie czeka... Każda propozycja w takiej
chwili wydaję się obiecująca.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Możemy iść.-
powiedziała do mnie zakładając dżinsową kurtkę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Iść? Gdzie iść?-
zeskoczyłam z krzesła i spojrzałam na nią zszokowana.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-No chodź, nie
marudź. Powiem ci jak wyjdziemy.- Poprawiła włosy i pociągnęła
mnie za rękę do wyjścia. W ostatniej chwili złapałam torbę i
zaczęłam za nią iść. Przepchałyśmy się przez tłum.
Zauważyłam, że ona stosuje do tego taką samą metodą jak ja- z
łokcia i droga wolna! Gdy udało nam się wyjść puściła mnie i
zaczęła powoli maszerować w górę ulicy. Ruszyłam za nią,
zrównałam się z nią i czekałam aż coś powie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Posłuchaj... Mam
drobne problemy z kasą... No dobra, spore problemy. Okradli mnie
tydzień temu ze wszystkich oszczędności i zanim trochę się
odbiję to minie trochę czasu. Mam wynajęte mieszkanie. Tylko z
jednym łóżkiem, ale bardzo potrzebuję współlokatora, który
pomoże mi spłacić ten miesiąc i może następny... To jest marne
mieszkanie, taka jedno osobowa klitka i...- nie zdążyła dokończyć
ponieważ stanęłam jej na drodze i uśmiechnęłam się szeroko.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Wszystko mi
pasuje. Mogę nawet spać na dywanie!- pisnęłam podekscytowana-
Jeśli nie boisz się przygarniać obcych ludzi z ulicy to jestem
całą twoja!- wznowiłam krok. Z jej twarzy nagle zeszło całe
zmęczenie, zastąpił je szeroki uśmiech. Zagarnęła mnie do
siebie ramieniem i mocno przycisnęła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Uwielbiam cię
kurwa mać!- wydarła się na całe gardło aż w jednym z okien
zapaliło się światło. Zaśmiałam się cicho z jej zachowania.
Spojrzałam na nią tym razem poważnie i przystanęłam .</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Dziękuję...
naprawdę już myślałam, że to koniec mojej przygody tutaj...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Nigdy nie trać
nadziei.- szturchnęła mnie lekko w ramie- Nawet ja znalazłam
rozwiązanie problemy!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-No i to od razu
dla dwóch osób!- parsknęłyśmy śmiechem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Jestem Oti,
Otylia.- wyciągnęła do mnie rękę- Wypadało by wiedzieć
przynajmniej jak nazywa się twój współlokator,nie?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Nad- z uśmiechem
uścisnęłam jej rękę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-To skrót od
czegoś?- zapytała gdy znowu zaczęłyśmy iść.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Od Nadzieja.-
powiedziałam cicho.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Żartujesz!-
skwitowała z uśmiechem ale widząc po mnie, że wcale nie
żartowałam szybko dodała- Przepraszam. Nie lubisz swojego imienia,
co?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Nie zbyt.-
odparłam chłodno wzruszając ramionami.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Więc dla mnie
jesteś po prostu Nad- na jej twarz wrócił szeroki uśmiech i na
moją też.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Ale Nadzieja to
ładne imię...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Skończ!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Okazało się, że
do jej mieszkania jest całkiem spory kawałek drogi. Po około pół
godziny byłyśmy już jak to powiedziała Oti:„ kawalontek od
celu”. Okolica nie była zbyt ciekawa i piękna, zwykłe, stare,
podniszczone kamienice. W żadnym razie nie błyszczy tu jak w
centrum, ale jakoś nie bardzo mi to przeszkadza. Dalej nie mogę się
nadziwić jak łatwo jest mi przyjąć fakt, że będę mieszkać z
zupełnie obcą osobą. No ale chyba na tym opierał się mój plan,
co prawda liczyłam, że będę miała swój pokój, ale biorąc pod
uwagę, że to jedyna oferta jaką tu znalazłam w trakcie całego
dnia poszukiwań to mogę spać na kanapie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Ta dzielnica nie
jest za bardzo... no wiesz...bezpieczna...- szepnęła do mnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-I dlatego wracasz
piechotą w środku nocy i to jeszcze zazwyczaj sama?- zapytałam
unosząc brew do góry i patrząc na nią ironicznie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Mówisz jakbym
miała jakiś wybór.- wytknęła mi język- Nie ma co marudzić.
Trzeba po prostu na siebie uważać. I torebki trzymać blisko
siebie.- od razu przycisnęłam mocniej do siebie swoją torbę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Mam chodzić z
nożem w kieszeni?- zapytałam żartobliwie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-No możesz, ja mam
paralizator.- wyciągnęła z kieszeni kurtki i pokazała mi.
Zdębiałam zupełnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i>W co ja się wpakowałam?!</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Nie marudź głupia!</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-A tak w ogóle to
nie wiesz gdzie tu można dostać pracę?- zapytałam żeby jak
najszybciej zmienić temat i zapomnieć o tym, że w każdej chwili
może nas ktoś napaść.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-No nie za
bardzo... Mogę zapytać naszego szefa czy kogoś nie potrzebuje, ale
wątpię...- skrzywiła się lekko- A masz jakieś doświadczenie?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Pracowałam w
kawiarni dość długo. Byłam kelnerką ale znam się też na kasie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Jestem pewna, że
coś znajdziesz- uśmiechnęła się pocieszająco.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Mam trochę
odłożone, tak na parę miesięcy bez głodówki.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Szłyśmy jeszcze
kawałek w ciszy aż w końcu Oti zatrzymała się przed jedną z
kamienic, wygrzebała klucze i weszłyśmy do środka, na pierwsze
piętro tutaj otworzyła środkowe drzwi i z szerokim uśmiechem
zaprosiła mnie do środka. Mieszkanie rzeczywiście było malutkie-
kuchnia połączona z salonem, łazienka i sypialnia. Było zadbane i
widać było , że jego właścicielka- czyli w tym przypadku Oti nie
jest typem bałaganiary. Całkiem mi się podoba .</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-I co? Nie
uciekniesz stąd? Ja wiem, że to naprawdę marne ale no...-
zobaczyłam jak ukradkiem sprząta z kanapy swój stanik.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-A cicho być, jest
cudnie!- posłałam jej szeroki uśmiech i położyłam torbę na
ziemi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-No to skoro tak...
to czuj się jak u siebie. Tam w komodzie mam wolną szufladę więc
jak się zmieścisz to możesz się rozpakować.- wskazała mi mebel
do, którego podeszłam i otworzyłam na szczęście za pierwszym
razem akurat tą wolną szufladę. Była dość spora a ja i tak nie
miałam zbyt wiele ubrań. Ściągnęłam bluzę, otwarłam torbę i
zaczęłam wykładać z niej rzeczy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Pościelę ci
kanapę. Z lodówki też się częstuj, pójdziemy razem na jakieś
zakupy w weekend to się zaopatrzymy już wspólnie, ok?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Jasne, jasne...-
mruknęłam zajęta składaniem bluzek, które przez dzisiejsze
przygody mojej torby były już niemiłosiernie wygniecione. Kątem
oka widziałam jak krząta się ścieląc i zbierając swoje rzeczy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Hej!- wstałam-
Jeszcze raz dziękuję.- uśmiechnęłam się lekko.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Nie ma za co.-
odwzajemniła mój uśmiech- Łap!- rzuciła mi kluczyk, który
trochę niezdarnie złapałam- Przecież nie będę cię tu
przetrzymywać pod kluczem.- zaśmiałyśmy się.</div>
<br />
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Było już bardzo
późno więc zjadłyśmy tylko jajecznicę, wzięłam szybki
prysznic i położyłam się na swojej kanapie. Gdy tak leżałam
gapiąc się w sufit przez chwilę przez myśl przeleciało mi, że
czuję się tutaj jak w domu. Nie miałam nawet żadnych oporów w
chodzeniu po całym mieszkaniu czy też korzystania z niego. Poza
tym, było tu bardzo przytulnie. Rozmyślałam tak aż myśli zaczęły
mi się rozmywać. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
No to powitajcie gromkimi brawami nowy rozdział ;) Korektę wykonałam sama gdyż na żadną inną się nie doczekałam... Mam nadzieję, że nie ma zbyt wiele błędów i w ogóle, że czyta się to przyjemnie, a nie zgrzytając zębami. Mogę jeszcze dodać, że kolejny rozdział już w połowie napisałam więc może będzie szybciej o ile teraz tempo mi nie spadnie :) No ale powiem wam, że akcja jak na razie przestaje być taka smętna i dołująca! Koniec problemów Nad? O nie! Co to, to nie! Nie ma mowy ;) Będą tylko trochę inne... Ktoś się domyśla jakie mogą być?? Proszę o opinię kogoś innego niż <a href="http://www.blogger.com/profile/13430639733906544791" rel="nofollow" style="-webkit-transition: all 1s; background-color: #1f1d1e; color: #e7e9ea; font-family: Georgia, Utopia, 'Palatino Linotype', Palatino, serif; font-weight: bold; line-height: 23.799999237060547px; text-decoration: none !important; text-shadow: white 0px 0px 5px; transition: all 1s;" target="_blank">GRIMALKIN</a>, która wymyśliła już nawet happy end ;) Nie tak szybko kochana <3</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><b><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></b></i></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-13768354201838223682014-07-20T23:14:00.000+02:002015-02-11T21:37:05.194+01:003. Czasem zdarzy mi się też potknąć.<span style="font-size: large;"> </span> Wiem, że to już bardzo desperacki pomysł, ale w tej chwili jestem skrajnie przygnębiona i zmęczona. Przez to nawet spanie na ławce w parku nie wydawało się takie złe! Nadal była to lepsza perspektywa od powrotu, tam, skąd dzisiaj przyjechałam... Mogła bym wrócić na dworzec i tam czekać na powrotny do mojego miasta, jednak czułam jeszcze gdzieś na dnie serca, że tutaj, nawet teraz, jest mi lepiej niż tam kiedykolwiek mogłoby mi być. To było by zbyt proste, zdecydowanie nie potrafię się poddawać. Mam na to za duże ego. Moja zarozumiała osobowość odczułaby to nie tylko jako porażkę, ale jako szramę i skazę na dumie i honorze. Zwłaszcza teraz, gdy tak je rozdmuchałam tym wszystkim, tym całym swoim planem i tą wiarą w siebie. W sumie, to mogę spać nawet tu gdzie jestem - na przystanku. Przynajmniej nie musiałabym wydawać kasy na wódkę, i tak nie mam jej zbyt wiele, tylko tyle, żeby starczyło na parę miesięcy. Starczy, żebym nie przymierała głodem i nie spała w kartonie na ulicy. Muszę szybko sobie znaleźć jakąkolwiek prace, no i oczywiście mieszkanie! Ale ten beznadziejny pomysł w alkoholem w roli głównej nadal krążył niebezpiecznie blisko moich myśli!<br />
<i>Nie wolno Nad! Nie wolno!</i>- skarciłam się w myślach.<br />
-Masz jedyną i niepowtarzalną szansę by odkupić swoje grzechy- powiedziałam z zupełną powagą do swojego bagażu. Dobrze, że nikt akurat nie przechodził obok. Gdyby ktokolwiek to usłyszał, spaliłabym się ze wstydu. Położyłam się na twardym, plastikowym siedzeniu i podłożyłam sobie torbę pod głowę. Westchnęłam cicho czując jak w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Zacisnęłam je mocno, nie chcąc dać uciec ani jednej. Wplotłam dłonie we włosy skryte pod kapturem i zacisnęłam na nich mocno palce. Syknęłam wściekła na samą siebie czując, że dłużej nie dam rady się powstrzymywać. Łzy zaczęły kropla po kropli spływać po moich policzkach. Zacisnęłam usta w wąską linię.<br />
-Cholera!- wyrwało mi się- Tak właśnie wygląda spełnienie moich marzeń... Na razie- te ostatnie dodałam o wiele ciszej niż poprzednie słowa i to one pozwoliły mi rozluźnić napięte mięśnie i lekko się uspokoić.<br />
To tylko jedna noc... Jedna bardzo długa noc. Jutro coś znajdę. Jutro będzie lepiej. To dopiero początek. Nikt nie mówił, że będzie łatwo i , że wszystko będzie od razu.- Pocieszyłam się i przekręciłam na prawy bok, twarzą do ulicy po której co raz przejeżdżało jakieś auto. To duże miasto, jedno z tych, które nigdy nie śpi. Było jasno i głośno. Dlaczego akurat to, a nie inne? W sumie to tylko dlatego, że bilety na pociąg były najtańsze. Tak ,wiem, marny powód, ale jednak jakiś. Wlepiłam wzrok w mrugającą reklamę hotelu.<br />
-I co się tak głupio chwalisz, że tam jesteś? I tak mnie na ciebie nie stać durniu !- fuknęłam z taką samą powagą jak wcześniej do torby.<br />
<i>Gdyby tylko ktokolwiek cokolwiek mi powiedział. Gdyby ktoś mi doradził. Może nie musiała bym mieć takiego startu w tym mieście...</i><br />
Ale kto miałby mi cokolwiek doradzać? Nie mam nikogo bliskiego, nawet żadnych znajomych. Choć większość mieszkańców tamtego miasta wiedziała kim jestem, to znali tylko moją historię. Przyglądali się z daleka jak stawiam kroki i jak upadam, jak widownia w teatrze, która widząc cierpienie jednego z bohaterów szepta jeden do drugiego:” To straszne...”, ale nie wkracza na scenę, by mu pomóc. Bo przecież to nie ich życie, nie ich interes... Mam nadzieję, że tutaj się wszystko zmieni. Wybrałam to miasto bo jest duże, można łatwo zniknąć w tłumie. W takich miastach nikogo nie interesują inni. Jest tu tyle różnych ludzi, że nawet moja białe włosy nikogo nie zdziwią. Ot co, kolejna dziwaczka. Ludzie są zbyt zajęci, by się kimś interesować. Poza tym, tutaj jest wiele więcej szans i nie mówię tylko o pracy. Samotność jest dla mnie okropna i chcę mieć jakichkolwiek znajomych, tylko z drugiej strony nie wiem czy potrafię. Przyzwyczaiłam się wszystkich odrzucać... Zawiał wiatr i owiał mnie chłód. Przeszły mnie zimne dreszcze. Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę i wsunęłam dłonie do kieszeni bluzy. Wyczułam coś pod palcami i nagle wspomnienia z dzisiejszego dnia zaczęły napływać do mojej głowy.<br />
NUMER!! - wykrzyknęłam w myślach a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Numer! Mam przecież jego numer. W mgnieniu oka usiadłam i rozwinęłam wymięty papierek. Wysiadł tylko jeden przystanek wcześniej, więc nie może mieszkać daleko.<br />
<i>Może mógłby mi jakoś pomóc...</i><br />
Tyle, że nie po to dostałam ten numer, miał być w razie burzy, w razie strachu. Przygryzłam dolną wargę bijąc się z myślami. Poza tym nie wiem ,czy wypada prosić o pomoc kogoś, kogo zna się tak krótko, rozmawiałam z nim tylko trochę i w gruncie rzeczy nawet go nie znam.<br />
Ba! Nawet nie wiem jak on się nazywa!<br />
Westchnęłam cicho i poskładałam karteczkę w równą kostkę i schowałam z powrotem do kieszeni.<br />
<i>I co teraz? Co teraz?</i><br />
Najbardziej męczyło mnie to czy mam w ogóle prawo prosić go o taką pomoc. Ciekawe czy on w ogóle pamięta jeszcze o mnie... Nie mam nic do stracenia! Raz kozie śmierć! Wyciągnęłam papierek i swój stary telefon. Może nie był to najnowszy wynalazek techniki, ale dzwonił! To i tak duży sukces jak na niego! Przetrwał więcej wypadków niż nie jeden kaskader. Ręce tak mi drżały, że ledwo wystukałam numer na jego klawiaturze. Ostatnie chwila zawahania, głęboki wdech i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał... Zaczęłam tupać nogą z nerwów. Drugi... Przygryzłam mocno wargę. Trzeci... Bawię się zamkiem torby. Kolejnego sygnału nie było, zamiast niego usłyszałam kobiecy głos.<br />
-Słucham?- sparaliżowało mnie. Z głowy uciekło mi wszystko co chciałam powiedzieć.<br />
<i>Może pomyliłam numer?</i><br />
Spojrzałam na kartkę i zaraz potem na wyświetlacz telefonu.<br />
-Halo?- odezwał się znowu telefon i nagle skojarzyłam ten głos z głosem zaspanej dziewczyny przytulającej się w pociągu do jego ramienia. Obiecałam, że go nie wydam... Ona nie może wiedzieć o mnie. Nawet jeśli nikim dla niego nie jestem, to byłaby głupia sytuacja. Pewnie rozpoznałaby mnie, a to już w ogóle by nas pogrążyło. Przecież miało być jakbyśmy się nie znali. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa więc się rozłączyła. Patrzyłam tempo na telefon. No tak, zapomniałam, przecież on ma idealnie dopasowaną do siebie dziewczynę. Na pewno mieszkają razem. Zakłuło mnie sercu, jakby ktoś wbijał w nie szpilki. Nie mogę mu tego zrobić. Spuściłam głowę. No to będę sobie musiała poradzić sama... Tyle, że teraz czułam się jeszcze gorzej. Czuję się... No nie! Czuję się okropnie opuszczona! Tylko tego brakowało. Tego nie zniosę, nie na trzeźwo. Schowałam telefon, wstałam i przerzuciłam torbę przez ramię. Nadal trzymałam papierek w dłoni. Zrobiłam parę kroków od przystanku i wyrzuciłam go za siebie. Włożyłam ręce w kieszenie i zaczęłam się rozglądać za najbliższym pubem. Nie musiałam długo szukać, szybko znalazłam. Alkohol jest wszędzie taki sam, więc mogę wejść do pierwszego lepszego z brzegu. Pięknie w nim i tak nie będzie, tak samo jak w każdym innym, na który mnie stać. Zza drzwi wyciekała głośna muzyka i strugi czerwonego światła. Jakiś cichy głosik na końcu mojej głowy podpowiadał mi, że wchodzenie tam to mój kolejny arcy- genialny pomysł, którego potem będę żałować. Nacisnęłam klamkę, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Uderzyła we mnie fala gorąca i zapach potu. Przeboleję to jakoś. Wypatrzyłam bar i zaczęłam przeciskać się w jego kierunku. Wdrapałam się na wysokie krzesło pod ścianą i ściągnęłam kaptur. Pub był pełen ludzi i hałasu. Niektórzy tańczyli, inni łykali kolejny kieliszek wódki, a gdzieś nie daleko miejsca, w którym usiadłam, rozgorzała kłótnia o jakąś dziewczynę. Zapatrzona w tłum nie zauważyłam, kiedy przede mną pojawił się barman.<br />
-Co podać?- powiedział głośno żeby jego głos mógł przedrzeć się przez muzykę, podskoczyłam wystraszona i obróciłam się do niego.<br />
-Eee... coś bardzo mocnego i bardzo taniego- wykrztusiłam.<br />
-Się robi - na nim moje zamówienie nie zrobiło najmniejszego wrażenia, pewnie nie raz je już dzisiaj słyszał. Postawił przede mną szklankę i nalał do niej po brzegi najmocniejszej wódki, jaka była na stanie baru.<br />
<i>Ojej... to chyba zwali mnie z nóg.- Pomyślałam bezuczuciowo i sięgnęłam po szklankę.</i><br />
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>*</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
Musiałam wnieść pewne poprawki ale teraz jest ok.</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
Czytelnicy odezwijcie się!</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
Błagam? ;p</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;"><b>Astraothia</b></span></i></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-42069717950236351772014-06-19T21:54:00.000+02:002015-02-11T21:36:06.185+01:002. Biegnę! Tylko nie do końca znam drogę...<div dir="ltr">
<div>
<span style="font-size: large;"> </span> Siedzieliśmy w ciszy jeszcze dobre kilka godzin. Oboje bezustannie wpatrywaliśmy się w krople deszczu spływające po szybie. Nie było więcej błyskawic, został tylko deszcz. Usypiałam ze zmęczenia, ale nie chciałam zostawiać go kompletnie samego. Wiem jak ciężko jest się czegoś bać. Wiele bym dała, żeby w niektórych chwilach ktokolwiek ze mną po prostu posiedział. Może wtedy nie była bym taka... taka zimna. Nie wiem, naprawdę nie wiem co się ze mną stało. Przecież na co dzień jestem zupełnie oschła dla innych. Nie opowiadałam nikomu nawet strzępku swojej historii. Choć powiedziałam mu tylko odrobinę, suche fakty, to i tak poczułam ulgę. Może dlatego, że to nie był dzień, tylko noc. W nocy każda rozmowa jest łatwiejsza. Ciemność uwalnia słowa, które spłoszyłyby się na widok światła, jak przegonione dłonią motyle. Kolor naszych nocnych motyli był czarny, jak smoła... Pomimo ich nieprzyjemnego wyglądu im więcej z nas ich wylatywało, tym lżejsi się czuliśmy. Tym lepiej nam się oddychało. Gdy słońce zaczęło wschodzić, podniósł się i westchnął lekko.</div>
<div>
-Dziękuję- szepnął tak niesamowicie cicho, że właściwie tego nie usłyszałam tylko wyczytałam z ruchu warg. Uśmiechnęłam się tylko lekko i powiedziałam to co kiedyś mi powiedziała Natalia: -Powodzenia- równie cicho jak on. Powodzenia czego mu życzyłam? Sama nie wiem. Wydaje mi się, że spokoju, siły i jakiegoś bliżej nieokreślonego uczucia... chyba po prostu szczęścia. Tak, to jest to, czego potrzebujemy najbardziej. Spokój- na męczący strach. Siła- do pokonania przeciwności losu i do tego, żeby w ogóle ruszyć dalej. Szczęścia- na całą resztę wszystkich tych złych rzeczy, które są w nas samych, i którymi jesteśmy otoczeni. Usiadł na swoim poprzednim miejscu, obok śpiącej dziewczyny. Od razu wyczuła zmianę, uchyliła lekko powieki i zapytała zaspanym głosem: </div>
<div>
-Gdzie byłeś? Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Moje chyba znów cytowało Natalię-„ Spokojnie, nie wydam cię. Jakby co to spałam.” -Poszedłem do okna, musiałem się przewietrzyć - odpowiedział po krótkiej chwili. W sumie to nie skłamał. Czułam, że dla nas obu ta rozmowa była jak łyk świeżego powietrza. Jak głęboki wdech, którego długo nie mogliśmy zrobić. </div>
<div>
-Uhum...-stęknęła dziewczyna na znak, że rozumie i wtuliła się w jego ramie. Ja wtuliłam się w róg przy oknie i z powrotem założyłam słuchawki. Nie rozmawialiśmy już więcej, nawet na siebie nie patrzyliśmy. Było tak jakby rozmowy nie było. Nie wiem jak mam się z tym czuć. Może i zostałam </div>
<div>
trochę zignorowana i odsunięta, ale nie sprawiało mi to bólu i nie dawało smutku. Może to dlatego, że ja też chciałam go zignorować i odsunąć. Słońce wychodziło powoli na niebo coraz wyżej i wyżej. Rozświetlało wszystko jasnym, świeżym blaskiem. Wysuszało krople po dawno zapomnianym deszczu. Nie umiałam skupić się na muzyce lecącej ze słuchawek. Słowa ulubionych piosenek przelatywały bez wydźwięku przez moją głowę. Brzmiały bez sensu jak zlepek słów nieznanego mi języka. Wystukiwałam palcami ich rytm na kolanie tak długo aż nie zmorzył mnie sen. Obudził mnie głośny trzask. Przestraszona, szybko otworzyłam oczy. Ściągali torby i jedna z nich im spadła. </div>
<div>
-Cholera- syknął chłopak, któremu torba spadła prosto na nogi. To był on. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie znam nawet jego imienia. To tylko podkreśliło to, że nie jesteśmy nawet znajomymi. Czy mi przykro? Jakoś niezbyt. Mogło by się zdawać, że powinno mi być, przynajmniej choć trochę. Przecież to pierwsza osoba, z którą najzwyczajniej w świecie rozmawiałam. Nie jestem osobą, która </div>
<div>
szybko przywiązuje się do ludzi. Po tym wszystkim to nie jestem pewna czy w ogóle potrafię się jeszcze do kogoś przywiązać. Pociąg stanął. Reszta jego znajomych wyszła bez słowa. Zostaliśmy sami. Podniósł z ziemi swój plecak. Gdy się wyprostował spojrzał na mnie, w jego oczach zobaczyłam jakąś dziwną mieszankę smutku, niepewności i jeszcze jakiejś dziwnej emocji, która rozszarpywała go od środka. Wyciągnął szybko z kieszeni jakiś papierek, rozwinął go i podał mi. Chwyciłam go i rozprostowałam. Były na nich liczby, numer telefonu! Zanim zdążyłam podnieść swój zdziwiony wzrok na niego, jego już nie było. Zaśmiałam się cicho i z niedowierzaniem pokręciłam głową. Wsunęłam papierek do kieszeni bluzy. To chyba miało znaczyć dzwoń jak znowu będzie burza. Papierek szybko wyleciał mi z głowy gdy przypomniałam sobie, że wysiadam na następnej stacji. Żeby nie walczyć z torbą na pięć sekund przed wyjęciem postanowiłam ułatwić sobie życie i ściągnąć ją już teraz. </div>
<div>
Stanęłam na siedzeniu jedną ręką trzymając się niższej półki. Szkoda, że to nie na nią wrzuciłam torbę bo do tej drugiej byłam o wiele za niska. No ale skoro jakoś ją tam umieściłam to jakoś ją ściągnę. Naciągnęłam się tak bardzo jak tylko mogłam ale nic z tego. Zdecydowanie łatwiej było ją </div>
<div>
tam wrzucić. Naciągnęłam się jeszcze parę razy, ale dalej bez skutku. Wpadłam na genialny pomysł. Podskoczyłam, złapałam za torbę i szarpnęłam. Powiedziałam, że to był genialny pomysł? Drobna </div>
<div>
pomyłka. To był mój najgłupszy pomysł. Torba runęła na mnie a ja razem z nią na podłogę. Stęknęłam z bólu i skrzywiłam się.</div>
<div>
-Gratuluję Nad. Pięknie to rozegrałaś. Mogłaś jeszcze przy okazji coś sobie złamać, co Ci szkodziło? - zaczęłam monolog- KURWA!- zaklęłam głośno żeby mniej bolało. Dziewczyna, która akurat przechodziła koło mojego przedziału spojrzała na mnie krzywo.</div>
<div>
-I co się głupio patrzysz?- wymamrotałam cicho . Zrzuciłam z siebie swój bagaż. Wstałam i otrzepałam się z kurzu i piachu. Poza potłuczonym, bolącym tyłkiem nic mi się nie stało. Usiadłam, a </div>
<div>
znienawidzoną torbę rzuciłam na przeciwległe siedzenie. Zasadziłam jej najmocniejszego kopniaka jakiego umiałam i splotłam ręce na piersi. Dobrze, że nie miałam w niej nic cennego. Pociąg zaczął zwalniać aż zupełnie stanął. Dobrze, że ściągnęłam już tą torbę bo jakbym to miała robić dopiero teraz to pewnie pojechałabym dalej. Żeby się nie pchać, poczekałam aż wyjdą wszyscy, którzy chcieli wysiąść. Zeskoczyłam ze stopnia na peron. Zbyt wiele nie byłam w stanie zobaczyć ponieważ nie grzeszyłam wzrostem a ludzi było pełno. Tylko i wyłącznie dzięki intuicji znalazłam drogę do schodów. Zeszłam do podziemnego przejścia. Trochę brudno. No dobra... bardzo brudno, ale przecież nie zamierzam zamieszkać na dworcu więc co z tego. Weszłam do głównego holu, tu było już o wiele lepiej choć nadal nie idealnie. W każdym razie było inaczej niż w mieście, z którego </div>
<div>
przyjechałam i to podobało mi się najbardziej. Wyszłam przed dworzec na ładny, zadbany plac z niewielką fontanną. Przystanęłam trochę zdezorientowana. I co teraz? Wokół mnie było pełno ludzi, każdy gdzieś się spieszył, każdy miał jakiś cel i kierunek. A gdzie ja mam iść? Przeczesałam włosy, zakłopotana. No cóż, wychodzi na to, że po prostu przed siebie. Tak też zrobiłam. Nie mam czasu żeby się zbytnio zastanawiać. Już prawie południe, więc mam mało czasu, żeby znaleźć jakiś nocleg. Gdyby mnie było stać na hotel to, sprawa byłaby o wiele prostsza. Widziałam ogromne nazwy hoteli ponad innymi budynkami już od wyjścia z dworca. Starczy mi nawet wynajęty u kogoś pokój. Naprawdę nie będę marudzić! Zaczęłam krążyć uliczkami coraz bardziej zagłębiając się w to miasto czujnie rozglądając się za ogłoszeniami. Minęła jedna godzina, dwie, a ja dalej krążyłam. W końcu minęło o wiele więcej godzin i zaczęło się ściemniać. Ogarnęła mnie panika. Nic tu nie ma! Kupiłam nawet lokalną gazetę i tam też nic! Nawet ludzi pytałam! -„No i zaczynają się problemy”- pomyślałam. Nie spodziewałam się cudów, ale jednak miałam szczerą nadzieję, że jakoś się uda. Nadzieję... no właśnie, chyba naprawdę muszę zmienić imię na nieszczęście. Dochodziła dwudziesta pierwsza, a ja nadal nie miałam nic. Torba niemiłosiernie ciążyła mi na ramieniu, przyprawiając mnie o ból pleców i nóg, a moja sytuacja o ból głowy. Zmartwiona potarłam czoło i przysiadłam na przystanku autobusowym.</div>
<div>
-I co teraz?- zapytałam sama siebie. Chyba to właśnie tu spędzę kolejną noc. Czułam się naprawdę </div>
<div>
marnie. Wcześnie,j cokolwiek się nie stało, zawsze gdzieś miałam „dom”. Chociażby jego namiastkę (mówię tutaj o sierocińcu). Teraz nie mam zupełnie nic. Nagle przez moją głowę przewinęła się niedorzeczna, aczkolwiek kusząca myśl- jak się upiję to obojętne mi będzie gdzie śpię...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
A więc udało mi się napisać nowy rozdział.</div>
<div style="text-align: left;">
Muszę powiedzieć, że pisanie jeszcze nigdy mnie tak nie cieszyło!</div>
<div style="text-align: left;">
To opowiadania daje mi dużą dawkę radości, wypełnia moje myśli i w ogóle całą mnie :)</div>
<div style="text-align: left;">
Dawno nie miałam ochoty tyle napisać, a chyba jeszcze nigdy nie miałam zaplanowane tyle akcji ile mam do tego opowiadania!</div>
<div style="text-align: left;">
Aż się sobie nadziwić nie mogę!</div>
<div style="text-align: left;">
A teraz do konkretów!</div>
<div style="text-align: left;">
Wiem, że jest trochę krótsze od poprzedniego (no dobra...sporo krótsze), ale inaczej się nie dało!</div>
<div style="text-align: left;">
Rozdział po prostu musiał się tu skończyć, lubię tą nutkę napięcia i dziwne zakończenia ;)</div>
<div style="text-align: left;">
No cóż, czy upiję Nad??</div>
<div style="text-align: left;">
I w ogóle co teraz z chłopakiem z pociągu?!</div>
<div style="text-align: left;">
Się zobaczy... ;p</div>
<div style="text-align: left;">
Różnie może być xd</div>
<div style="text-align: left;">
Żebyśmy się dobrze zrozumieli; ja wiem, tylko nie powiem :D</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Chciała bym podziękować wam za wszystkie wejścia, komentarze i obserwacje.</div>
<div style="text-align: left;">
Jesteście na prawdę kochani!</div>
<div style="text-align: left;">
Pamiętajcie- dobra krytyka nigdy nie jest zła!</div>
<div style="text-align: left;">
Byle by nie wrednie bo jestem czuła hahaha!</div>
<div style="text-align: left;">
Dziękuję też Svnaee, która znalazła odrobinę czasu by sprawdzić mój szajs.</div>
<div style="text-align: left;">
Kochana odwiedź nas szybko bo się jeszcze stęsknię! <3</div>
<div style="text-align: left;">
https://www.youtube.com/watch?v=z6K7HQUHKR0-OTWÓRZ I POSŁUCHAJ!!!!</div>
<div style="text-align: left;">
To taka cudna pocieszna piosnka FOR JU!</div>
<div style="text-align: left;">
A tak nawiasem jeśli ktoś zna piosenkę, która fajnie by pasowała na tego bloga to proszę wysyłać :D</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<h2>
<span style="font-size: x-large;"><i><b>Astraothia</b> </i></span></h2>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div>
<br /></div>
</div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-42810045972291891052014-06-07T00:43:00.001+02:002015-02-11T21:35:19.321+01:001. Postawiłam niepewnie jeden krok w przód. To już ostatni taki. Od teraz będę tylko biec. <div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: large;"> </span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">W połowie drogi poczułam ukłucie w sercu. Zupełnie jakby ktoś wbił mi dłoń
w pierś i z całej siły je ścisnął. Tym razem nic mi się nie stało, to był po
prostu strach. Ogarnął mnie całkowicie docierając aż do serca. Po prostu
się przestraszyłam, że zaraz wszystko się zepsuje. Jak na razie wszystko
szło dobrze. Za dobrze! Przecież siedzę właśnie w autobusie i odjeżdżam,
zupełnie tak jak to zaplanowałam, bez przeszkód... To właśnie wzbudziło we
mnie niepokój. Zawładnęło mną przekonanie, że zaraz coś się stanie. Że
coś znowu pokrzyżuje moje plany. Uśmiech zszedł mi z twarzy automatycznie.
Mimowolnie objęłam się ramionami w pasie chcąc jakby zatrzymać to przeklęte uczucie,
które teraz ściskało również mój żołądek. Patrzyłam tak pustym wzrokiem dłuższą
chwilę aż zrozumiałam, że nie pozostało mi nic, tylko czekać, żeby
zobaczyć co będzie dalej. Zrozumiałam, że nie mam na to najmniejszego
nawet wpływu. Problem w tym, że ten strach, który chwilę temu wykwitł w
moim sercu zawładnął teraz także moją głową i przekonał mnie, że coś się stać
musi! Że nie mogę przecież uciec od tego miasta, że nieszczęście i tak
mnie znajdzie... Jak ja mam być spokojna gdy moja ostatnia próba zakończyła się
tragedią?! Wlepiłam wzrok w ulicę za szybą autobusu. Nagle stanął. Rozejrzałam
się po przystanku, na którym właśnie się zatrzymał. W mojej głowie jakby
po awarii, nagle wszystko znowu zaczynało działać. To mój przystanek!
Zerwałam się na równe nogi nie do końca jeszcze zdecydowana czy brnę dalej
z nadzieją, że będzie lepiej czy wracam i nie narażam się temu fatum
czuwającemu nade mną przez całe moje życie. Musiałam szybko wybrać i nagle
stało się coś dziwnego, zapomniałam o męczącym mnie niepokoju. Skoro już
zaczęłam uciekać nie mogę się poddać tak długo jak wszystko idzie dobrze! W te
parę sekund wróciła determinacja, którą hodowałam w sobie od momentu wyjścia ze
szpitala. Żeby mnie teraz zatrzymać potrzebny by był kolejny piorun! Zarzuciłam
torbę na ramie i wyskoczyłam z autobusu w ostatniej chwili. Zamknęły się za mną
jego drzwi a ja poczułam jakbym się od czegoś uwolniła. Jakbym szła do celu
długim, ciemnym korytarzem, zamykając za sobą pierwsze wrota. Te którymi
weszłam i jednocześnie te, które były jedyną ucieczką. Przede mną czekało
jeszcze wiele wrót do zamknięcia, ale na końcu były te ostatnie, te za którymi
było już tylko światło... Żadnej ciemności. Zrobiłam krok do przodu. Wszystko
idzie dobrze! Uda się! Krzyczała we mnie ta resztka nadziei jaka jeszcze we
mnie pozostała. Zrobiłam jeszcze jeden niepewny krok, ale to był ostatni taki.
Ruszyłam żwawo na dworzec przeciskając się przez ludzi. Chyba potrąciłam kilku
boleśnie z łokcia, ale nie zwracałam na to uwagi. Przecież idę! To jest
ważniejsze! Nie mogę zatrzymać się ani na chwilę, żeby nie dogoniło mnie to
okropne uczucie, które zatrząsnęłam w autobusie. Dopchałam się do kolejki przy
kasie. Na szczęście zostało jeszcze mi dużo czasu więc nie musiałam się
przejmować tym, że była absurdalnie długa. W końcu przyszedł czas na mnie.
Niemrawo wydukałam to co trzeba pani siedzącej za szybą. Posłała mi kpiące
spojrzenie, widocznie rozbawiona moim jąkaniem się. Ale przecież ja nigdy nawet
nie byłam w okolicy dworca, więc miałam prawo czuć się trochę niepewnie!
Szybkim krokiem ruszyłam na odpowiedni peron, o dziwo bez większych przeszkód.
Usiadłam na obrzydliwej ławeczce i położyłam torbę na kolanach. Moja zawzięta
mina świadczyła o tym, że właśnie postawiłam wokół siebie mur, chroniący mnie
przed strachem, który pewnie czaił się gdzieś obok i czekał aż stracę swoją
wątłą pewność siebie. Oj tak, te mury stały na bardzo niepewnym gruncie, ale
stały. Teraz szczerze wierzyłam, że się uda. Postawiłam sobie sprawę jasno: to
moja ostatnia szansa. Na więcej nie miałabym już siły w razie porażki.
Jakkolwiek by nie było w tym nowym mieście, zmierzę się ze wszystkim, z czym
będę musiała się zmierzyć, żeby nigdy sumienie nie wypomniało mi, że nawet nie
próbowałam zmienić swojego życia. Przyjechał pociąg. Cztery razy sprawdziłam
czy to na pewno ten zanim wsiadłam! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">Znalazłam dla siebie pusty przedział. Wrzuciłam swoją torbę na górną półkę
i usiadłam przy oknie. -„Błagam, niech tylko nikt się nie dosiada!”-
powtarzałam w myślach. Jak na złość, drzwi przedziału otworzyły się i weszło do
niego czworo ludzi. Byli chyba moimi rówieśnikami: dwie dość ładne dziewczyny i
dwóch chłopaczków, którzy idealnie pasowali do tych dziewczyn. Weszli do środka
roześmiani . Dziewczyny od razu się rozsiadły ,a jeden z chłopaków zaczął ładować
ich torby na górę. Ten drugi spojrzał na mnie i trochę się speszył, widocznie
wcześniej rzeczywiście mnie nie zauważyli. -Przepraszam, możemy?- spytał
nieśmiało i dopiero wtedy pozostali spojrzeli na mnie zdziwieni. Skinęłam
głową, bo co im miałam powiedzieć? Wynocha? Chciałam! Ale nie potrafiłam,
niestety .Wolę być sama. Niezbyt dobrze czuję się w otoczeniu innych ludzi. Po
prostu nie potrafię z nimi rozmawiać, a zwłaszcza z ludźmi w moim wieku. Nie
jestem taka jak oni. Zbyt wiele w moim życiu się stało, żebym mogła być taka
jak inni. Oni nie znają takiego życia jakie ja miałam. Zbyt wiele mnie od nich
dzieli. Mam w sobie za mało szczęścia i radości. Rozmawiali, śmiali się z
jakichś głupot, a ja włożyłam do uszu słuchawki i puściłam muzykę najgłośniej
jak się dało. Pod wpływem ich ciekawskich spojrzeń ukradkiem kierowanych na
mnie, miałam ochotę naciągnąć na głowę kaptur czarnej bluzy. Pewnie uznali by
mnie za kompletną wariatkę gdybym tak zrobiła. Chcę zniknąć, stać się
niewidoczną... Podróż pociągiem miała trwać jeszcze całą noc. Zapowiadało się,
że spędzę jeszcze wiele godzin wciśnięta w siedzenie pod oknem. Słońce powoli
zaszło za horyzont. Z czasem wszyscy usnęli, włącznie ze mną. Przed snem
układałam sobie w głowie plan. Co zrobię jak już tam dotrę? Jak tam będzie? Po
pierwsze muszę znaleźć nocleg, przynajmniej na jedną noc. Potem szukać
mieszkania, no i oczywiście pracy. To były moje priorytety i jak na razie
jedyny plan. Obudził mnie dźwięk odbijających się od szyby kropel deszczu.
Poczułam chłód, aż przeszły mnie ciarki. Woda wlewała się do przedziału przez
otwarte okno. Wstałam, wszyscy mocno spali, przeciągnęłam się lekko, nareszcie
mogąc rozprostować zdrętwiałe nogi. Założyłam ręce na piersi spoglądając przez
okno w ciemną i nieprzeniknioną noc. I wtedy to zobaczyłam. Cienką, błyszczącą
rysę na czarnym niebie. Mrożący krew w moich żyłach od chwili tamtego wypadku
błysk. Dobiegł mnie też ten charakterystyczny huk. Podskoczyłam z strachu i
zrobiłam krok w tył. Zupełnie, jakbym w swoim długim tunelu próbowała wyważyć
drzwi, które sama wcześniej zatrzasnęłam. Już przyzwyczaiłam się do burzy, ale
byłam na nią gotowa tylko w miejscu, które dobrze znałam. Tutaj czułam się
niepewnie. Nie wiedziałam jak mam się zachować a dodatkowo bałam się. Po
wypadku nabawiłam się okropnego lęku przed burzą, którego nie miałam nigdy
wcześniej. Za każdym razem gdy widzę błyskawice i słyszę ten huk, jestem
przerażona do szpiku kości. Cały czas pamiętam ten ból przeszywający całe moje
ciało. Nadal pamiętam co piorun mi po sobie pozostawił. Odruchowo wsunęłam dłoń
pod bluzę i koszulkę, położyłam ją na ramieniu. Blizny były zbyt cienkie bym
mogła je wyczuć pod palcami. Westchnęłam cicho. Nie było następnych piorunów,
teraz tylko padał deszcz. Stałam tak jeszcze chwilę w bezruchu z dłonią na
ramieniu starając się wrócić do siebie. Ciałem byłam w pociągu ale moje myśli
były zupełnie gdzie indziej. Tkwiły w pustce owinięte strachem i smutkiem.
Nawet nie wiedziałam, że po moich policzkach płyną łzy. Pogłaskałam jeszcze raz
delikatnie blizny i przetarłam oczy. Chciałam zostawić wszystko w tamtym
mieście. Ale jak ja poradzę sobie z tym wszystkim co nazbierało się we mnie
przez całe moje życie? Nie mówię tylko o strachu przed burzą. Jak ja poradzę sobie
z swoim zranionym sercem. Ono jeszcze nie jest w ogóle zagojone. Bardzo chcę
żeby było ale nie potrafię zapomnieć z dnia na dzień. Do tej pory wyobrażałam
sobie nowe miasto jako miejsce, w którym nie będę tego wszystkiego czuć, w
którym zapomnę i będę żyć na nowo. Teraz dopiero zrozumiałam, że ono tylko da
mi szanse, żeby się z tym wszystkim pogodzić. Nie zlikwiduje bólu, ale da mi szanse
na pogodzenie się z nim. Usłyszałam coś za sobą. Obróciłam głowę i zobaczyłam
jak jeden z nich się przeciąga. Spojrzał na mnie nieco zdziwiony. Moją twarz oświat
lała teraz słaba lampa z korytarza. Musiały być wypisane na niej wszystkie moje
uczucia bo chłopak podniósł się z siedzenia i zapytał grobowym głosem:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Coś się stało?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Nic... naprawdę nic się nie stało- powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
Usiadłam na swoim miejscu i chciałam spróbować usnąć ponownie, ale zobaczyłam
jak on przekracza nogi swojego przyjaciela i siada naprzeciwko mnie. Przetarł
dłońmi zaspaną twarz i przeczesał włosy. Spojrzał za okno i powiedział:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Wiem, że to zabrzmi głupio, ale teraz i tak nie usnę przez ten deszcz...-
uśmiechnął się kącikiem ust jakby sam z siebie kpił.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Przez deszcz?- zapytałam. Sama nie wiem skąd wzięła się we mnie ta
ciekawość i w ogóle od kiedy ja jestem taka rozmowna?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Tak, deszcz zawsze zwiastuje coś złego...<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">Przyjrzałam się mu uważnie, miał smutną minę i starał się na mnie nie
patrzeć. Może wstydził się mojej reakcji. Nie znam się na rozmowie, poczułam
się niezręcznie ale przemówiła przeze mnie zwykła ludzka empatia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Czy coś się stało?- tym razem to ja zapytałam o to jego- No wiesz, czy coś
złego przytrafiło Ci się po deszczu, że tak go nie lubisz?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Nawet nie po, a już w trakcie- zrobił krótką pauzę. Zawahał się.
Pomyślałam, że może poczuł, iż rozmawianie z przypadkowo poznaną osobą o swoich
problemach nie jest najlepszym pomysłem.- Miałem wypadek, samochodowy.- Zaczął
jakby jeszcze zbierając w głowie słowa.- Dopiero co zdałem prawo jazdy. Rodzice
kupili mi auto, może nie wymarzone, ale jeździło. Strasznie się z niego
cieszyłem. Pewnego dnia byliśmy z bratem u naszej babci. Strasznie się
rozpadało. Mieliśmy wracać, ale deszcz padał i padał. Nie chciało mi się czekać
aż skończy więc postanowiłem, że pojedziemy do domu w deszczu. I to właśnie
moja pewność siebie była przyczyną wypadku, nie deszcz. Bo to ja nie chciałem
czekać. To ja wierzyłem, że nic nam się nie stanie. Wpadłem w poślizg na
skrzyżowaniu. Zupełnie straciłem kontrolę nad autem i wjechałem w latarnie...
To było straszne. Ostatnie co pamiętam to przeraźliwy krzyk brata. Straciłem
przytomność. Gdy się obudziłem dowiedziałem się, że ja z wypadku wyszedłem
właściwie bez większych obrażeń. Gorzej było z moim bratem...- przerwał nagle na
dłuższą chwile- latarnia zmiażdżyła stronę pasażera. Stracił nogi, przeze
mnie!- syknął prawie, że przez łzy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">Spojrzałam na niego z współczuciem, mogłam sobie tylko wyobrażać jak
wielkim poczuciem winy się obarcza. Nie wiedziałam co zrobić. Nie umiem
pocieszać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Nie boję się deszczu... ja boję się burzy- szepnęłam cicho nie patrząc na
niego. Postanowiłam powiedzieć mu coś, cokolwiek. Żeby nie czuł się osamotniony
w smutku.- Moja mama umarła jak miałam parę miesięcy, była ciężko chora. Mój
tata nie dał rady się mną zajmować... za mocno przypominałam mu o mamie. Oddał
mnie babci, ale babcia też zachorowała. Gdy umarła, trafiłam do sierocińca.
Chciałam stamtąd uciec, zniknąć z miasta, które ciągle zabiera mi bliskich.
Rozpętała się ogromna burza, w mieście nie było prądu. Chciałam uciec w trakcie
tego zamieszania i udało by mi się gdyby nie piorun...<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Piorun?- tym razem on spytał ciekawie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Uderzył prosto we mnie...-szepnęłam jeszcze ciszej. Chłopak spojrzał na
mnie, w jego oczach błyszczał lekki strach. Widocznie musiał sobie wyobrazić
jak to jest być uderzonym przez błyskawicę. Ja tylko nieśmiało spoglądałam na
niego.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Ale przeżyłaś-powiedział jakby to było ogromnym sukcesem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Twój brat też- wiem, że to nie było miłe. Ale prawdziwe jeśli tak stawia
sprawę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">Zapadła głęboka cisza.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">- Powinieneś wybaczyć sobie to co się stało i być teraz jak najlepszym
bratem... nie straciłeś go. Jeszcze możesz mu się odwdzięczyć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">Nie wiem skąd wzięła się we mnie ta rada ale wiedziałam, że dotyczy ona też
mnie. Nie umarłam, jeszcze mam szanse coś zrobić żeby było lepiej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-Masz rację- uśmiechnął się lekko i westchnął- Dziękuję... jesteś pierwszą
osobą, która potrafiła powiedzieć mi to w taki sposób.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-W jaki sposób?<o:p></o:p></span></div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">-W taki żebym to w końcu zrozumiał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">*</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;">Svnaee, proszę, nie zabijaj mnie.</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Nic nie poradzę na to, że w środku nocy złapała mnie wena i nie mogłam czekać do jutra, żebyś jeszcze zdążyła sprawdzić to co dopisałam.</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">A dopisałam jeszcze raz tyle ile Tobie wysłałam.</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Psieplasiam.</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Już tak nie zrobię.</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Obiecuję.</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">A więc... rozdział jest sprawdzony do połowy z mojej winy. Przepraszam. Ja po prostu musiałam go już opublikować! :(</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Następny będzie cały sprawdzony o ile moja kochana redaktorka się teraz nie obrazi >.<</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Sama chciała dłuższe! No to jest!</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Mam nadzieję, że mimo błędów w tej nie sprawdzonej połowie, rozdzialik się podobał ^^</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<h2>
<span style="font-family: Times New Roman, serif; font-size: x-large;"><i>Astraothia</i></span></h2>
</div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 13.5pt;"><br /></span></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-35323282410327551942014-06-01T16:27:00.001+02:002015-02-11T21:34:03.896+01:00Prolog- Jak to całe nieszczęście się zaczęło?- cz.2<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: large;"> </span> Gdy się obudziłam nie mogłam nawet otworzyć oczu. Moje całe
ciało leżało sparaliżowane i bezwładne na szpitalnym łóżku. Byłam przerażona. Co chwilę od momentu
przebudzenia próbowałam się poruszyć, wkładałam w to tyle siły ile dałam radę
zgromadzić, ale nic z tego. Odpuściłam
po kilku godzinach bezskutecznych prób. Gdy już zrozumiałam, że nic nie
zdziałam zaczęłam nasłuchiwać. Długo nie słyszałam nic. Potem ciche kroki
lekarzy przechodzących obok mojej sali. W końcu pojawiły się jakieś głosy. Były
stłumione, pomyślałam że może dochodzą zza drzwi do sali, w której jestem. </div>
<div class="MsoNormal">
-Poparzenia na całych plecach i ramionach nic poza tym...
dziewczyna miała szczęście. Czekamy aż się obudzi.-oświadczył zimny męski głos, a we mnie się zagotowało. Szczęście?!
Jak on śmie mówić, że miałam szczęście? Wszystkie moje plany runęły a on twierdzi, że miałam szczęście! Wolałabym
umrzeć niż mieć takie szczęście... Gdybym tylko mogła się ruszyć dała bym upust
swojej wściekłości. Słyszałam jak wchodzą do mojego pokoju, czułam ich
współczujący wzrok, czułam jak zmieniali mi opatrunki, wbijali nowe igły, a ja
leżałam w całkowitym bezruchu. Uwięziona w swoim ciele razem ze swoimi uczuciami,
które rozrywały mi serce na strzępy. Miałam ochotę wstać i krzyczeć, krzyczeć
tak mocno, że runęłyby mury całego tego okrutnego miasta, które nie pozwoliło
mi odejść. Nie wiem jak długo leżałam ale czas zdołał mnie uspokoić. Dni mijały
a ze mnie powoli wyparowywały złe uczucia. Nie wiedziałam kiedy usypiam ani
kiedy się budzę ponieważ z zamkniętymi oczami wszystko zdawało się być częścią
długiego snu. Gdy jest się zamkniętym we własnym umyśle można się wyciszyć.
Odpuściłam wtedy wszystkim ich jeden wspólny i największy grzech, a
przynajmniej postanowiłam spróbować im go odpuścić. Nie wyobrażam sobie
zapomnieć, chciała bym się tylko z tym pogodzić. To i tak jest cholernie trudne...
Któregoś razu budząc się otworzyłam
oczy. Była noc. Zamrugałam parę razy nie mogąc uwierzyć, że wreszcie wróciłam
do swojego ciała. Uniosłam dłonie żeby móc na nie spojrzeć. Drżały, były
okrutnie chude a na dodatek tkwiły w nich igły, którymi byłam podłączona do
całej aparatury. Mimo bólu jaki sprawiał mi każdy najdrobniejszy ruch,
podniosłam się na łóżku i powoli rozejrzałam. Z trudem ale jednak, usiadłam na
jego brzegu. Dotknęłam stopami zimnej podłogi i uśmiechnęłam się lekko.
Wstałam, ciężko mi było utrzymać się równowagę. Nogi drżały mi tak samo jak
dłonie, w ogóle cała drżałam. Moje ciało po tak długiej przerwie od ruchu nie
do końca słuchało moich rozkazów. Zrobiłam krok i upadłam na podłogę. Z mojej
krtani wyrwał się krzyk bólu. W parę sekund później na piętrze, na którym
przebywałam zapaliły się wszystkie światła i rozbrzmiały głosy lekarzy.</div>
<div class="MsoNormal">
-Co się stało?!</div>
<div class="MsoNormal">
-Sala 101!</div>
<div class="MsoNormal">
-Wreszcie się obudziła!</div>
<div class="MsoNormal">
Pozbierali mnie z podłogi i ułożyli z powrotem na łóżku. Pielęgniarki
tylko wbiegały i wybiegały z pokoju robiąc mi jakieś tam badania, których nazwy
w ogóle do mnie nie przemawiały. W między czasie rzucały mi dziwne spojrzenia,
których w ogóle nie rozumiałam. Przecież byłam tylko jednym z wielu pacjentów i
zapewne poparzenia jakie ja miałam nie była najstraszniejszymi jakie widziały. Szybko jednak przyszło mi się przekonać o tym
co było ich powodem. Wieczorem zobaczyłam swoje odbicie w oknie. Nie poznałam
siebie, czułam się jakbym patrzyła na zupełnie inną osobę. Byłam przeraźliwie
chuda i blada. Wyglądałam jak uosobienie śmierci i nieszczęścia. Dotknęłam
dłonią twarzy żeby sprawdzić czy osoba w odbiciu na którą patrzę to na pewno ja.
Niestety to byłam ja. Przesunęłam dłońmi po ciele, z przerażeniem odkryłam, że mogę
wyczuć każdą, nawet najdrobniejszą kość. Gdy podniosłam głowę mój zrozpaczony
wzrok padł na jeszcze jeden szczegół- moje włosy. Nie mogąc uwierzyć w to co
widzę, chwyciłam jedno pasemko w palce i naciągnęłam je do oczu. Były białe!
Przyglądałam się im z otwartymi ze zdziwienia ustami. Chwyciłam włosy garściami
i zaczęłam szarpać gdy dotarło do mnie, że na pewno mi się nie wydaje. Łzy
pociekły mi po policzkach, rozpłakałam się. Nigdy zbytnio nie zwracałam uwagi
na swój wygląd, ale nie chciałam być siwa! Osunęłam się na ziemię. Pielęgniarka
zastała mnie siedzącą na podłodze z palcami wbitymi we włosy. Niezwłocznie
zawołała lekarza, który znowu posadził mnie na łóżku i powiedział:</div>
<div class="MsoNormal">
-Bardzo mi przykro- tu zrobił krótką przerwę- to przez szok
jakiego doznałaś przy uderzeniu pioruna...</div>
<div class="MsoNormal">
Mówił dalej ale już go nie słuchałam, teraz już dobrze
wiedziałam dlaczego te młode pielęgniarki tak się na mnie patrzyły. Znowu
zaczęłam go słyszeć gdy powiedział:</div>
<div class="MsoNormal">
-Jest jeszcze jedna rzecz, o której musisz wiedzieć- jego
głos brzmiał bardzo niepewnie. Poprosił
mnie żebym wstała, odwinął bandaże okalające do tej pory szczelnie moje plecy i
ramiona.</div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
-Po uderzeniu pioruna pojawiają się pewne blizny...-gdy
ściągnął ze mnie ostatni bandaż niepewnie spojrzałam przez ramię na szybę, w
której już raz tego dnia zobaczyłam coś strasznego. Ducha, którym teraz byłam. Wtedy
myślałam, że gorzej już być nie może być już gorzej, ale zrozumiałam, że się
myliłam. Bardzo się myliłam. Znowu nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Całe moje
plecy, od karku aż po biodra pokryte były drobnymi bliznami o kształcie przypominającymi
cienkie gałązki. Dziesiątki drobnych kresek, na wpół zagojone blizny błyszczały
się w świetle szpitalnej jarzeniówki jak szron na szybie w mroźny dzień. Otworzyłam
szerzej oczy i delikatnie dotknęłam ich palcami żeby sprawdzić czy są
prawdziwe, były takie nierealne. Ktoś kto ich nie posiada mógłby powiedzieć, że
to najpiękniejsze blizny jakie mogły mi się trafić ale dla mnie były
przekleństwem. Poczułam się naznaczona... przypieczętowana błyszczącą na moich
plecach błyskawicą. Nie powiedziałam ani słowa, może nie chciałam, a może nie
byłam w stanie. Zdarzały mi się takie dni, kiedy unikam nawet najmniejszego
spojrzenia na swoje odbicie, a czasem stawałam spokojnie przed lustrem i na
nowo tłumaczyłam sobie, że tak wyglądam i muszę się z tym pogodzić. Przecież
blizny można ukryć, a włosy? A włosy niech takie zostaną. Skoro takie dał mi
ten mój przeklęty los to je zaakceptuję. Starałam się nie zwracać uwagi na to
jak wyglądam i na to jak się dzięki nim wyróżniam. Zafarbowanie ich nie
wchodziło w grę. Blond na nich stał by się żółty, brązowy byłby pomarańczowy a
czarny- niebieski. Dlatego wybrałam, że zostanę przy białych. Przecież nie były
aż takie straszne, z resztą z biegiem czasu przestałam o nich myśleć. Tylko
ludzie nie dali mi zapomnieć patrząc się na mnie jak na kosmitę. Postanowiłam
jeszcze raz spróbować się wyrwać z tego miasta, które wie o mnie za dużo i zbyt
wiele pecha już na mnie przelało. Pomyślałam, że może gdy zniknę stamtąd
legalnie to mi odpuści. W pełni uwierzyłam, że to miasto w którym żyjemy jest
odpowiedzialne za los jaki dostajemy. Musiałam uciec do innego miasta, ta
perspektywa dawała mi nadzieję na życie bez kolejnych nieszczęść. Gdy wyszłam z
sierocińca zaczęłam pracować w kawiarence pomieszkując u starszej pani imieniem
Anna i już po roku, akurat na dziewiętnaste urodziny zdołałam uzbierać tyle
żeby stać mnie było na wyjazd i początek w nowym mieście. Spakowałam wszystkie
swoje rzeczy, nie było ich wiele. Raptem jedna mała torba. Wsiadłam do
autobusu, który miał mnie podwieźć na dworzec. Gdy ruszył uśmiechnęłam się szeroko
a potem zaczęłam się śmiać jak wariatka, dumna z tego, że nareszcie odjeżdżam.
Opuszczam to piekło! Miałam ochotę odchodząc podpalić to miasto i patrzeć jak
zostaje z niego kurz i pył. Jednakże nie zwariowałam jeszcze do reszty więc
opanowałam się i tylko dumnie spoglądałam jak w tylnej szybie niknie ta
przeklęta ojczyzna mojego nieszczęścia.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
Mam nadzieję, że się podobało i jest mniej błędów ;) Tsaaa...przydał by mi się ktoś kto by to wszystko po mnie poprawiał ;p Mam nadzieję, że kiedyś ktoś taki się znajdzie ponieważ ja nie jestem w stanie sama wszystkich błędów wyłapać :/ W każdym bądź razie dziękuję tym którzy to czytają! Następny rozdział pojawi się też za około tydzień. Żegnam! :)<br />
<br />
<h2 style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-size: x-large;">Astraothia</span></b></i></h2>
</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-721087561783747203.post-47270526995696796922014-05-24T20:00:00.000+02:002015-02-11T21:32:57.473+01:00Prolog- Jak to całe nieszczęście się zaczęło?- cz.1<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;"><i> Wszystko gdzieś ma swój początek i koniec...</i></span></b><br />
<b><span style="font-size: large;"><i><br /></i></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://data1.whicdn.com/images/148520769/large.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://data1.whicdn.com/images/148520769/large.gif" height="182" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: large;"> </span>Nazywam się Nadzieja, i chyba nie ma drugiej osoby, która
żywi do swojego imienia zarówno tyle nienawiści, ile przywiązania. Moja mama
była ciężko chora, gdy zaszła w ciążę uznała to za cud i stałam się jej
nadzieją. Odżyła- tak mówiła babcia o okresie tuż po moich narodzinach. Wszyscy
zapomnieli o tymże w ogóle byłą kiedykolwiek chora. Niestety szczęście uciekło
tak szybko jak się pojawiło... Choroba szybko ponownie dała o sobie znać, ten
nawrót bym ostatnim jaki się zdarzył. Organizm mamy nie dał rady zajmować się
małym dzieckiem. Ostatniego dnia nie potrafiła nawet utrzymać w rękach swojej
nadziei. Odeszła... a razem z nią z domu uszło całe szczęście. Tata nie
potrafił cieszyć się z swojej małej córeczki, zbyt mocno przypominałam mu o
utraconej ukochanej. Nie spodziewał się, że tak nagle zostanie ze wszystkim
sam. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy mama już nie chorowała. Wytrzymał ze mną dwa
lata, dłużej nie mógł znieść patrzenia na mnie bo z miesiąca na miesiąc rosłam
coraz bardziej przypominając mamę. Postanowił zniknąć i tak też zrobił.
Zapakował mnie i wszystkie moje rzeczy do auta po czym odwiózł mnie do babci.
Nie było nawet żadnego czułego pożegnania, które sprawiło by, że czuła bym się
kochana. Znikł zanim babcia otworzyła drzwi. Babcia płakała, tak rzewnie i
żałośnie jak chyba nikt jeszcze nigdy nie płakał. Już wtedy wiedziała, że
lepszym imieniem dla mnie było by Nieszczęście. Mama oderwała pierwszy kawałek
mojego serca, choć byłam bardzo mała, wiedziałam, że jakby żyła choć trochę
dłużej to wszystko mogło by potoczyć się inaczej. Brakowało mi jej, cały czas,
w każdej chwili mojego życia. Następny kawałek oderwał tata, ale nie do końca
mogę stwierdzić, że mi go brakowało. Zostawił mnie. Nie wiem czy to nie było
nawet gorsze od śmierci. On to zrobił dobrowolnie, z własnej woli mnie opuścił.
Mnie! Nadzieję swojej ukochanej... Babcia poza tamtym płaczem nigdy więcej nie
pokazała mi smutku ani żalu. Była silna ale i tak wiedziałam o jej uczuciach,
to było w jej oczach. Od dziecka zwracałam uwagę na oczy, były dla mnie pełne
wskazówek i z łatwością wyczytywałam z nich prawdę. Babcia byłą idealna.
Opiekowała się mną, otoczyła mnie swoją niewidzialną tarczą, stworzyłyśmy małą
rodzinę. Powoli reparowała moje serce. Zapomniałam o pustce po mamie i tacie a
przynajmniej wypełniłam ją miłością babci. Przez to wszystko byłam inna niż
wszystkie dzieci. Trochę mniej czułam i trochę więcej rozumiałam niż one. Byłam
cicha i spokojna ale nadal normalna. Problem pojawił się dopiero gdy byłam w
drugiej klasie gimnazjum. Szybko zrozumiałam, ze choroba zamierzała odebrać mi
kolejną osobę. Cały jej przebieg trwał miesiąc. Starałam się jak tylko mogłam.
Robiłam wszystko by zatrzymać ją przy sobie, żeby nie odchodziła... Choroba nie
pozwalała jej nawet się ruszyć. Opiekowałam się nią całymi dniami, nie liczyłam
się ja bo oczywiste, że bez niej mnie nie będzie. Było coraz gorzej, nie
widziałam już żadnych szans. Pewnego dnia słońce świeciło trochę mocniej niż
ostatnimi dniami. Od razu wiedziałam, że w tym dniu coś się wydarzy. I stało
się. Babcia ku mojemu zdumieniu usiadła na łóżku budząc mnie śpiącą na fotelu
obok niej. Spojrzałam na nią zdziwiona ale szczęśliwa. Pomyślałam, że jednak
nam się uda przetrwać, że to jeszcze nie koniec. Wtedy ona uśmiechnęła się do
mnie i powiedziała: „Jestem trochę słaba. Pomóż mi wstać. Pójdziemy do kuchni i
zrobimy herbaty. Po co mamy tu tak siedzieć?”. Zszokowała mnie, to jeszcze
mocniej utwierdziło mnie w przekonaniu, że była niezwykle silną kobietą. W
kuchni usiadła na krześle i patrzyła na mnie uśmiechnięta kiedy ja z trzęsącymi
się dłońmi nalewałam wodę do czajnika. Wypiłyśmy siedząc w ciszy. To była taka
wesoła cisza, że aż zapierało mi dech w piersiach. To co stało się w następnych
sekundach pamiętam bardzo dobrze. Powoli zamknęła oczy a jej głowa opadła do
tyłu. Sparaliżowało mnie. Nie wiedziałam co się dzieje. Nie byłam na to gotowa!
Zwłaszcza nie w tamtym Momocie! Na szczęście ocknęłam się szybko i wybrałam
numer pogotowia. Przyjechali szybko ale jednak za późno. Zabrali mi ją-
dokładnie to w tamtej chwili czułam i myślałam widząc jak mężczyźni przenoszą
ją do karetki. Zakręciło mi się w głowie, musiałam stracić przytomność bo
następne co pamiętam to twarz pochylającego się nade mną sanitariusza. </div>
<div class="MsoNormal">
-Wszystko dobrze?- zapytał ze stoickim spokojem. Otworzyłam
szeroko oczy, jego słowa całkowicie wyprowadziły mnie z równowagi. Moje oczy
musiały wyrażać cały ból i wściekłość, który we mnie tkwił. Może nawet
zakrawały o obłęd bo mężczyzna drgnął, a w jego oczach zagościło przerażenie.
Zalała mnie fala smutku i mimo iż gorsza była w odczuwaniu od gniewu to
powstrzymała mój szał. Choć w środku nadal krzyczałam „ Nic nie jest dobrze i
już nigdy nie będzie!” wydusiłam z siebie tylko ciche „ tak”. Uspokoiłam się.
To był pierwszy raz gdy nałożyłam na twarz maskę obojętności. Wewnątrz nadal
kipiałam i tak zostało po dziś dzień. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że
wszyscy ode mnie odeszli. Na liście moich najgorszych dni następny był dzień
jej pogrzebu. Szłam na niego spokojnie, nie okazując większych uczuć. Nie
chciałam, żeby widać było po mnie jak bardzo wewnątrz cierpię. Nie wytrzymałam.
Wybuchłam płaczem i krzykiem tak przeraźliwym, że aż cała kapliczka zatrzęsła
się w fasadach. To był pierwszy objaw mojego lekkiego szaleństwa. Już nie byłam
po prostu inna, byłam doszczętnie zraniona. Nie pamiętam co dokładniej działo
się później. Jedyne co jeszcze sobie przypominam to, że troje ludzi trzymało
mnie gdy wpadłam w szał. Odchodząc babcia ukruszyła kolejny kawałek mojego
serca, zabrała także te dwa poprzednie, które starała się mi zwrócić. Okazało
się, że moje serce wcale nie było zagojone, było tylko lekko sklejone. Wszystko
mi się posypało, ja się posypałam. Zostałam zupełnie sama. Tata też się nie
odnalazł, nawet szukany przez policję. Domyśliłam się, że pewnie dawno już nie
żyje i to również nie przyszło mi z łatwością. Samotność ogarnęła mnie
doszczętnie. Tak bardzo nie chciałam mieć im tego wszystkiego za złe! Nie
chciałam winić ani mamy, ani taty, ani babci... nie potrafiłam. To było dla
mnie zbyt trudne, pogodzić się, że to wszystko dzieje się właśnie mi. Czułam
się jakbym przyjmowała na siebie nieszczęścia całego miasta. Trafiłam do domu
dziecka. Nikt nie poświęcał mi zbyt wiele uwagi, zresztą ja sama jej na siebie
nie zwracałam. Nareszcie miałam spokój... Trafiłam tam na dziewczynę, Natalię. Nie miała
nikogo od samego początku. Nigdy nie poznała swojej rodziny więc nie musiała
jej tracić. Była o wiele spokojniejsza ode mnie. Znała tylko to życie, które
miała. Los jej nie dawał ani nie zabierał..,. często błagałam po nocach żeby
jej życie było moim. Pewnego dnia w mojej głowie zrodził się niesamowicie
kuszący pomysł- uciec! Głęboko wierzyłam w to ( w sumie to nadal w to wierzę),
że miasto, w którym żyję jest przyczyną mojego pecha. Zalewał mnie strumieniami od reszty mieszkańców. Planowanie
ucieczki pochłonęło mnie całkowicie. Całymi dniami myślałam tylko jak stamtąd
zwiać. Wszystkie moje plany zdały się na nic bo los sam podsunął mi okazję. W
mieście rozpętała się burza stulecia. Wysiadł prąd. Było całkowicie ciemno,
niebo rozświetlały tylko błyskawice, które raz po razie uderzały w miasto. Gdy
się pakowałam Natalia patrzyła na mnie w ciszy i tylko lekko się uśmiechała.
Gdy już byłam gotowa i chciałam wychodzić szarpnęła mnie za ramię i obróciła w
swoim kierunku.</div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
-Powodzenia, jakby ktoś mnie pytał u ciebie to spałam gdy
uciekałaś.- szepnęła do mnie i mnie puściła. Uśmiechnęłam się lekko i skinęłam
głową na znak, że rozumiem i dziękuję. Chwile później już mknęłam korytarzem
najciszej jak się dało. Prześlizgnęłam się przez kuchnie i wyszłam tylnym
wyjściem. Zniknęłam między drzewami rosnącymi za domem i mknęłam w błocie, wzdłuż
ulicy aż las się nie skończył. Byłam w środku miasta. Teraz trzeba było tylko
załapać się na autobus. Gdziekolwiek! Większych planów i tak nie miałam, coś by
się wymyśliło już na miejscu. Liczyło się tylko to żeby zniknąć. Rozpoczęłam
bieg do najbliższego przystanku autobusowego. Przebiegałam przez rynek gdy
nagle mój wzrok przesłoniło białe światło. Najjaśniejsze jakie w życiu
widziałam. Rozległ się ogłuszający grzmot a moje ciało wypełnił ból jakiego
jeszcze nigdy nie doznałam. Wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyłam
nawet krzyknąć. Ostatnie co pamiętam to biel, dźwięk, którego nie da się
pomylić z żadnym innym i ból. Najokropniejszy ból jakiego kiedykolwiek
doznałam.<span style="font-size: large;"> </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">*</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
A więc to jest mój pierwszy post... nawet nie wiecie jak się cieszę, że wreszcie nie tylko coś napisałam ale i opublikowałam! HELL YEAH!!! Teraz czekają mnie długie dni spamowania żeby ktoś tu w ogóle wszedł ;p</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
Mam nadzieję, że się podobało. Proszę wytykać mi błędy oraz chwalić mnie w komentarzach ^^<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<h2>
<i><span style="font-size: x-large;"><b>Astraothia</b></span></i></h2>
</div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<br /></div>
Astraothiahttp://www.blogger.com/profile/04922541080825749000noreply@blogger.com10