W połowie drogi poczułam ukłucie w sercu. Zupełnie jakby ktoś wbił mi dłoń
w pierś i z całej siły je ścisnął. Tym razem nic mi się nie stało, to był po
prostu strach. Ogarnął mnie całkowicie docierając aż do serca. Po prostu
się przestraszyłam, że zaraz wszystko się zepsuje. Jak na razie wszystko
szło dobrze. Za dobrze! Przecież siedzę właśnie w autobusie i odjeżdżam,
zupełnie tak jak to zaplanowałam, bez przeszkód... To właśnie wzbudziło we
mnie niepokój. Zawładnęło mną przekonanie, że zaraz coś się stanie. Że
coś znowu pokrzyżuje moje plany. Uśmiech zszedł mi z twarzy automatycznie.
Mimowolnie objęłam się ramionami w pasie chcąc jakby zatrzymać to przeklęte uczucie,
które teraz ściskało również mój żołądek. Patrzyłam tak pustym wzrokiem dłuższą
chwilę aż zrozumiałam, że nie pozostało mi nic, tylko czekać, żeby
zobaczyć co będzie dalej. Zrozumiałam, że nie mam na to najmniejszego
nawet wpływu. Problem w tym, że ten strach, który chwilę temu wykwitł w
moim sercu zawładnął teraz także moją głową i przekonał mnie, że coś się stać
musi! Że nie mogę przecież uciec od tego miasta, że nieszczęście i tak
mnie znajdzie... Jak ja mam być spokojna gdy moja ostatnia próba zakończyła się
tragedią?! Wlepiłam wzrok w ulicę za szybą autobusu. Nagle stanął. Rozejrzałam
się po przystanku, na którym właśnie się zatrzymał. W mojej głowie jakby
po awarii, nagle wszystko znowu zaczynało działać. To mój przystanek!
Zerwałam się na równe nogi nie do końca jeszcze zdecydowana czy brnę dalej
z nadzieją, że będzie lepiej czy wracam i nie narażam się temu fatum
czuwającemu nade mną przez całe moje życie. Musiałam szybko wybrać i nagle
stało się coś dziwnego, zapomniałam o męczącym mnie niepokoju. Skoro już
zaczęłam uciekać nie mogę się poddać tak długo jak wszystko idzie dobrze! W te
parę sekund wróciła determinacja, którą hodowałam w sobie od momentu wyjścia ze
szpitala. Żeby mnie teraz zatrzymać potrzebny by był kolejny piorun! Zarzuciłam
torbę na ramie i wyskoczyłam z autobusu w ostatniej chwili. Zamknęły się za mną
jego drzwi a ja poczułam jakbym się od czegoś uwolniła. Jakbym szła do celu
długim, ciemnym korytarzem, zamykając za sobą pierwsze wrota. Te którymi
weszłam i jednocześnie te, które były jedyną ucieczką. Przede mną czekało
jeszcze wiele wrót do zamknięcia, ale na końcu były te ostatnie, te za którymi
było już tylko światło... Żadnej ciemności. Zrobiłam krok do przodu. Wszystko
idzie dobrze! Uda się! Krzyczała we mnie ta resztka nadziei jaka jeszcze we
mnie pozostała. Zrobiłam jeszcze jeden niepewny krok, ale to był ostatni taki.
Ruszyłam żwawo na dworzec przeciskając się przez ludzi. Chyba potrąciłam kilku
boleśnie z łokcia, ale nie zwracałam na to uwagi. Przecież idę! To jest
ważniejsze! Nie mogę zatrzymać się ani na chwilę, żeby nie dogoniło mnie to
okropne uczucie, które zatrząsnęłam w autobusie. Dopchałam się do kolejki przy
kasie. Na szczęście zostało jeszcze mi dużo czasu więc nie musiałam się
przejmować tym, że była absurdalnie długa. W końcu przyszedł czas na mnie.
Niemrawo wydukałam to co trzeba pani siedzącej za szybą. Posłała mi kpiące
spojrzenie, widocznie rozbawiona moim jąkaniem się. Ale przecież ja nigdy nawet
nie byłam w okolicy dworca, więc miałam prawo czuć się trochę niepewnie!
Szybkim krokiem ruszyłam na odpowiedni peron, o dziwo bez większych przeszkód.
Usiadłam na obrzydliwej ławeczce i położyłam torbę na kolanach. Moja zawzięta
mina świadczyła o tym, że właśnie postawiłam wokół siebie mur, chroniący mnie
przed strachem, który pewnie czaił się gdzieś obok i czekał aż stracę swoją
wątłą pewność siebie. Oj tak, te mury stały na bardzo niepewnym gruncie, ale
stały. Teraz szczerze wierzyłam, że się uda. Postawiłam sobie sprawę jasno: to
moja ostatnia szansa. Na więcej nie miałabym już siły w razie porażki.
Jakkolwiek by nie było w tym nowym mieście, zmierzę się ze wszystkim, z czym
będę musiała się zmierzyć, żeby nigdy sumienie nie wypomniało mi, że nawet nie
próbowałam zmienić swojego życia. Przyjechał pociąg. Cztery razy sprawdziłam
czy to na pewno ten zanim wsiadłam!
Znalazłam dla siebie pusty przedział. Wrzuciłam swoją torbę na górną półkę
i usiadłam przy oknie. -„Błagam, niech tylko nikt się nie dosiada!”-
powtarzałam w myślach. Jak na złość, drzwi przedziału otworzyły się i weszło do
niego czworo ludzi. Byli chyba moimi rówieśnikami: dwie dość ładne dziewczyny i
dwóch chłopaczków, którzy idealnie pasowali do tych dziewczyn. Weszli do środka
roześmiani . Dziewczyny od razu się rozsiadły ,a jeden z chłopaków zaczął ładować
ich torby na górę. Ten drugi spojrzał na mnie i trochę się speszył, widocznie
wcześniej rzeczywiście mnie nie zauważyli. -Przepraszam, możemy?- spytał
nieśmiało i dopiero wtedy pozostali spojrzeli na mnie zdziwieni. Skinęłam
głową, bo co im miałam powiedzieć? Wynocha? Chciałam! Ale nie potrafiłam,
niestety .Wolę być sama. Niezbyt dobrze czuję się w otoczeniu innych ludzi. Po
prostu nie potrafię z nimi rozmawiać, a zwłaszcza z ludźmi w moim wieku. Nie
jestem taka jak oni. Zbyt wiele w moim życiu się stało, żebym mogła być taka
jak inni. Oni nie znają takiego życia jakie ja miałam. Zbyt wiele mnie od nich
dzieli. Mam w sobie za mało szczęścia i radości. Rozmawiali, śmiali się z
jakichś głupot, a ja włożyłam do uszu słuchawki i puściłam muzykę najgłośniej
jak się dało. Pod wpływem ich ciekawskich spojrzeń ukradkiem kierowanych na
mnie, miałam ochotę naciągnąć na głowę kaptur czarnej bluzy. Pewnie uznali by
mnie za kompletną wariatkę gdybym tak zrobiła. Chcę zniknąć, stać się
niewidoczną... Podróż pociągiem miała trwać jeszcze całą noc. Zapowiadało się,
że spędzę jeszcze wiele godzin wciśnięta w siedzenie pod oknem. Słońce powoli
zaszło za horyzont. Z czasem wszyscy usnęli, włącznie ze mną. Przed snem
układałam sobie w głowie plan. Co zrobię jak już tam dotrę? Jak tam będzie? Po
pierwsze muszę znaleźć nocleg, przynajmniej na jedną noc. Potem szukać
mieszkania, no i oczywiście pracy. To były moje priorytety i jak na razie
jedyny plan. Obudził mnie dźwięk odbijających się od szyby kropel deszczu.
Poczułam chłód, aż przeszły mnie ciarki. Woda wlewała się do przedziału przez
otwarte okno. Wstałam, wszyscy mocno spali, przeciągnęłam się lekko, nareszcie
mogąc rozprostować zdrętwiałe nogi. Założyłam ręce na piersi spoglądając przez
okno w ciemną i nieprzeniknioną noc. I wtedy to zobaczyłam. Cienką, błyszczącą
rysę na czarnym niebie. Mrożący krew w moich żyłach od chwili tamtego wypadku
błysk. Dobiegł mnie też ten charakterystyczny huk. Podskoczyłam z strachu i
zrobiłam krok w tył. Zupełnie, jakbym w swoim długim tunelu próbowała wyważyć
drzwi, które sama wcześniej zatrzasnęłam. Już przyzwyczaiłam się do burzy, ale
byłam na nią gotowa tylko w miejscu, które dobrze znałam. Tutaj czułam się
niepewnie. Nie wiedziałam jak mam się zachować a dodatkowo bałam się. Po
wypadku nabawiłam się okropnego lęku przed burzą, którego nie miałam nigdy
wcześniej. Za każdym razem gdy widzę błyskawice i słyszę ten huk, jestem
przerażona do szpiku kości. Cały czas pamiętam ten ból przeszywający całe moje
ciało. Nadal pamiętam co piorun mi po sobie pozostawił. Odruchowo wsunęłam dłoń
pod bluzę i koszulkę, położyłam ją na ramieniu. Blizny były zbyt cienkie bym
mogła je wyczuć pod palcami. Westchnęłam cicho. Nie było następnych piorunów,
teraz tylko padał deszcz. Stałam tak jeszcze chwilę w bezruchu z dłonią na
ramieniu starając się wrócić do siebie. Ciałem byłam w pociągu ale moje myśli
były zupełnie gdzie indziej. Tkwiły w pustce owinięte strachem i smutkiem.
Nawet nie wiedziałam, że po moich policzkach płyną łzy. Pogłaskałam jeszcze raz
delikatnie blizny i przetarłam oczy. Chciałam zostawić wszystko w tamtym
mieście. Ale jak ja poradzę sobie z tym wszystkim co nazbierało się we mnie
przez całe moje życie? Nie mówię tylko o strachu przed burzą. Jak ja poradzę sobie
z swoim zranionym sercem. Ono jeszcze nie jest w ogóle zagojone. Bardzo chcę
żeby było ale nie potrafię zapomnieć z dnia na dzień. Do tej pory wyobrażałam
sobie nowe miasto jako miejsce, w którym nie będę tego wszystkiego czuć, w
którym zapomnę i będę żyć na nowo. Teraz dopiero zrozumiałam, że ono tylko da
mi szanse, żeby się z tym wszystkim pogodzić. Nie zlikwiduje bólu, ale da mi szanse
na pogodzenie się z nim. Usłyszałam coś za sobą. Obróciłam głowę i zobaczyłam
jak jeden z nich się przeciąga. Spojrzał na mnie nieco zdziwiony. Moją twarz oświat
lała teraz słaba lampa z korytarza. Musiały być wypisane na niej wszystkie moje
uczucia bo chłopak podniósł się z siedzenia i zapytał grobowym głosem:
-Coś się stało?
-Nic... naprawdę nic się nie stało- powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
Usiadłam na swoim miejscu i chciałam spróbować usnąć ponownie, ale zobaczyłam
jak on przekracza nogi swojego przyjaciela i siada naprzeciwko mnie. Przetarł
dłońmi zaspaną twarz i przeczesał włosy. Spojrzał za okno i powiedział:
-Wiem, że to zabrzmi głupio, ale teraz i tak nie usnę przez ten deszcz...-
uśmiechnął się kącikiem ust jakby sam z siebie kpił.
-Przez deszcz?- zapytałam. Sama nie wiem skąd wzięła się we mnie ta
ciekawość i w ogóle od kiedy ja jestem taka rozmowna?
-Tak, deszcz zawsze zwiastuje coś złego...
Przyjrzałam się mu uważnie, miał smutną minę i starał się na mnie nie
patrzeć. Może wstydził się mojej reakcji. Nie znam się na rozmowie, poczułam
się niezręcznie ale przemówiła przeze mnie zwykła ludzka empatia.
-Czy coś się stało?- tym razem to ja zapytałam o to jego- No wiesz, czy coś
złego przytrafiło Ci się po deszczu, że tak go nie lubisz?
-Nawet nie po, a już w trakcie- zrobił krótką pauzę. Zawahał się.
Pomyślałam, że może poczuł, iż rozmawianie z przypadkowo poznaną osobą o swoich
problemach nie jest najlepszym pomysłem.- Miałem wypadek, samochodowy.- Zaczął
jakby jeszcze zbierając w głowie słowa.- Dopiero co zdałem prawo jazdy. Rodzice
kupili mi auto, może nie wymarzone, ale jeździło. Strasznie się z niego
cieszyłem. Pewnego dnia byliśmy z bratem u naszej babci. Strasznie się
rozpadało. Mieliśmy wracać, ale deszcz padał i padał. Nie chciało mi się czekać
aż skończy więc postanowiłem, że pojedziemy do domu w deszczu. I to właśnie
moja pewność siebie była przyczyną wypadku, nie deszcz. Bo to ja nie chciałem
czekać. To ja wierzyłem, że nic nam się nie stanie. Wpadłem w poślizg na
skrzyżowaniu. Zupełnie straciłem kontrolę nad autem i wjechałem w latarnie...
To było straszne. Ostatnie co pamiętam to przeraźliwy krzyk brata. Straciłem
przytomność. Gdy się obudziłem dowiedziałem się, że ja z wypadku wyszedłem
właściwie bez większych obrażeń. Gorzej było z moim bratem...- przerwał nagle na
dłuższą chwile- latarnia zmiażdżyła stronę pasażera. Stracił nogi, przeze
mnie!- syknął prawie, że przez łzy.
Spojrzałam na niego z współczuciem, mogłam sobie tylko wyobrażać jak
wielkim poczuciem winy się obarcza. Nie wiedziałam co zrobić. Nie umiem
pocieszać.
-Nie boję się deszczu... ja boję się burzy- szepnęłam cicho nie patrząc na
niego. Postanowiłam powiedzieć mu coś, cokolwiek. Żeby nie czuł się osamotniony
w smutku.- Moja mama umarła jak miałam parę miesięcy, była ciężko chora. Mój
tata nie dał rady się mną zajmować... za mocno przypominałam mu o mamie. Oddał
mnie babci, ale babcia też zachorowała. Gdy umarła, trafiłam do sierocińca.
Chciałam stamtąd uciec, zniknąć z miasta, które ciągle zabiera mi bliskich.
Rozpętała się ogromna burza, w mieście nie było prądu. Chciałam uciec w trakcie
tego zamieszania i udało by mi się gdyby nie piorun...
-Piorun?- tym razem on spytał ciekawie.
-Uderzył prosto we mnie...-szepnęłam jeszcze ciszej. Chłopak spojrzał na
mnie, w jego oczach błyszczał lekki strach. Widocznie musiał sobie wyobrazić
jak to jest być uderzonym przez błyskawicę. Ja tylko nieśmiało spoglądałam na
niego.
-Ale przeżyłaś-powiedział jakby to było ogromnym sukcesem.
-Twój brat też- wiem, że to nie było miłe. Ale prawdziwe jeśli tak stawia
sprawę.
Zapadła głęboka cisza.
- Powinieneś wybaczyć sobie to co się stało i być teraz jak najlepszym
bratem... nie straciłeś go. Jeszcze możesz mu się odwdzięczyć.
Nie wiem skąd wzięła się we mnie ta rada ale wiedziałam, że dotyczy ona też
mnie. Nie umarłam, jeszcze mam szanse coś zrobić żeby było lepiej.
-Masz rację- uśmiechnął się lekko i westchnął- Dziękuję... jesteś pierwszą
osobą, która potrafiła powiedzieć mi to w taki sposób.
-W jaki sposób?
-W taki żebym to w końcu zrozumiał.
*
Svnaee, proszę, nie zabijaj mnie.
Nic nie poradzę na to, że w środku nocy złapała mnie wena i nie mogłam czekać do jutra, żebyś jeszcze zdążyła sprawdzić to co dopisałam.
A dopisałam jeszcze raz tyle ile Tobie wysłałam.
Psieplasiam.
Już tak nie zrobię.
Obiecuję.
A więc... rozdział jest sprawdzony do połowy z mojej winy. Przepraszam. Ja po prostu musiałam go już opublikować! :(
Następny będzie cały sprawdzony o ile moja kochana redaktorka się teraz nie obrazi >.<
Sama chciała dłuższe! No to jest!
Mam nadzieję, że mimo błędów w tej nie sprawdzonej połowie, rozdzialik się podobał ^^
Cóż...sama nie potrafię pisać opisów i zbyt duża ich ilość po prostu mnie nudzi. Przyznam szczerze, że tak było na początku. Zbyt mało dialogów. Interesujące...Bardzo podobała mi się historia tej dwójki, choć z drugiej strony szkoda, że już co nie co wiem, ba, powiedziałabym nawet, że za dużo. Będę tutaj zaglądała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo fajny rozdział :)) Szkoda, że skończyłaś w takim miejscu, bo aż chce się czytać dalej <: No ale rozumiem Cię, sama często tak kończę :P
OdpowiedzUsuńCo do błędów, to ja żadnych nie wykryłam ☻ Według mnie wszystko jest poprawnie ^^
Ostatnio przez przypadek trafiłam na zdjęcie z bliznami po uderzeniu pioruna, wcale nie wygląda to tak źle jak sobie wyobrażałam :)))
Zapraszam na nowy rozdziałek <: witaj-w-symulacji.blogspot.com
Super rozdział :) Nie lubię czytać opisów, ale wiem że często są one konieczne żeby jakoś wprowadzić czytelnika i wgl xd Jednak da sie przeżyć :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie (namiary w spam'ie ;p)
Pozdrawiam :)
Świetne opowiadanie. Ma swój klimat, który nie pozwala się oderwać, tylko czytać dalej. Zaciekawił mnie chłopak poznany w pociągu. Mam nadzieję, że nie jest to tylko przelotna znajomość. Pozostaje mi czekać na następną część. Życzę dużo weny!
OdpowiedzUsuńPS Proponuję wyłączyć weryfikację przy dodawaniu komentarzy. Jest trochę uciążliwa.
Pozdrawiam,
Parabola :)
Dziękuję, nie wiedziałam, że mam ją włączoną!
UsuńAstraothia
Opowiadanie naprawdę mnie zaciekawiło. Jeden z lepszych blogów, które kiedykolwiek czytałam :). Naprawdę! Nie pisze tego tylko dlatego, aby Ci się zrobiło miło - chociaż i tak pewnie Ci się zrobi miło :D - pisze to tylko dlatego, że masz ogromny talent. Potrafisz idealnie opisać emocje, które kotłują się w dziewczynie. Sama tak nie umiem... Ja też tak chce!
OdpowiedzUsuńBiedna dziewczyna... Żal mi jej. Prześladuje ją pech. Najpierw zmarła matka, potem ojciec ją odrzucił, a jeszcze później zmarła jej babcia, która jako jedyna się nią opiekowała... Poszła do sierocińca, a gdy chciała z niego uciec uderzył ją piorun, później uciekła... Teraz też pewnie się coś zdarzy nieszczęśliwego dla niej, ale kiedyś musi zaświecić słońce. Może ten pech jest tylko tymczasowy? Oby! Chociaż ma go od urodzenia, bardzo chciałabym, aby wszystko poszło po jej myśli i aby wreszcie tak bardzo o tych wszystkich sprawach nie myślała, bo tylko przez to zachoruje od nadmiaru natrętnych myśli.
Nie lubi towarzystwa tylko i wyłącznie dlatego, że tyle wycierpiała i musiała już dorosnąć w bardzo młodym wieku, musiała myśleć o dużo ważniejszych sprawach o jakich myślą dzieci w jej wieku, a teraz ma większe doświadczenie, ale nigdy nie zaznała rodzinnego ciepła, dlatego tak trudno będzie jej zaufać każdej osobie, z którą przyjdzie jej rozmawiać, która być może będzie chciała się z nią zaprzyjaźnić.
Naprawdę fajnie, że porozmawiała z tym chłopakiem, może jeszcze się spotkają? Może się w sobie zakochają? Wiem ja wszędzie wyszukuje romansów :D.
Rozdział naprawdę genialny! Dopracowany przede wszystkim. Trudno, że w połowie niesprawdzony, ale jak mam być szczera to w ogóle tego nie zauważyłam, tak byłam wciągnięta w tę historię :).
Możesz mnie powiadamiać? Byłabym Ci bardzo wdzięczna ;)
Pozdrawiam!
Amy :)
Byłoby mi bardzo miło, gdyby tak niesamowita pisarka, jak ty wyraziła swoją opinię na temat mojego bloga :).
http://melodie-serc.blogspot.com/
PS Mam nadzieję, że Cię nie zamęczyłam moim długim komentarzem? ;p
Dobra nie musisz mnie informować już dołączam do obserwowanych :).
UsuńDialogi pod koniec mnie zaciekawiły, ale szczerze mówiąc, pierwsza część nieco zanudziła. Od pierwszego postu były same opisy, więc dobrze, że tutaj wprowadziłaś coś innego. Błędów dalej masa, nie wiem, czy Twoja redaktorka sprawdzała rozdział, ale jeśli tak, to przeoczyła ich bardzo dużo.
OdpowiedzUsuńCiekawie, bardzo ciekawie...:)
OdpowiedzUsuńDialogi na końcu intrygujące...
Hej, postanowiłam wpaść tutaj gdyż znalazłam recenzję twojego bloga :D
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że się z nią nie zgadzasz... W sumie także była bym zła, gdyby ktoś ocenił mojego bloga na 2! Ale najpierw bym wszystko sama dokładnie przeanalizowała i dopiero potem dodała jakieś "ale". Przykro mi, ale w pełni się zgadzam z tamtą recenzją. I mimo pisana przez stażystkę, jest naprawdę dobra i w pełni oddaje charakter temu opowiadaniowi. Naprawdę mi przykro, ale to jest do dupy. I podziwiam tą oeniającą, która zmagała się do końca wszystkich rozdziałów, bo ja ledwo dotarłam tutaj i nie będę ukrywać tego, że to było straszne...
Oceniająca idealnie trafiła z oceną. A twoje uwagi były zbędne :) Uwierz mi, przeczytałam wszystkie komentarze i ocenę, żeby dokładniej się obeznać w sytuacji, więc wiem co piszę :)
Mam nadzieję, że nie będziesz zbytnio na mnie zła, ale postanowiłam po prostu dodać własną ocenę :)
Pozdrawiam
V.