niedziela, 1 czerwca 2014

Prolog- Jak to całe nieszczęście się zaczęło?- cz.2

    Gdy się obudziłam nie mogłam nawet otworzyć oczu. Moje całe ciało leżało sparaliżowane i bezwładne na szpitalnym łóżku.  Byłam przerażona. Co chwilę od momentu przebudzenia próbowałam się poruszyć, wkładałam w to tyle siły ile dałam radę zgromadzić, ale nic z tego.  Odpuściłam po kilku godzinach bezskutecznych prób. Gdy już zrozumiałam, że nic nie zdziałam zaczęłam nasłuchiwać. Długo nie słyszałam nic. Potem ciche kroki lekarzy przechodzących obok mojej sali. W końcu pojawiły się jakieś głosy. Były stłumione, pomyślałam że może dochodzą zza drzwi do sali, w której jestem.
-Poparzenia na całych plecach i ramionach nic poza tym... dziewczyna miała szczęście. Czekamy aż się obudzi.-oświadczył zimny męski  głos, a we mnie się zagotowało. Szczęście?! Jak on śmie mówić, że miałam szczęście? Wszystkie moje plany runęły a  on twierdzi, że miałam szczęście! Wolałabym umrzeć niż mieć takie szczęście... Gdybym tylko mogła się ruszyć dała bym upust swojej wściekłości. Słyszałam jak wchodzą do mojego pokoju, czułam ich współczujący wzrok, czułam jak zmieniali mi opatrunki, wbijali nowe igły, a ja leżałam w całkowitym bezruchu. Uwięziona w swoim ciele razem ze swoimi uczuciami, które rozrywały mi serce na strzępy. Miałam ochotę wstać i krzyczeć, krzyczeć tak mocno, że runęłyby mury całego tego okrutnego miasta, które nie pozwoliło mi odejść. Nie wiem jak długo leżałam ale czas zdołał mnie uspokoić. Dni mijały a ze mnie powoli wyparowywały złe uczucia. Nie wiedziałam kiedy usypiam ani kiedy się budzę ponieważ z zamkniętymi oczami wszystko zdawało się być częścią długiego snu. Gdy jest się zamkniętym we własnym umyśle można się wyciszyć. Odpuściłam wtedy wszystkim ich jeden wspólny i największy grzech, a przynajmniej postanowiłam spróbować im go odpuścić. Nie wyobrażam sobie zapomnieć, chciała bym się tylko z tym pogodzić. To i tak jest cholernie trudne...  Któregoś razu budząc się otworzyłam oczy. Była noc. Zamrugałam parę razy nie mogąc uwierzyć, że wreszcie wróciłam do swojego ciała. Uniosłam dłonie żeby móc na nie spojrzeć. Drżały, były okrutnie chude a na dodatek tkwiły w nich igły, którymi byłam podłączona do całej aparatury. Mimo bólu jaki sprawiał mi każdy najdrobniejszy ruch, podniosłam się na łóżku i powoli rozejrzałam. Z trudem ale jednak, usiadłam na jego brzegu. Dotknęłam stopami zimnej podłogi i uśmiechnęłam się lekko. Wstałam, ciężko mi było utrzymać się równowagę. Nogi drżały mi tak samo jak dłonie, w ogóle cała drżałam. Moje ciało po tak długiej przerwie od ruchu nie do końca słuchało moich rozkazów. Zrobiłam krok i upadłam na podłogę. Z mojej krtani wyrwał się krzyk bólu. W parę sekund później na piętrze, na którym przebywałam zapaliły się wszystkie światła i rozbrzmiały głosy lekarzy.
-Co się stało?!
-Sala 101!
-Wreszcie się obudziła!
Pozbierali mnie z podłogi i ułożyli z powrotem na łóżku. Pielęgniarki tylko wbiegały i wybiegały z pokoju robiąc mi jakieś tam badania, których nazwy w ogóle do mnie nie przemawiały. W między czasie rzucały mi dziwne spojrzenia, których w ogóle nie rozumiałam. Przecież byłam tylko jednym z wielu pacjentów i zapewne poparzenia jakie ja miałam nie była najstraszniejszymi jakie widziały.  Szybko jednak przyszło mi się przekonać o tym co było ich powodem. Wieczorem zobaczyłam swoje odbicie w oknie. Nie poznałam siebie, czułam się jakbym patrzyła na zupełnie inną osobę. Byłam przeraźliwie chuda i blada. Wyglądałam jak uosobienie śmierci i nieszczęścia. Dotknęłam dłonią twarzy żeby sprawdzić czy osoba w odbiciu na którą patrzę to na pewno ja. Niestety to byłam ja. Przesunęłam dłońmi po ciele, z przerażeniem odkryłam, że mogę wyczuć każdą, nawet najdrobniejszą kość. Gdy podniosłam głowę mój zrozpaczony wzrok padł na jeszcze jeden szczegół- moje włosy. Nie mogąc uwierzyć w to co widzę, chwyciłam jedno pasemko w palce i naciągnęłam je do oczu. Były białe! Przyglądałam się im z otwartymi ze zdziwienia ustami. Chwyciłam włosy garściami i zaczęłam szarpać gdy dotarło do mnie, że na pewno mi się nie wydaje. Łzy pociekły mi po policzkach, rozpłakałam się. Nigdy zbytnio nie zwracałam uwagi na swój wygląd, ale nie chciałam być siwa! Osunęłam się na ziemię. Pielęgniarka zastała mnie siedzącą na podłodze z palcami wbitymi we włosy. Niezwłocznie zawołała lekarza, który znowu posadził mnie na łóżku i powiedział:
-Bardzo mi przykro- tu zrobił krótką przerwę- to przez szok jakiego doznałaś przy uderzeniu pioruna...
Mówił dalej ale już go nie słuchałam, teraz już dobrze wiedziałam dlaczego te młode pielęgniarki tak się na mnie patrzyły. Znowu zaczęłam go słyszeć gdy powiedział:
-Jest jeszcze jedna rzecz, o której musisz wiedzieć- jego głos brzmiał bardzo niepewnie.  Poprosił mnie żebym wstała, odwinął bandaże okalające do tej pory szczelnie moje plecy i ramiona.


-Po uderzeniu pioruna pojawiają się pewne blizny...-gdy ściągnął ze mnie ostatni bandaż niepewnie spojrzałam przez ramię na szybę, w której już raz tego dnia zobaczyłam coś strasznego. Ducha, którym teraz byłam. Wtedy myślałam, że gorzej już być nie może być już gorzej, ale zrozumiałam, że się myliłam. Bardzo się myliłam. Znowu nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Całe moje plecy, od karku aż po biodra pokryte były drobnymi bliznami o kształcie przypominającymi cienkie gałązki. Dziesiątki drobnych kresek, na wpół zagojone blizny błyszczały się w świetle szpitalnej jarzeniówki jak szron na szybie w mroźny dzień. Otworzyłam szerzej oczy i delikatnie dotknęłam ich palcami żeby sprawdzić czy są prawdziwe, były takie nierealne. Ktoś kto ich nie posiada mógłby powiedzieć, że to najpiękniejsze blizny jakie mogły mi się trafić ale dla mnie były przekleństwem. Poczułam się naznaczona... przypieczętowana błyszczącą na moich plecach błyskawicą. Nie powiedziałam ani słowa, może nie chciałam, a może nie byłam w stanie. Zdarzały mi się takie dni, kiedy unikam nawet najmniejszego spojrzenia na swoje odbicie, a czasem stawałam spokojnie przed lustrem i na nowo tłumaczyłam sobie, że tak wyglądam i muszę się z tym pogodzić. Przecież blizny można ukryć, a włosy? A włosy niech takie zostaną. Skoro takie dał mi ten mój przeklęty los to je zaakceptuję. Starałam się nie zwracać uwagi na to jak wyglądam i na to jak się dzięki nim wyróżniam. Zafarbowanie ich nie wchodziło w grę. Blond na nich stał by się żółty, brązowy byłby pomarańczowy a czarny- niebieski. Dlatego wybrałam, że zostanę przy białych. Przecież nie były aż takie straszne, z resztą z biegiem czasu przestałam o nich myśleć. Tylko ludzie nie dali mi zapomnieć patrząc się na mnie jak na kosmitę. Postanowiłam jeszcze raz spróbować się wyrwać z tego miasta, które wie o mnie za dużo i zbyt wiele pecha już na mnie przelało. Pomyślałam, że może gdy zniknę stamtąd legalnie to mi odpuści. W pełni uwierzyłam, że to miasto w którym żyjemy jest odpowiedzialne za los jaki dostajemy.  Musiałam uciec do innego miasta, ta perspektywa dawała mi nadzieję na życie bez kolejnych nieszczęść. Gdy wyszłam z sierocińca zaczęłam pracować w kawiarence pomieszkując u starszej pani imieniem Anna i już po roku, akurat na dziewiętnaste urodziny zdołałam uzbierać tyle żeby stać mnie było na wyjazd i początek w nowym mieście. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, nie było ich wiele. Raptem jedna mała torba. Wsiadłam do autobusu, który miał mnie podwieźć na dworzec. Gdy ruszył uśmiechnęłam się szeroko a potem zaczęłam się śmiać jak wariatka, dumna z tego, że nareszcie odjeżdżam. Opuszczam to piekło! Miałam ochotę odchodząc podpalić to miasto i patrzeć jak zostaje z niego kurz i pył. Jednakże nie zwariowałam jeszcze do reszty więc opanowałam się i tylko dumnie spoglądałam jak w tylnej szybie niknie ta przeklęta ojczyzna mojego nieszczęścia.


*

Mam nadzieję, że się podobało i jest mniej błędów ;) Tsaaa...przydał by mi się ktoś kto by to wszystko po mnie poprawiał ;p Mam nadzieję, że kiedyś ktoś taki się znajdzie ponieważ ja nie jestem w stanie sama wszystkich błędów wyłapać :/ W każdym bądź razie dziękuję tym którzy to czytają! Następny rozdział pojawi się też za około tydzień. Żegnam! :)

Astraothia


4 komentarze:

  1. Jeej! Kolejny rozdział, a raczej kolejna część prologu ^^ Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :))
    Czy ja dobrze zrozumiałam , że bohaterka ma siwe włosy od uderzenie piorunem? Z początku się przestraszyłam , że jest bardzo stara :)) hehe. Trochę kojarzy mi się ze Storm z X-menów :)) haha

    Dodaję twój blog do Polecanych na moim witaj-w-symulacji.blogspot.com :)) i zapraszam na kolejny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomyślałam, że jak czytam do recenzji, to równie dobrze mogę skomentować.
    Huh, błędy mnie przerażają. Zauważyłam w trzech linijkach pod rząd słowo "szczęście", co jest absolutnie najgorszym przykładem powtórzeń, jakie widziałam na przeróżnych blogach. Braki przecinków są straszne, ale cóż, czytam dalej ;)
    ---
    recenzje-blogow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! :3 No więc, to znowu ja... Przepraszam, że nadrabianie idzie mi tak okropnie długo, ale czytam i nadrabiam tyle blogów na raz, a do tego i tak mam mało wolnego czasu... W każdym razie przeczytałam. I bardzo mi się podoba :) I nietypowy wygląd bohaterki też jest dla mnie super! :) Białe włosy od pioruna... No okay, niech Ci będzie! :D. Błędach nie mam zamiaru nic mówić, gdyż jest za późno na myślenie i wyłapywanie ich XD Ale nic potwornego w oczy raczej mi się nie rzuciło :D
    Driga część prologu jest świetna, jak najszybciej postaram się zabrać za pierwszy rozdział :3
    Pozdrawiam i życzę hektolitrów weny! ^-^
    PS.: Na arrowtales.blogspot.com pojawił się nowy rozdział, byłabym przeszczęśliwa, gdybyś przeczytała i skomentowała :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale opisana akcja !:)

    OdpowiedzUsuń