Jest dokładnie 3:36, a przynajmniej tak twierdzi mój telefon. Chyba po raz setny tej nocy, stękając głośno zaczynam się wiercić na kanapie. Dziwne, że ostatnio wydawała mi się najwygodniejsza na świecie, a dzisiaj raczej przyrównała bym ją do sterty kamieni niż do kanapy. Otylia pożarła cały obiad, którego wystarczalność oszacowałam na co najmniej dwa dni, nie żeby mnie to jakoś specjalnie złościło tylko jeżeli ona zawsze tyle je to muszę zacząć zarabiać szybko i dużo bo wszystkie oszczędności wydam na jedzenie. Wyszła do pracy niedługo później, więc znowu jestem sama. Nie mogę usnąć. Kręcę się na tej kanapie już dobre kilka godzin i nadal nic.
Cholera jak niewygodnie...
Chciałam się obrócić na plecy, ale pod moimi plecami zabrakło nagle kanapy i z hukiem wylądowałam na ziemi. Zawyłam cicho. Podniosłam potłuczone cztery litery i mrucząc złowieszczo pod nosem podreptałam do kuchni.
-Jak ja mam usnąć? No jak? Nawet kanapa mnie już nie chce...
Nastawiłam wodę i ściągnęłam swój kubek z półki. Oti schowała tamten kubek, stwierdziła, że nie ma co przy każdej kawie przywoływać złych wspomnień. Ja na jej miejscu raczej wyrzuciła bym ten kubek przez okno i z radością patrzyła jak się trzaska. No ale to tylko ja... Na szczęście nie wszyscy są tacy jak ja. Wyjaśniła mi w końcu o co chodzi z tym kubkiem. I niestety nie chodziło o to, że jest magiczny, a szkoda... Na prawdę miałam na to nadzieję. Kubek jest jej byłego, właściwie to nie wiadomo czy jej były jest już byłym czy wciąż aktualnym... Pokłócili się, ale także pogodzili się. Otylia mówi, że to była jej wina, ale za nic nie chciała powiedzieć na czym ta wina polegała, ja też zbytnio nie nalegałam bo rozumiem, że o niektórych rzeczach nie chce się mówić. Zapytałam ją o to tylko jedyne jedenaście razy. Pogodzili się, a następnego dnia gdy się obudziła już go nie było. Zabrał ze sobą wszystkie swoje rzeczy. No może nie zabrał wszystkiego- nie zabrał tego cholernego kubka! Gdy mi to opowiadała poczułam ukłucie w sercu. Miała w oczach tyle żalu gdy o nim mówiła, jej głos brzmiał jak smutek w czystej postaci. Gdy mówiła czułam jak z niej wypływa uwalniając ją chociaż troszkę i zaszczepia się we mnie. Na prawdę jej współczuję. To musiało bardzo boleć, zwłaszcza widząc jakimi uczuciami ona go darzyła. Mówiła, że byli z sobą już bardzo długo, że poznali się jeszcze w szkole, że miała nadzieję na coś trwalszego. Współczucie to jedno z niewielu uczuć jakich można się nauczyć w sierocińcu. Mówiąc prawdę tam nie da się go nie czuć. Naokoło są tylko przygnębione dzieci w przeróżnym wieku, próbujące jakkolwiek poradzić sobie z swoją sytuacją, ich historie i pracownicy ośrodka, którzy często sami są zagubieni w tym panującym wszędzie przygnębieniu, albo po prostu nie są zainteresowani pomaganiem. Tacy są najgorsi, bo oni nawet nie zastanawiają się jak brak ich zainteresowania wpływa na podopiecznych. Na przykład na mnie...
Ciekawe czy jakbym trafiła tam na kogoś innego to moje życie było by bardzo różne od tego, które teraz mam. Na pewno nie próbowała bym uciekać przy pierwszej lepszej okazji. Nie wybiegła bym w burzę... Może burzy by też nie było... Nie było by pioruna...
W mojej głowie momentalnie rozbrzmiał tamten huk, a pod zamkniętymi powiekami ujrzałam tą samą co wtedy ścianę blasku i znowu, nie wiem, który to już raz chłonę ten moment zupełnie tak mocno jakby właśnie się to działo. Ten sam przeszywający ból... Czuję jak po moich policzkach gęsto płyną łzy. Wplotłam palce we włosy i zaczęłam je mocno szarpać, drżąc całym ciałem. Gwizd czajnika, wytrącił mnie z tego stanu. Zeskoczyłam z blatu na niemiłosiernie uginające się pode mną nogi. Nalanie wody do kubka sprawiło mi ogromną trudność, co chwilę przechodziły mnie nowe fale dreszczy przez, które rozlewałam wrzątek dosłownie wszędzie. Muszę teraz coś robić, nie mogę się poddać temu uczuciu. Wsadziłam poparzoną dłoń pod strumień zimnej wody. Dyszę ciężko z bólu ale jednocześnie przy nim zapominam o tej chwili, która ciągle do mnie wraca i dosłownie mnie paraliżuje.
Oddychaj, tylko oddychaj...
Zawsze gdy to mnie dopadnie czuję się jakby ktoś zaciskał sznur na mojej krtani.
Uspokój się!
Wzięłam głęboki wdech, rozpostarłam trzęsące się ramiona i odrzuciłam głowę w tył. Uspokoiłam się, przestałam drżeć, wrzuciłam do kubka woreczek z herbatą i przetarłam mokre od łez policzki.Usiadłam spowrotem na kanapie i naciągnęłam kołdrę na plecy. Chciała bym się uwolnić od tamtego wspomnienia. Wyciągnęłam słuchawki i wpięłam je do telefonu.Włożyłam jedną słuchawkę do ucha a druga zwisała swobodnie na moim ramieniu. Nacisnęłam play i uderzyły we mnie słowa piosenki, która właśnie się włączyła, nie od początku ale i tak znałam na pamięć wszystkie jej słowa.
Korodujesz dzień za dniem...
Położyłam policzek na oparciu i upiłam trochę herbaty. Koroduję, rozpadam się, rozsypuję się wewnętrznie każdego dnia, za każdym razem gdy wspomnienia wracają. Gdy wracają wszystkie na raz... Przeglądam piosenki, które mam starając się znaleźć jakąś, która by mi teraz odpowiadała, ale żadna się nie nadawała.
Nie mogę tak myśleć! Nie mogę pozwolić aby to znowu wzięła nade mną górę... Nie mogę.
Ściągnęłam słuchawki. Wypiłam całą herbatę na raz. Ciepło rozlało się po moim ciele i od razu poczułam się bardziej senna. Położyłam kubek na ziemi i opadłam na poduszkę. Chwilę wpatrywałam się w ścianę przed sobą aż nadeszła do mnie kolejna myśl.
Jak to jest być z kochaną?
Jak to jest kochać kogoś w ten sposób, w który Otylia kochała albo raczej nadal kocha swojego chłopaka. Czy ja kogoś kochałam? Kochałam, ale to nie ten rodzaj miłości, o który teraz mi chodzi.
Chciała bym się poczuć w taki sposób... Nawet nie wiem jak to jest... Chciała bym poczuć ciepło, bezpieczeństwo i wszystko to co mówią o miłości. Chciała bym czuć! Nie mam żadnej pierwszej miłości na kącie, żadnych uniesień, żadnego zatrzymanego oddechu, żadnych motyli w żołądku też nie pamiętam. A chciała bym! Odwróciłam się na drugi bok, moim oczom ukazała się marynarka niedbale rzucona na kanapę.
Czy rzeczywiście nie mam na koncie żadnego wstrzymanego oddechu?
Może jednak jeden mam...
Zamknęłam oczy.
Twój ulubiony magik.
***
-No nie wierzę! Ja pracuję do czwartej i już wstałam a ta jeszcze się nie wyspała!- podobnie jak wczoraj, uniosłam głowę ponad oparcie i spojrzałam na nią otępiałym wzrokiem. Przerzuciłam przez oparcie ręce i ziewnęłam głośno i pokazałam jej język.
-A jak znajdę sobie robotę to nie będziesz marudzić?
-Nie będę, gdzie jest twój kubek?
Gdzie jest mój kubek? Aha...
Podniosłam go z ziemi i pokazałam Oti.
-No to chodź tu z nim to zrobię ci herbatę.- tak jak kazała podeszłam na bosaka, wyrzuciłam woreczek z nocnej herbaty do kosza i położyłam kubek na blacie. Odwróciłam się do niej i zobaczyłam jej minę. Jedną brew miała uniesioną do góry, usta rozdziwaione a oczy patrzyły na mnie krytycznie.
-O co ci chodzi?- spytałam zaniepokojona, marszcząc czoło.
-Co ty masz za piżamę?
-Jaką piżamę? O czym ty mówisz?- spojrzałam po sobie i zauważyłam, że stoję w niczym innym jak w czarnej marynarce. Oczywiście nie w samej marynarce, pod spodem nadal miałam swoją piżamę ale jednak w marynarce!
-Oh shit...- stęknęłam.
-Czy ty?- spojrzała na mnie jeszcze bardziej podejrzliwie odchylając się lekko do tyłu.
Od razu poczułam jak krew napływa mi do policzków i robię się calutka czerwona. Domyślam się jak to musi wyglądać. Pewnie już zdążyła sobie pomyśleć, że sprowadziłam tu na noc jakiegoś gościa.
-Nie!- wrzasnęłam jak porażona- To nie tak! To nie... Eh...
-Jak nie to, to co?- nadal spoglądała na mnie podejrzliwie, widocznie nie zbyt ją przekonałam.
-A uwierzysz jak ci powiem, że dostałam ją od magika wczoraj na rynku bo mi było zimno?
-A powinnam?
-Powinnaś.- odparłam stanowczo.
-No to chyba wierzę...- odpuściła mi kolejne dziwne spojrzenia i zrobiła mi herbaty, a ja ściągnęłam marynarkę.
-To o co chodzi z tym magikiem?- zapytała gdy obydwie już siedziałyśmy na kuchennym blacie z swoimi kubkami.
-Wczoraj po zakupach kupiłam sobie ciastko- postanowiłam przemilczeć fakt iż zjadłam cały tort- i usiadłam sobie z nim na rynku, na ławce, bo w kawiarni nie było miejsca. No i siedziałam, a że było trochę chłodno to się trzęsłam, i on podszedł do mnie między swoimi sztuczkami, i wyczarował mi tą marynarkę.- wskazałam na nią, moje tłumaczenia brzmią pewnie jak wymówki dziecka, ale nie mam pomysłu jak to inaczej powiedzieć.
-Chyba wiem, o którym magiku mówisz- kątem oka dostrzegłam u niej lekki uśmiech.
-Znasz go?
-Nie, ale jest niezły... W czarowaniu oczywiście!- szturchnęłam ją w ramię i zaśmiałyśmy się.
-To co? Idziesz dzisiaj czarować magika?- spojrzała na mnie i poruszała zabawnie brwiami.
-Głupia jesteś i tyle w temacie.- uśmiechnęłam się do niej szeroko.
-Pracy szukaj a nie podrywaj tylko!- zeskoczyła z blatu i zaczęła udawać, że prawi mi poważne kazanie, co jej nie wychodziło bo nie mogła przestać się śmiać.
-A żebyś wiedziała, że sobie znajdę. Patrz idę szukać!- ruszyłam do łazienki żeby się ogarnąć i rzeczywiście zaraz wyjść na miasto i zacząć szukać pracy.
-W łazience na pewno jej nie znajdziesz!- nie wytrzymałam, wybuchłam śmiechem, który zwalił mnie z nóg i ją z resztą też.
*
Na teraz to by było tyle, nie chce się rozpisywać na kolejne strony choć mam już pomysł, bo ułożenie sobie tego jakoś i jeszcze przepisanie tego z głowy na kartkę zajęło by kolejny miesiąc,a nie chcę już przeginać ;) Chciała bym pisać dłuższe rozdziały ale to chyba jeszcze nie ten etap, może następne się wydłużą? Zobaczymy ;)
A tak w ogóle to czy jest to jeszcze ktoś? Przepraszam, że było tyle czekania :(
Pozdrawiam wszystkich, mam nadzieję, że opłacało się czytać ;p
A tu piosenka, której słuchała Nad: Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan. Kto znał wcześniej ten komentuje- taka zabawa! Hahahaha <3
A tu piosenka, której słuchała Nad: Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan. Kto znał wcześniej ten komentuje- taka zabawa! Hahahaha <3
Astraothia
Czytam :) Masz talent i świetnie piszesz. Czekam na nexta:* jak dla mnie nie musisz pisać dłuższych rozdziałów. Pamiętaj nic na siłę. Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Zawsze miło słyszeć jakiś komplemencik ;)
UsuńWiesz kim jestem mam NADZIEJE. Hahahah taki żarcik...Sorry ale nie mogłam się powstrzymać. Nadrobiłam, a to wcale nie było takie proste. A więc przechodząc do tematu. Jeśli chodzi o sam pomysł na opowiadanie to jest całkiem interesujące, bo z pewnością różni się od zwykłych romansideł. Fakt, że ma białe włosy strasznie mi się podoba, ale jestem ciekawa czy sama to wymyśliłaś czy może wzięłaś z jakiś artykułów o rzadkich przypadkach osób porażonych przez wyładowania elektryczne. Musze przyznać, że jest to pierwsze opowiadanie, w którym ktoś został porażony przez piorun, a mnie samej nie przeszło nawet przez myśl, że można coś takiego wymyślić. Masz też dużego plusa za imie głównej bohaterki. Jeśli chodzi o jakąś krytykę to zauważyłam, że w pewnych miejscach brakuje przecinków (najczęściej przed ''bo''), a niektóre zdanie nie pasują do siebie, ale nie przejmuj się tym jakoś szczególnie, bo moje opowiadanie też nie jest idealne. Jestem ciekawa co dalej wymyślisz i zdecydowanie dołączam do kręgów stałych czytelników i komentatorów.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i w sumie to nic więcej Ci nie powiem :p Będziesz musiała poczekać, aż skleję recenzję! Może pojawi się już jutro, jak nie to pewnie w poniedziałek. W każdym razie, jak napiszę to Cię powiadomię.
OdpowiedzUsuń+ zaciekawiłaś mnie, więc dodaje się do obserwatorów i czekam nakolejny rozdział.
++ powinnaś pomyśleć nad zakładką (tak jak masz te kółka po prawej) ze spisem podlinkowanych rozdziałów - nie jednemu ułatwiłoby sprawę :)
Koneko