Otylia ma jeszcze krótsze...
Może spróbuję je zapuścić na nowo? Przecież kiedyś prawie sięgały moich ud. Dlaczego właściwie z nich zrezygnowałam? Z nienawiści? Z przypadku? Gdy obudziłam się po wypadku, moje włosy były już krótkie. Westchnęłam cichutko. Tak, kiedyś je zapuszczę... Jeszcze nie teraz... Może to zabrzmi dziwnie, ale jeszcze nie jestem na to gotowa, nie potrafię od tak wskoczyć w normalność. Potrząsnęłam głową próbując wyrzucić z niej myśli.
Pora zrobić z siebie człowieka!
Z tą myślą zrzuciłam z siebie piżamę i wskoczyłam pod prysznic. Nie patrząc odkręciłam wodę i praktycznie w tej samej chwili tego pożałowałam; na moje ciało spadły pierwsze lodowate krople wody.
Za jakie grzechy?!
Stęknęłam głośno i zaczęłam panicznie zakręcać i odkręcać kurki nie mogąc dość, który odpowiada za lodowatą, a który za wrzątek. Gdy w końcu udało mi się ustawić wodę, która by mnie ani nie zamroziła ani nie ugotowała, oparłam czoło o kafelki i odetchnęłam z ulgą.
Muszę je jakoś oznaczyć... Choćbym miała je pokolorować mazakiem...
Uniosłam twarz w górę pozwalając drobnym kropelkom swobodnie po mnie spływać, na mojej twarzy automatycznie wykwitł delikatny uśmiech. Nie mogło go zniszczyć nawet moje wyobrażenie o rachunku za wodę, który właśnie nabijam.
Marynarka...
Ta rzecz powróciła do mojej głowy jak bumerang. Jakim cudem obudziłam się w marynarce? Nie przypominam sobie abym wieczorem w ogóle jej dotykała. No może troszeczkę... Ociupinkę dosłownie. Co prawda myślałam o niej, i to dość intensywnie, ale jakim cudem znalazła się na mnie? Czy to możliwe żebym założyła ją przez sen? Zaśmiałam się z siebie kpiąco. Głupia sprawa, bardzo głupia... Gdy wyszłam z pod prysznica dotarła do mnie jeszcze jedna głupia sprawa.
Ręcznik... Ręcznik!
Do łazienki bez ręcznika; współczuję sobie rozstania z mózgiem. Poszłam do łazienki bez ręcznika, bez ręcznika i bez ubrań. Nie no, pozostaje tylko sobie gratulować inteligencji, nie ma co... Mój ręcznik z tego co sobie przypominam aktualnie suszy się wraz z ręcznikiem Oti na krześle, więc nie ma nawet szans żebym podkradła jej. Zajrzałam do szafki pod umywalką, ale tak jak się spodziewałam o ręcznikach tam nikt nie słyszał, zamknęłam ją może trochę za mocno i stanęłam na środku niewielkiej łazienki układając dłonie na biodrach.
Świetnie... Może jakoś wyschnę?!
Zaczęłam kręcić się w kółko i podskakiwać, ale prędko dotarło do mnie, że efekty tego mojego tańca są marne, a sam pomysł głupi bo gdy stanęłam zakręciło mi się w głowie tak mocno, że musiałam podtrzymać się umywali żeby nie upaść.
- Nad? Naad? - Zza drzwi usłyszałam głos Oti, był jakiś dziwny, jakby wystraszony.
- Taak? - Spytałam niepewnie i przylgnęłam do drzwi chcąc usłyszeć odpowiedź.
- Uchyl drzwi to podam ci ręcznik. - To zdanie było jeszcze bardziej zawstydzone i nieśmiałe, ale nie potrafiłam się nad tym zastanowić gdyż w mojej głowie zahuczało słowo "ręcznik"!
Jestem uratowana!!!
Posłusznie uchyliłam drzwi i już chciałam w szparę wsunąć głowę, ale dobrze, że tego nie zrobiłam bo została bym znokautowana. Znalazła się w niej pięść Oti z ściśniętym ręcznikiem. Gdy tylko chwyciłam materiał ona puściła go jak oparzona i z prędkością światła wzięła rękę. Drzwi do łazienki zamknęły się równie szybko, trzaskając głośno. Stałam osłupiała wpatrując się to w nie, to w ręcznik jak ciele w namalowane wrota. Bez patrzenia w lustro mogę stwierdzić co wyraża moja mina, a mianowicie - O co znowu chodzi?! - czyli dokładnie to co sobie pomyślałam. Wytarłam się szybko i rozczesałam palcami mokre włosy nie szczędząc im ostrych komentarzy w stylu: "Mogły byście w końcu znormalnieć!". Już dawno minęły dni kiedy rozpaczałam nad ich kolorem. Już dawno min ął czas kiedy rozpaczałam nad czymkolwiek z tym związanym. Chyba nauczyłam się nie załamywać, a przynajmniej mam z tego 3+. Czasem jeszcze zdażają mi się małe potknięcia w tej właśnie nauce... Takie jak wczorajsze dreszcze... Spuściłam głowę, ale po chwili uśmiechnęłąm się do swojego odbicia w lustrze.
Pamiętaj, ale nie przeżywaj.
Z racji tego, że ubrań też nie raczyłam wziąć ze sobą, za dobry pomysł uznałam owinięcie się ręcznikiem. Gdy tylko wynurzyłam się z łazienki w swojej wyrafinowanej kreacji z jeszcze mokrymi włosami, z których krople spływały po moich ramionach i plecach, owiał mnie chłód, ale nie to jest najistotniejsze! Usłyszałam szczęk tłukącego się szkła i szybko odwróciłam się w kierunku, z którego mnie dobiegł i zobaczyłam Oti. Jej oczy były rozszerzone do granic możliwości, a ona stała sparaliżowana z ręką wyciągniętą przed siebie. Jej twarz momentalnie zrobiła się niemiłosiernie czerwona. Spuściła wzrok jakby patrzenie na mnie paliło ją w oczy i przykucnęła. Zauważyłam błyszczące kawałki szkła, które próbowała pozbierać gołymi rękami.
-Zaraz się ubiorę i ci pomogę, poczekaj. - Powiedziałam prędko ale ona szybko potrząsnęła głową na "nie". Nic z tego jej dziwnego zachowania nie rozumiem! Na przekór jej założyłam na siebie bieliznę i podkoszulek po czym przykucnęłam przy miejscu katastrofy.
- Cholera. - Jęknęła, z jej palca na podłogę skapnęła krew. Obydwie bardzo nadużywamy tego słowa. Przyłożyła palec do ust i spojrzała na mnie chyłkiem, zawstydzona i nadal czerwona.
- Gdzie masz miotłę?- Podała mi małą miotełkę z szafki pod umywalką.- Odsuń się, ja to posprzątam.- Warknęłam może trochę za ostro bo odskoczyła w tył i zniknęła mi z oczu, ale strasznie rozzłościło mnie jej dziwaczne zachowanie. Gdy wyrzuciłam już całe potłuczone szkło i starłam z podłogi sok, spojrzałam na nią. Mój wzrok musiał ciskać piorunami bo dostrzegłam jak się wzdryga.
Czyżby zanosiło się na pierwszą kłótnię?
- O co ci chodzi?! - Syknęłam wkładając w to więcej jadu niż chciałam. Zwróciła ku mnie wzrok, którym do tej pory błądziła po pomieszczeniu, a jej oczach była jawna i rażąca skarga, to dało mi znać od razu, że odpowiedzi raczej nie uzyskam, więc tylko machnęłam lekceważąco ręką i odwróciłam się na pięcie. Na powrót przykucnęłam przy swojej szufladzie szukając czegoś do ubrania. Wyciągnęłam z niej mocno niebieską ( bodajże chabrową jeśli miała bym się poszczycić znajomością kolorów nadnaturalnych) z rękawkiem ( Uwaga! Znowu zabłysnę terminologią!) trzy- czwarte i czarne spodnie. Jeśli mam znaleźć pracę to muszę jakoś wyglądać, prawda? Naciągnęłam to wszystko na siebie. Do moich uszu doszło głośne westchnięcie, dosłownie jakby Otylia była balonikiem, z którego ktoś nagle spuścił powietrze. Spojrzałam na nią przez ramie i nagle przypomniałam sobie o czymś...
- Cz- czy to przez moje blizny? - Teraz to w moich oczach gościło skrajne przerażenie, jak mogłam zapomnieć i tak beztrosko paradować sobie z nimi na wierzchu. No tak, ja też bym była przerażona gdybym zobaczyła, że ktoś ma plecy jak po biczowaniu. Do głowy mi nie wpadło żeby je zakryć podczas gdy łaziłam w samym ręczniku.
- Blizny? - Powiedziała cicho.- Blizny. Tak. Blizny - To chyba miało mnie przekonać, ale jakoś nie zbyt wyszło. Ściągnęłam groźnie brwi, już było dla mnie jasne, że blizn w ogóle nie zauważyła.
- Nie kłam.- Rzuciłam sucho a ona aż skurczyła się w sobie.
-Przepraszam. - Wydusiła z siebie.
Coś często mnie przepraszasz...
- Idę szukać tej pracy... - Rzuciłam sucho stojąc już przy drzwiach.
- Czy mężczyźnie pokazała byś się w samym ręczniku? - Zapytała tak nagle, że sens jej słów nie potrafił do mnie dotrzeć. Zamrugałam kilka razy gapiąc się na nią. Muszę przyznać, że:
- Nie rozumiem. - Oświadczyłam skołowana.
- Nie ważne... Dzisiaj ja spróbuję zrobić obiad. - Zmieniła szybko temat. Z jednej strony jest mi to na rękę, gdyż w przeciwieństwie do jej poprzedniej wypowiedzi, tą zrozumiałam. Z drugiej strony wolała bym chyba się dowiedzieć co ma znaczyć pytanie: C z y m ę ż c z y ź n i e p o k a z a ł a b y m s i ę w s a m y m r ę c z n i k u ? Nie spuszczając jej z oczu wyszłam z mieszkania, zabierając ze sobą ciepły sweter na wypadek gdyby znów zaczęło mi się chcieć trząść. Naciągnęłam go na siebie i założyłam ręce na piersi. Zdziwienie nadal mnie nie opuściło. Jej pytanie wydaje mi się mocno dziwaczne. Nie potrafię go rozszyfrować. W gruncie rzeczy odpowiedź na nie jest prosta: NIGDY W ŻYCIU! Tak wiem, dziecinne, ale nic na to nie poradzę. Jestem już odpowiednio stara by być gotową na takie rzeczy, ba! Jestem na tyle stara, że większość w moim wieku ma takie coś za sobą, a i nawet więcej... No właśnie, ja na koncie nie mam nic, null, kompletne zero! Swoją sytuację nawet bym określiła gorzej, mój poziom oswojenia z relacjami damko- męskimi wynosi mniej więcej minus osiem. Oceniam oczywiście w skali od zera do dziesięciu. Nie dałam sobie minus dziesięć, ponieważ pozwoliłam sobie przyznać dwa punkty za ostatnią rozmowę w pociągu i wzbudzenie współczucia w "Moim ulubionym Magiku". Te oto przemyślenia skłoniły mnie do następującego podsumowania:
Ale jestem beznadziejna...
Pokręciłam z zrezygnowaniem głową. No masakra... I tyle w temacie. Czy jej pytanie właśnie to miało mi uzmysłowić? Wątpię, skąd mogła by wiedzieć, że jestem taką ofiarą w t y c h sprawach? W takim razie, nie mam pojęcia co miała na myśli. Poza zwykłym wstydem jest jeszcze jeden jego rodzaj. Bierze się on z czystego obrzydzenia, które czułam do własnej osoby. Wychodząc dzisiaj w tym głupim ręczniku zupełnie beztrosko, zapomniałam o tych pieprzonych bliznach!
***
Za sobą mam już chyba większość sklepów, sklepików, kawiarni, marketów i restauracji... Objęłam kurs dzięki, któremu udało mi się nie zgubić- w koło rynku. Co jakiś czas przybliżałam się do niego o ulice i pytałam przechodniów czy, aby sprawdzić swój zmysł orientacji. I o dziwo idzie mi nad wyraz dobrze! Gorzej z znalezieniem pracy... Gdzie bym nie weszła, od progu mogę odliczać równe 56 sekund do słów: "Nie szukamy aktualnie nikogo do pomocy.". Ale nie poddaję się! Na potwierdzenie mogę dodać, że wspinam się właśnie po schodkach do jakiegoś butiku. Otwarłam drzwi i przekroczyłam próg. Zadźwięczał dzwoneczek zwiastujący nowego klienta, a mnie powalił mocny cukrowy zapach.
Nie wiem czy wytrzymałabym tu gdybym dostała tutaj pracę.
Wszystko było takie... Takie... Różowiutkie! Różowiutkie, delikatne, kobiece, zupełnie nie w moim stylu. Powstrzymałam torsje i zaczęłam szukać kogoś z obsługi. Znalazłam kasę, za którą stała wysoka dziewczyna o zimnych, zielonych oczach. Zmierzyła mnie tym bezuczuciowym wzrokiem. Czułam jak pod wpływem tego szatańskiego spojrzenia wyparowuje ze mnie pewność siebie.
I ona miała by tu coś sprzedać? Prędzej zamrozi klienta w kamień!
- Dzień dobry! - Zaczęłam dość optymistycznie. - Szukam pracy, czy poszukujecie może kogoś do pomocy?
- Zawołam szefową, akurat jest dzisiaj. - Zabrzmiała sucho i sarkastycznie, czyli zupełnie tak jak się spodziewałam. Posłała mi krótki, paskudny uśmieszek i znikła zostawiając mnie przed ladą. Zaciekawiona ujęłam w palce jeden z naszyjników wiszących na przecenie. Był okropny. Usłyszałam śmiech idealnie pasujący do jej głosu, a po chwili pojawiła się ona i... I jeszcze raz ona? Szybko odsunęłam dłoń od naszyjnika. Jeśli to jest jej szefowa to na sto procent są siostrami, ba! Bliźniaczkami! Były identycznie oschłe. No może ta druga, która jest szefową mogła by być trochę starsza... Albo to są zmarszczki od solarium? Słyszałam kiedyś, ze to możliwe,a kolor jej skóry mógłby na to wskazywać.
Nie oceniaj kogoś kto teoretycznie mógłby ci dawać pieniądze!
Stanęła na przeciwko mnie i zaczęła mi się przyglądać, maglowała mnie tym paskudnym wzrokiem od góry do dołu i na odwrót. Jej twarz wyrażała delikatną niechęć, zwłaszcza gdy jej wzrok padał na moje włosy.
-Przykro mi, ale nie szukamy akurat nikogo, a przynajmniej nikogo o wyglądzie tak rażąco nieprzystającym do naszej renomy.
Co to w ogóle miało znaczyć? Zdziwiłam się i to porządnie. Jeszcze się nie spotkałam z tak bezlitośnie wyrażoną krytyką mojego wyglądu. Wewnątrz mnie wszystko się zagotowało, moje policzki zapłonęły, poczułam coś na miarę szczypiącej iskierki wewnątrz siebie i nie dałam rady zatrzymać w sobie słów, które wręcz wypadły ze mnie na nią:
-To dobrze, wolała bym nie mieć twarzy w kolorze przypalonej grzanki jeśli właśnie to oznacza wasza renoma. - Spojrzałam najzupełniej spokojnie, prosto w jej oczy, odwróciłam się na pięcie i wyszłam zostawiając je wbite moją śmiałością w posadzkę. Teraz już mogę ją oceniać ile mi się podoba!
Spieczony, stary, wredny, plastikowy, różowy, suchar...
Do moich uszu dobiegł dźwięk oznajmiający całkowity brak zasobów żywieniowych w organizmie. Zawstydzona jego głośnością zarumieniłam się lekko i złapałam za brzuch. Pora na przerwę! Czyżby dzisiaj znowu coś słodkiego?
***
Dobry wieczór!
Jutro moje urodzinki więc sprawiłam sobie taki oto prezent w postaci nowego rozdziału ;). Co tu więcej mówić? Jutro będę stara! Ha ha ha! Nie mam zbyt wiele więcej do powiedzenia. Idę teraz poczuć jak przemija mi młodość, dobranoc!
No i oczywiście komentujcie, wytykajcie! <3
Rozdział ciekawy. Nie rozumiem zachowania Oti, ale mam nadzieje, że w następnym zdradzisz trochę więcej. Wydaje mi się że w niektórych miejscach wstawiasz niepotrzebne wykrzykniki ale pamiętaj ze to moja opinia. Czekam na nn kochana. I wszystkiego najlepszego
OdpowiedzUsuńDziękuję :) W następnym rozdziale zobaczę jak to jest z tymi moimi wykrzyknikami, może rzeczywiście za dużo krzyczę ;)
UsuńCzy Otylia jest lesbijką?
OdpowiedzUsuńA co to by była za zabawa, jakbym odpowiadała na takie pytania? ;)
UsuńO co chodzi Otylii będzie w następnym rozdziale, spokojnie <3
Szkoda.
UsuńNajwidoczniej nie umiem się bawić, bo chciałabym wiedzieć ;)
Głupio mi o to pytać, bo nie napisałam jeszcze o twoim blogu niczego konstruktywnego, ale...
Kiedy nowy rozdział?
Szczerze mówiąc nie zaczęłam go jeszcze, ale ze mną to tak bywa, że przez większość czasu nie mam nic i potem w dwa wieczory napiszę wszystko. Potrzebuję weny i jeszcze trochę czasu. Nie potrafię dokładnie powiedzieć kiedy, ale bardzo chcę się zabrać już za niego ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby Otylia nie była dziewczyną? Wiem że to dziwne ale mam przeczucie... ;)
OdpowiedzUsuńTyle pytań, a ja nie mogę odpowiedzieć :)
UsuńO co chodzi Oti na sto procent będzie w następnym rozdziale, obiecuję ;>