Nie musiałam się już zastanawiać gdzie teraz iść. Podświadomie ciągnęło mnie do piekarni, w której byłam wczoraj. Mówiąc szczerze ciągnęło mnie do niej, do jej serników, tortów i ciasteczek od kiedy tylko drzwi kamienicy zamknęły się za mną, ale przecież nie taki był mój dzisiejszy cel, więc uśpiłam to w sobie. Szłam jak za złotą nicią, mijając bloki i przemierzając uliczki, których nigdy wcześniej nie widziałam, jakimś sposobem znałam drogę. Wiedziałam, którędy się udać żeby tam dojść. Teraz nie szukam pracy. Teraz jestem wściekła i głodna, a to w moim przypadku mieszanka wybuchowa. Nie rozglądam się po witrynach, nie wchodzę do sklepików, nikogo nie pytałam o pracę i nikt mi nie odmawia. Pozwalam działać instynktowi wyzwolonemu przez potrzebę cukru i nie myślę praktycznie o niczym ponieważ... Ponieważ jest mi przykro, a nie chcę się rozklejać. Słowa ranią, ale są gorsze rzeczy od słów. Bolą mnie spojrzenia, które pracodawcy kładą na mnie. Fakt, nie wyglądam zwyczajnie. Nie mam do tego predyspozycji. Nie wyglądam jak ich przyszły pracownik, chociaż dzisiaj się postarałam. Ubrałam się nawet dość ładnie... No dobra, ubrałam się po prostu w najbardziej kobiece ubrania jakie miałam, ale to już chyba staranie się, prawda? Teraz chcę wepchnąć w siebie spory kawałek jakiegoś ciasta wierząc, że zapcha on dziurę w moim wnętrzu spowodowaną wszystkimi dzisiejszymi odmowami, nieprzyjemnymi słowami i innymi przykrościami. Najlepiej o nich nie myśleć. Odciąć się od własnych myśli i naładować baterie czymś słodkim. Trochę wstydzę się tego, że tak szybko mnie to złamało, że tak szybko mam ochotę zapaść się pod ziemię i nikomu nie pokazywać. Często się tak czuję gdy jestem między ludźmi, a przecież jestem jednym z nich... Czy to w ogóle normalne?
Są też osoby przy, których się tak nie czuję.
Nie wiem czym różnią się one od innych osób. Niektórzy natychmiastowo zyskują moja zaufanie i przywiązanie. Na przykład Otylia. Ona nie spojrzała na mnie t y m wzrokiem. Nie spojrzała na mnie w taki sposób nawet gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy. Nie mówiła nic o moich włosach i o podkrążonych oczach, które są nieodłączną częścią mnie. Może dlatego nie miałam oporów żeby od pierwszej chwili zbliżyć się do niej. Chociaż znam ją bardzo krótko, właściwie wcale jej nie znam, to czuję, że nie jest złą osobą.
Nie skrzywdzi mnie.
Ten chłopak w pociągu też by tego nie zrobił. Magik też, chociaż jego jedynego z tej trójki oczy nie widziałam ani przez chwilę to czułam się bezpiecznie. Już chyba wspominałam, że lubię patrzeć ludziom w oczy. Wiem, to potrafi onieśmielać, ale ja tak robię. Czytam z nich wszystko co chcę o kimś wiedzieć, na nic się zdadzą sztuczki z ukrywaniem emocji czy intencji. Taki już mam dar, jeżeli tak to można nazwać.
Szkoda, że nie widziałam jego oczu. Chciała bym je zobaczyć...
***
Otworzyłam drzwi cukierni, wraz z przekroczeniem progu mimowolnie zaczęłam się uśmiechać. Uśmiechałam się sama do siebie, do wypieków schludnie ułożonych na ladzie, do ekspedientek, nawet do klientów. Uśmiechałam się mimo paskudnego humoru, który ufundował mi dzisiejszy dzień. Tak zwyczajnie, bez przyczyny, bez celu. To chyba ciepły zapach cynamonu mnie tak odurzył. Ludzie rzucali mi podejrzliwe spojrzenia, najprawdopodobniej sądzą, że coś ze mną jest nie tak, a bo to pierwszy i ostatni raz? Podeszłam do kasy i bez większego zastanawiania się poprosiłam o ćwierć blachy sernika. Starsza ekspedientka uśmiechnęła się przyjaźnie i wyciągnęła na ladę świeżą blachę, która jak podejrzewam dopiero co wyjechała z pieca. Unosiło się nad nią ciepło, dymiąc leciutko i niosąc zniewalający zapach.
- Przyjęcie rodzinne? - Zagadnęła tak jak to starsze osoby mają w zwyczaju. Wybiła mnie tym z mojego cukrowego transu. Najwyraźniej kupowanie takiej ilości ciasta musi się wiązać z przyjęciem, a jak sernik to na pewno rodzinne. Bo kto podaje znajomym na przyjęciu sernik w tych czasach? Poczułam jak kąciki moich ust opadają, mózg wraca z zaświatów, a moje ciało, to przygnębione, staje się znowu moim.
- Nie. - Odpowiedziałam cicho i spuściłam wzrok, wbiłam go w jej dłonie które z nadzwyczajną zręcznością pakowały sernik w papier. - To dla mnie... Tylko dla mnie. - Dodałam jeszcze ciszej.Nie wiem po co to w ogóle powiedziałam, ale wypadło ze mnie zanim pomyślałam.
- Rozumiem dziecko. - Otrzepała dłonie i położyła jedną na moim ramieniu. Spojrzałam na nią wstrząśnięta jej śmiałością. Jej oczy były takie... Takie brązowe! Nie wiem jak to inaczej określić! W okół nich malowały się zmarszczki, jak zresztą na całej uśmiechniętej twarzy. Były takie ciepłe, jej spojrzenie było wręcz kojące. Oblane miodem, czekoladowe tęczówki, spoglądały na mnie z taką dobrocią i opiekuńczością, że aż zadrżałam.
Chciała bym je widzieć codziennie.
- Każdy czasem potrzebuje trochę cukru. - Otrząsnęłam się z zamyślenia. Jej wzrok upadł na spory kawałek cista, który przed chwilą zapakowała i zachichotała. - Widzę, że masz spory smutek do zajedzenia?
Chciała bym je widzieć codziennie.
- Każdy czasem potrzebuje trochę cukru. - Otrząsnęłam się z zamyślenia. Jej wzrok upadł na spory kawałek cista, który przed chwilą zapakowała i zachichotała. - Widzę, że masz spory smutek do zajedzenia?
Spojrzałam na nią niepewnie, jej twarz niezmiennie ukazywała promienny uśmiech, ja też się uśmiechnęłam. Potraktowała to jako odpowiedź na swoje pytanie, poklepała mnie lekko po ramieniu i przesunęła w moją stronę pakunek.
- Dziękuję. - Szepnęłam z prawdziwą wdzięcznością, zapłaciłam i pomimo, że dzisiaj nie było tłoków tak jak wczoraj, wyszłam. Nie chciałam zostać w środku mimo iż to obiecywało ciepło i widok jej oczu. Usiadłam po turecku na tej samej ławce co wczoraj i rozejrzałam się w około. Za czym się tak rozglądam? Chyba nie ciężko się domyślić, prawda? Położyłam ciasto na nogach i delikatnie rozwinęłam papierek.
Skąd ten pomysł, że dzisiaj znowu tu będzie?
Nie mam pojęcia. Po prostu chciałam żeby tu był. Żeby oczarował mnie jeszcze raz, żeby zrobił coś, w co chcę wierzyć, że nie jest tylko wynikiem treningu, sprytu i mojej nieuwagi. Odłamałam kawałek sernika i zaczęłam go pałaszować cały czas rozglądając się za jego barczystą sylwetką w kamizelce. Odłamałam kolejny kawałek. Po magiku nadal ani śladu. Nigdzie nie było także dzieciaków, które tak tłumnie go otaczały. Westchnęłam. Pochłonęłam resztę sernika jakby była tylko malutkim ciastkiem. Przestałam się rozglądać, spuściłam wzrok i wtedy to zauważyłam.
,,Nie za dużo tych słodkości?”
To pytanie wypisane na jednej z chodnikowych płyt, którymi był pokryty cały rynek, znajdowało się tuż pod moimi nogami. Nie miałam wątpliwości kto je tutaj umieścił. Zwłaszcza, że pismo było identyczne do tego na skrawku papieru, który dostałam od niego wczoraj. Zgniotłam papier, w który było zawinięte ciasto i odrzuciłam za siebie. Stanęłam na równe nogi i zaczęłam się energicznie rozglądać. Poszukiwałam go wzrokiem dobrych kilka minut. Ludzie patrzyli na mnie krzywo jakbym to ja odprawiała tutaj jakieś czary, a przecież prawdziwe czary mają tuż pod nosem, mówiąc dokładniej- tuż pod moimi nogami!
Przecież to nie możliwe! Nigdzie go nie ma!
Żeby to sprawdzić spojrzałam pod nogi. Napis nie zniknął, może trochę go rozmazałam gdy parę razy na niego nadepnęłam, ale nadal tam był.
Jak?!
Usiadłam spowrotem na ławce. Coś zaszeleściło. Wstałam i niepewnie obejrzałam się za siebie. Na miejscu, w którym przed chwilą siedziałam leżał ten sam papier, w który zawinięte było ciasto. Na nim też było coś napisane. Poczułam jak dosłownie rozdziawiam w zdziwieniu usta. Złapałam świstek zanim zdążył odfrunąć niesiony wiatrem i przybliżyłam go do oczu. To był ten sam papier, na sto procent! Na drugiej stronie, tej nie zapisanej, były jeszcze tłuste plamy i okruszki.
,, Idź jeszcze raz do cukierni, ale tym razem spójrz co jest przyklejone na drzwiach wejściowych zamiast na ciastka.”
Dotknęłam palcem koślawych liter nadal nie mogąc w to uwierzyć. Posłuchałam rady. Otrzepałam się z okruszków i butnym krokiem, z papierem ściśniętym w pięści ruszyłam w wiadomym kierunku. Tak jak kazał, stanęłam na przeciw drzwi i rzeczywiście, coś na nich było przylepione.
,, SZUKAM POMOCNIKA!”
Głosiły napisane na szybko, duże litery na liliowej kartce.
Jak?
Skąd on do jasnej cholery wiedział, ze szukam pracy? Śledził mnie. Co on jeszcze o mnie wie? Kim on jest? Wydało mi się to oczywiście trochę niepokojące, ale przecież nie zrobił mi nic złego. Wręcz przeciwnie! Weszłam do środka i zatrzymałam się w progu. Ta sama starsza kobieta spojrzała na mnie zaniepokojona.
- Czy coś się stało? - Spytała łagodnie wychodząc zza lady i podchodząc do mnie. Jeszcze oszołomiona wlepiłam w nią swoje zdziwione oczy.
- Szuka pani kogoś do pracy? - Obejrzałam się w tył na liliową kartkę.
- A no szukam. - Uśmiechnęła się kącikami ust, już najwyraźniej rozumiała o co mi chodzi, a ja zrozumiałam, że nie wyjdę stąd dopóki mnie nie zatrudni. To jest miejsce, w którym chcę pracować. Chcę tu przychodzić codziennie! Chcę tu przychodzić, sprzątać, sprzedawać, piec i robić co tylko ona sobie ode mnie zażyczy. Jestem w stanie prosić, błagać i szantażować.
- Czy ja mogła bym? - Posłałam jej niepewne spojrzenie.
- A chciała byś? - Jej oczy błysnęły gdy mogła się ze mną tak podroczyć.
- Bardzo! - Jęknęłam piskliwie układając dłonie razem przy piersi.
- A co potrafisz? Umiesz piec?
- N- nie.- Odparłam jąkając się.
To może mnie skreślić! O nie, nie, nie!
- Ale się nauczę, jeśli trzeba! - Powiedziałam naprędce to co miałam na końcu języka, - Byłam kiedyś kelnerką, pracowałam na kasie! - dorzuciłam co tylko mogłam i spojrzałam na nią z nieopisaną nadzieją w oczach.
- Wierzę, ci dziecko. Przyjdź jutro o 4, wszystko ci pokarzę, przeszkolę cię i tym podobne. - Jej dłoń tak jak wcześniej spoczęła na moim ramieniu.
- Czy to znaczy, że ja? - Zakręciło mi się ze szczęścia w głowie, w moim wnętrzu wybuchł dziki, nieposkromiony żar. To chyba jest szczęście- ten żar.
- Tak, tak. Masz tą pracę. Wierzę w ciebie. - Powiedziała jako przestrogę. - A teraz zmykaj, idź do domu i przygotuj się na sporo nauki! - Pomachała mi palcem wskazującym przed twarzą.
Nie wytrzymałam, przytuliłam ją mocno do siebie i ucałowałam w oba policzki. Wyleciałam na rynek, w progu potrąciłam jakiegoś mężczyznę w kapturze, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Pomknęłam prosto do domu, po drodze czułam się jakbym nie dotykała stopami ziemi, jakbym była niesiona na chmurze. Chmurze z ciepłej waniliowej pary, która buchnęła za mną z cukierni.
- A chciała byś? - Jej oczy błysnęły gdy mogła się ze mną tak podroczyć.
- Bardzo! - Jęknęłam piskliwie układając dłonie razem przy piersi.
- A co potrafisz? Umiesz piec?
- N- nie.- Odparłam jąkając się.
To może mnie skreślić! O nie, nie, nie!
- Ale się nauczę, jeśli trzeba! - Powiedziałam naprędce to co miałam na końcu języka, - Byłam kiedyś kelnerką, pracowałam na kasie! - dorzuciłam co tylko mogłam i spojrzałam na nią z nieopisaną nadzieją w oczach.
- Wierzę, ci dziecko. Przyjdź jutro o 4, wszystko ci pokarzę, przeszkolę cię i tym podobne. - Jej dłoń tak jak wcześniej spoczęła na moim ramieniu.
- Czy to znaczy, że ja? - Zakręciło mi się ze szczęścia w głowie, w moim wnętrzu wybuchł dziki, nieposkromiony żar. To chyba jest szczęście- ten żar.
- Tak, tak. Masz tą pracę. Wierzę w ciebie. - Powiedziała jako przestrogę. - A teraz zmykaj, idź do domu i przygotuj się na sporo nauki! - Pomachała mi palcem wskazującym przed twarzą.
Nie wytrzymałam, przytuliłam ją mocno do siebie i ucałowałam w oba policzki. Wyleciałam na rynek, w progu potrąciłam jakiegoś mężczyznę w kapturze, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Pomknęłam prosto do domu, po drodze czułam się jakbym nie dotykała stopami ziemi, jakbym była niesiona na chmurze. Chmurze z ciepłej waniliowej pary, która buchnęła za mną z cukierni.
***
Otworzyłam drzwi na oścież. Otylia stała przy kuchence. Czułam swąd przypalonego jedzenia. Podleciałam do niej i przytuliłam ją mocno, najmocniej jak potrafiłam. Dziewczyna aż jęknęła pod wpływem mojego uścisku. Po chwili opuściłam ją, oniemiałą, spowrotem na ziemie i spojrzałam jej prosto w oczy. Chwyciłam jej policzki i wpiłam się w jej usta. Gdy się odsunęłam stała, jakby nie mogła, albo nie potrafiła się ruszyć. Jej policzki były czerwone, moje też.
Co ty właśnie zrobiłaś Nad?
- Przepraszam, na prawdę, przepraszam. Ja... Otylia! Ja dostałam pracę! Najlepszą jaką mogłam dostać!
Z jej twarzy nie zniknął rumieniec, ale widocznie się rozluźniła. Uśmiechnęła się do mnie, a ten uśmiech poszerzył się, jeszcze bardziej i bardziej. Zanim zrozumiałam co się dzieje to ona ściskała mnie i oby dwie podskakiwałyśmy wykrzykując wiwaty.
***
Budzik w moim telefonie zaryczał głośno pod moją poduszką. Uniosłam głowę i mętnym wzrokiem rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wcisnęłam twarz spowrotem w poduszkę i odrętwiałymi rękami wymacałam telefon. Wyłączyłam budzik i usiadłam na kanapie zupełnie niezdolna do jakichkolwiek czynności życiowych, a czas ucieka... Jęknęłam. Wstałam i chwiejnym krokiem poczłapałam do łazienki, tym razem nie zapominając o ubraniach i ręczniku. Pół godziny później jestem już gotowa do wyjścia i muszę się śpieszyć. Nie jestem ani trochę przygotowana na naukę, którą obiecała mi wczoraj ta kobieta, ani ociupinkę... Wyszłam zamykając za sobą drzwi i zbiegłam po schodach.
- Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś zniknąć i nic nie powiedzieć? - Krzyczał ktoś pod drzwiami wejściowymi kamienicy, rozpoznałam głos Otylii.
- Jak mogłaś?! Nie przychodź tu nigdy więcej! - Krzyczała dalej, drzwi otworzyły się z hukiem i wleciała do środka. Wpadła na mnie i stanęła jak wryta.
- Nad...
Zostawić? Jak mogłaś? Czy ona jest...? Czy Otylia...? Czy ta osoba, na którą krzyczała to...? Jeśli tak, to co ja najlepszego wczoraj zrobiłam? O cholera!
***
Dobry wieczór!
Mam tyle do powiedzenia, że aż nie wiem od czego zacząć!
Jest to niepodważalnie najdłuższy mój rozdział, nie bez powodu. Nie bez powodu również dodają go dzisiaj. Dzisiaj mianowicie na tym blogu stuknęło okrągłe 4000 wejść! Wiem, to jeszcze nie zbyt wiele, ale dla mnie to i tak ogromny sukces. Cieszę się, że mogę dawać wam tą historię. Cieszę się, że mogę dać wam ten pełen błędów ortograficznych tekst :D. Niezwykłą radość sprawia mi pisanie dla was, zwłaszcza gdy widzę, że liczba czytelników i komentarzy rośnie. Pozdrawiam was wszystkich, wszystkich razem i każdego z osobna. Jak obiecywałam po części jest tu odpowiedź na pytanie "O co chodzi Otylii?!", a przynajmniej jest tu wskazówka. Jestem niesamowicie zadowolona z tego rozdziału, nawet jeżeli nie sprawdziłam go do końca ;). Tytuł jest trochę marny, nie umiałam niczego sensownego wymyślić. Jeśli ktoś ma lepszy to PISAĆ W KOMENTARZACH!
Do napisania!
Astraothia
Super rozdział :D czekam na następny Rozdział <3
OdpowiedzUsuńDwie teorie:
OdpowiedzUsuń1. Otylia jest lezbijką
2. Otylia jest chłopakiem, który ma dziewczyne
Wow...Jeśli chodzi o tytuł to według mnie ''Dotyk Pioruna'' był by idealny. *___* Rozdział jest chyba moim ulubionym jak do tej pory. Nad wreszcie dostała prace i to w jakim miejscu! Ja sama w przyszłości chce otworzyć cukiernie, więc trafiłaś w moje gusta. Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńJeśli otworzysz cukiernie to nie zapomnij mnie zatrudnić, n
Usuńnie bez przyczyny Nad dostała taką pracę, ja uwielbiam piec!! ;)
Tytuł jest bardzo dobry co do opowiadania:D
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział ;)?
Czekam :D
Proszę się spodziewać gdzieś w okolicy świąt, może wcześniej... Nie mam bladego pojęcia >.< <3
UsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału... Oby pojawił się jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńGratulacje zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji u mnhttp://gorzki-smak-ff.blogspot.com/ie :
OdpowiedzUsuńGratulacje! Zostałeś nominowany do Liebster Award! Więcej informacji na http://historiepewnegodemona.blogspot.com/ w podstronie Liebster Award :)
OdpowiedzUsuń