piątek, 20 marca 2015

14. Zmiana trasy i roboty drogowe.



  - Nad... Nic ci nie jest?
  - Nie, nie. Wszystko ok. Tylko się nie wyspałam. - Posłałam Dominice słaby uśmiech na dowód swoich słów. W sumie to nie skłamałam. Na prawdę się nie wyspałam. Ciężko jest się wyspać gdy wraca się do domu o drugiej w nocy, a do trzeciej próbuje się okaleczyć. To nie taka prosta sprawa. Trzeba to zrobić na tyle płytko żeby się nie zabić i jednocześnie na tyle głęboko żeby bolało. Ale ja jestem już chyba specjalistką od tego...
W drodze wyjątku- jak określiła to szefowa- mogę nosić bluzkę z długim rękawem, dopóki nie zagoją się rany po "wypadku". Tak. Miałam wczoraj wypadek. Zagapiłam się i mało brakowało,a by mnie rower nie potrącił. Ale tylko mnie lekko zahaczył przez co się wywaliłam. Wywaliłam się prosto na ręce i zdarłam sobie skórę do krwi, na przedramionach. Każdemu się przecież może zdarzyć, prawda? Zwłaszcza mi. Przecież taka ze mnie gapa... Szefowa akurat nie musi wiedzieć, że wczoraj wpadłam w depresyjny szał, złapałam pierwsze co uznałam za ostre, czyli starą golarkę współlokatorki, wyrwałam z niej żyletkę, i szorowałam nią tak długo po nadgarstkach, aż psychoza przeszła mi na tyle, że byłam w stanie trzeźwo myśleć. Tą wersję zostawię dla siebie. No i jeszcze dla Otylii, która na szczęście zna się na pierwszej pomocy i opatrunkach. To nie tak, że chciałam zrobić sobie krzywdę. To nie do końca w ogóle byłam ja. To było to co powinnam była zostawić u psychiatry już dawno temu, ale nie stać mnie było na dalsze leczenie. Coś w rodzaju alter ego dążącego do autodestrukcji. Nie wspominałam wcześniej o tym? Ups. Najwidoczniej zapomniałam się pochwalić jeszcze kilkoma paskudnymi faktami, ale o tym może przy okazji.Najwidoczniej nie lubię mówić o swoich pierdolonych problemach. W sumie to nic gorszego już we mnie nie siedzi. Nic czego byście się nie spodziewali... Nic czego trzeba by było się bać i co trzeba by było leczyć. Wracając do tematu, mogę nosić bluzkę z długiem rękawem, byle by była biała. Pożyczyłam od Otylii białą bluzkę i nie muszę straszyć klientów swoimi obandażowanymi rękami. Dzisiaj ręce mi się nie trzęsą, jestem otępiała po lekach "na czarną godzinę". Staram się jakoś prezentować i dobrze wykonywać swoją pracę. Mam jednak przeczucie, że bardziej przypominam stażystę z filmu o apokalipsie zombie, niż kelnerkę w uroczej kawiarni. Zabawne.
Te proszki potrafią mnie znieczulić na tyle, że nie zwracam uwagi, na te obdzierające mnie do żywego mięcha buciki. Po kryjomu, między zamówieniami, biorę kolejną tabletkę i świat nadal pozostaje szary, ale teraz wszystko dzieje się jakby obok mnie, ja nie mam żadnego wkładu w rzeczywistość. Przeraża mnie to, że musiałam je wziąć. Miałam już nigdy ich nie brać. Miałam już wyzdrowieć i czuć się dobrze. Słyszałam kiedyś "Moja przeszłość przygotowała mnie na najgorsze.", chciała bym tak umieć powiedzieć. W moim przypadku przeszłość mnie nadwyrężyła, a każde następne nieszczęście może mnie złamać.

Nie tylko ty masz pierdolone problemy! Więc weź się w garść! 

Czy rzeczywiście, skoro jestem jedną z tysięcy nie mam prawa do odczuwania bólu? Do egoistycznego pogrążania się w smutku? Chyba właśnie o to mu chodziło. Nie wiem co mam o tym myśleć. Wiem, że poczułam się jak dziecko, które robi horror z tego, że ktoś je szturchnął. Czy moje problemy są rzeczywiście aż tak marne?
Wyprostowałam się i zmarszczyłam brwi. Mogła bym przysiąc, że słyszałam jego głos!

Przecież to nie możliwe Nad. Nie ma go tutaj. To te tabletki. Spokojnie. Do roboty!

Do roboty! Ruszyłam dalej zbierać zamówienia.
  - Co mogę podać?
  - Posłuchaj Nadzieja... - Zamarłam. Wcale nie wydawało mi się, że go słyszę. Ja go na prawdę słyszałam! On tu jest. W mojej głowie zaczęła się palić czerwona lampka. Podskoczyłam, jak dzikie, spłoszone zwierze.

Do diabła!

Mam jednak nadzieję, że nie tylko ja go widzę.
  - Niczego nie będę słuchać! - Odwróciłam się i zaczęłam zbierać zamówienia od innych, czekających gości.
  - Ale Nad!
  - Nie!
  - Ale...
  - NIE!

  - Nad, dlaczego nie obsłużyłaś tego tam przy dziesiątce? - zagadnęła mnie lekko zdenerwowana tym faktem Dominika. Stanęłam na palcach żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu i sprawdzić kogo takiego pominęłam przy stoliku dziesiątym.
  - Bo to nie jest klient! - syknęłam.
  - Że co?
  - To właśnie co słyszałaś.
  - To kim on jest jak nie klientem? Znasz go?
  - No można powiedzieć, że znam.
  - To się lepiej z nim dogadaj, bo blokuje nam stolik!
Spojrzałam na nią krzywo.

A niech na ciebie wszystkie plagi spadną...

Zrezygnowana wróciłam się do dziesiątki.
  - Albo coś zamawiasz albo wyjdź. Blokujesz stolik dla prawdziwych klientów. - warknęłam.
  - Jeśli ze mną porozmawiasz. Nad, prze...
  - Nie obchodzi mnie to. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nie przepadam za ludźmi, którzy się po mnie drą i nie liczą się z uczuciami innych, a w dodatku pochopnie ich oceniają.   - Poczułam, że do oczu cisną mi się niechciane łzy.

Nie, nie, nie! Tylko nie teraz! 

  - W takim razie poproszę sernik. - Wywróciłam oczami.
  - Czemu po prostu stąd nie wyjdziesz?
  - Wyjdę jak mi wybaczysz, a skoro żeby tu być, muszę być prawdziwym klientem to będę.
  - Po cholerę ci moje wybaczenie?
  - Potrzebne do kolekcji. - odparł, złośliwie się uśmiechając.
  - Idiota. - syknęłam ale poszłam po sernik.
Starałam się opóźnić jak najbardziej jego zamówienie, zanim dotarłam do niego z sernikiem, zdążyłam obsłużyć całą salę.
  - Po prostu zgódź się ze mną porozmawiać.
Postawiłam przed nim talerzyk i ruszyłam do dalszej pracy.

***

    Nie wiem nawet kiedy wyszedł bo starałam się nie patrzeć w jego stronę. Zostawił pieniądze na stoliku. Zostawił też spory napiwek...

W dupę se wsadź te pieniądze!

Napiwek włożyłam do przeznaczonej na to puszki stojącej przy kasie. Rzuciłam okiem na zegar wiszący nad drzwiami wejściowymi. Za pięć minut zamykamy. Cudownie!  Praca uzdrawia, mówię wam! Czuję się o wieeeele lepiej. Tabletki przestały działać jakieś 4 godziny temu, a ja nadal nie czuję chęci rzucenia się pod pociąg. Całkiem niezły wynik! Uśmiechnęłam się do siebie. Pozostało mi tylko jeszcze jedno zmartwienie. Nie mogę sobie wybaczyć tego jak go potraktowałam. Tak wiem, jestem żałosna. Najpierw go wyzywam, odrzucam jego przeprosiny, a potem mam wyrzuty sumienia. Tak, byłam dla niego zbyt ostra. On tylko powiedział prawdę. Spotkało mnie więcej nieszczęść niż przeciętnego człowieka, nie wszyscy, tracą po kolei wszystkich członków rodziny, a potem jeszcze obrywają piorunem. Ale... To wszystko już było. Muszę to zamknąć, raz a porządnie, zamknąć, pogodzić się, i nie rozdrapywać starych ran. Muszą się wreszcie zagoić. Mogło być gorzej. Mogłam to ja nie żyć. Mogłam to ja umrzeć zamiast mojej mamy... Nie poznałam jej, ale potrafię sobie wyobrazić jaki to musi być smutek, dla jakiejkolwiek matki- stracić dziecko. Mogłam umrzeć już dawno. Tak jak wielu ludzi, przez przypadek. Albo z własnej głupoty. Może przy, którejś próbie... Mogłam naciąć zbyt głęboko. Ale żyję. Może to jakiś znak? Tak, wiem, bredzę. Ale co jeśli życie doświadczyło mnie po to, bym poznała smak cierpienia i przez to mogła pomagać? Co jeśli moje doświadczenie może się jeszcze komuś przydać? Może do tego właśnie jestem stworzona? Może taki powinnam mieć cel? Pomagać, bo wiem jak ciężko może być. Muszę przestać winić świat za to co przeżyłam. Muszę mieć jakąś... Jakąś nadzieję na przyszłość. Jakiś cel.  Ja chyba po prostu zbyt zamknęłam się w swoim cierpieniu. Myślałam tylko o sobie, o swoich pierdolonych problemach. Westchnęłam zrezygnowana. Witajcie wyrzuty sumienia! Super! Po prostu zajebiście! I gdzie ja teram mam go szukać? Jak mam mu to powiedzieć? Jak ja mam się przyznać do błędu i własnej głupoty, gdy nie wiem nawet jak on ma na nazwisko. Bo to, że ma na imię Mateusz to trochę mało.
  - Cholera... - szepnęłam.
W tym mieście są pewnie setki Mateuszów! Przecież ja go nigdy nie znajdę! Pomocy! Umrę z nieczystym sumieniem! Ratunku! Żeby ruszyć dalej, muszę, na prawdę, muszę z nim porozmawiać. Przebrałam się w swoje ubrania. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak przyjemnie jest założyć trampki po całym dniu chodzenia w tym badziewiu! Rozwiązałam, do tej pory ciasno związane, włosy i przeczesałam je palcami.

A może gdyby tak...

Przesunęłam przedziałek kilka centymetrów w prawą stronę, tak, że był w prawie równej linii z łukiem mojej białej brwi.

Lepiej! Całkiem nieźle!

Uśmiechnęłam się nieśmiało do swojego odbicia w lustrze. Są może trochę zniszczone i obcięte równo, jak od linijki. Ale nie ma w nich nic czego fryzjer nie byłby w stanie naprawić. Umówię się do fryzjera! Zacznę o siebie dbać! Nie mogę całe życie wyglądać jak skrzyżowanie nieszczęścia z pechem. Nie mogę żyć w tej chorej depresji już zawsze! Ale najpierw muszę odnaleźć Mateusza...

***

     - Do widzenia! Cześć! - rzuciłam przez ramie szefowej i Dominice i wychodzę z kawiarni. Nie mam bladego pojęcia jak go znaleźć. Westchnęłam cicho i objęłam się ramionami. Robi się coraz zimniej!

 Muszę pomyśleć o jakiejś ładnej kurtce. 

Uśmiechnęłam się do siebie głupkowato. Pora na zmiany! Najwyższa pora!
Nagle poczułam jakiś ciężar na ramionach. Otuliła mnie ciepła, czarna bluza. Zdziwiona uniosłam oczy. Cały widok przesłonił mi potężny męski tors w czarnej koszulce. Uniosłam głowę wyżej i... Oczywiście! Jedno brązowe, a drugie niebieskie. Przełknęłam głośno ślinę.

I gdzie jest teraz twój niewyparzony, skory do przepraszania jęzor Nad?!

Gdzie on się podział? Gdzie on zawsze znika wtedy, gdy jest najbardziej potrzebny.
  - Ja... - stęknęłam niewyraźnie.
  - Tak? - spojrzał na mnie tym swoim beznadziejnie przenikliwym wzrokiem.
  - Przepraszam.
Zmarszczył brwi i rozejrzał się niepewnie na boki. Pewnie myśli, że się przesłyszał. Ja też, jeszcze w sumie niedawno nie wyobrażałam sobie tego, że to ja będę go przepraszała.
  - Co?
  - Przepraszam. Byłam na prawdę nie miła. Na prawdę dałeś mi do myślenia. Przepraszam...
Streściłam w skrócie, bo na prawdę lepiej będzie jak oszczędzę mu historii o żyletce. Delikatnie ujął mój podbródek i chyba chciał unieść moją spuszczoną głowę. Nie wiem. Szarpnęłam głową i zrobiłam krok w tył.
  - Przepraszam... Znowu. Nie zbyt lubię...
  - Jak ktoś cię dotyka?
  - Właśnie.
  - W takim razie to ja przepraszam. - Uśmiechnął się do mnie, to był szczery, wesoły uśmiech. Rozluźniłam spięte mięśnie.

Kiedyś się przyzwyczaję...

  - Chodź. Dzisiaj odprowadzę cię lepiej niż wczoraj. - Zauważyłam, że chciał mnie objąć ramieniem, ale w porę się powstrzymał. Zachichotałam cicho.

Matko! Jeśli to słyszysz to pewnie też jesteś w szoku! Ja CHICHOCZĘ!

Idąc przez rynek obowiązkowo rozglądałam się za swoim magikiem. Nie ma go. Albo jest, ale ja go nie widzę? Kto to może wiedzieć? To przecież magik...
  - Za kim się tak rozglądasz? - zagadnął i usłyszałam ciekawość w jego głosie.
  - Za swoim ulubionym magikiem. - odparłam bez zastanowienia, ale po chwili zaśmiałam się ze swoich słów. Jak głupio może to brzmieć dla osoby, która nic nie wie o marynarce i o tym jak znalazłam pracę?
  - Za magikiem powiadasz? - Uniósł lekko jedną brew i uśmiechnął się cynicznie.
  - Dokładnie. - Zrobiłam elokwentną minę. Zupełnie jakbym mówiła o czymś całkowicie normalnym a to on spadł z księżyca.
  - Mogę się o coś zapytać? - Zaskoczyłam go.
  - Jeśli nie chodzi o to kto i dlaczego mnie wczoraj gonił to tak. - Spojrzał na mnie niepewnie.
  - Nie. Chociaż to też mnie ciekawi.
  - Niech cię nie ciekawi. Słyszałaś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Uwierz mi, to na prawdę niebezpieczne. Nie jestem tym kim się wydaję. Ledwo się znamy... Nie chcę cię wplątywać w moje pierdolone problemy. - Westchnął ciężko.
  - A ty słyszałeś, że dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane? I, że największe problemy tworzą się z niewiedzy i nieświadomości?
  - Mądrala, i na dodatek cwana. Nie chcę sobie psuć wizerunku w twoich oczach. - Zaśmiał się. - Ej. Zmieniłaś fryzurę? - Zarumieniłam się.
  - Może.
  - Ładnie. - Zarumieniłam się jeszcze bardziej.
  - Chciałaś o coś zapytać. - Przypomniał.
  - Tak. Chciałam wiedzieć dlaczego dzisiaj przyszedłeś? - Spojrzałam mu prosto w oczy. Szybko odwrócił wzrok i skierował go gdzieś w przestrzeń. Wszędzie byle by nie na mnie- skądś to już znam. Czy przypadkiem sama tak nie robiłam?
  - Też chciałbym wiedzieć. Nie wiem. Z jakiegoś powodu czułem, że muszę. Że nie mogę cię od tak o, z tym zostawić... - Wzruszył ramionami.
Nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy do domu. Razem idzie się raźniej. Zatrzymaliśmy się przed sporymi drzwiami kamienicy. Zrobiło się niezręcznie.
  - Czyli... Wybaczasz mi?
  - Tak! A ty mi? - spojrzałam skruszona w jego oczy.
  - Tak. Całkowicie. - Uśmiechnął się lekko.
  - Too... Żegnam? - Dla żartu wyciągnęłam dłoń jak do oficjalnego pożegnania.
  - Ja również panienkę żegnam. - Na jego ustach zabłądził uśmiech. Uścisnął lekko moją dłoń i stało się coś co zaparło mi dech w piersi. Z pod rękawa wydarł się kawałek bandażu lekko nasączony krwią. Spostrzegł to i jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
  - Nadzieja... - szepnął tak cicho, że gdyby to nie było skierowane prosto do mnie, nigdy bym nie usłyszała. Szarpnęłam dłonią chcąc się wyrwać, ale bezskutecznie, był silniejszy. Mocno ścisnął moją dłoń i przyciągnął do siebie. Patrzyłam na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
  - Proszę... Puść.
Nie usłuchał mojej prośby. Zamiast tego podwinął rękaw aż do łokcia i odwinął opatrunek. Po jego minie widziałam, że już wie czego ma się spodziewać. Naszym oczom ukazały się cienkie czerwone linie.
  - Nadzieja...
Po moich policzkach pociekły łzy.
  - Nadzieja... Czy ty? Czy to przeze mnie? - W jego oczach pojawił się nagle ogromny smutek.
  - Mateusz... To nie twoja wina.
  - Nie kłam! - warknął ostro.
  - To jest część tych moich pierdolonych problemów. - wyznałam cicho spuszczając głowę.
  - Nad... Dlaczego?
  - Nie wiem. Nie kontroluję tego.
  - Proszę... Nie rób tego więcej.
  - Nie chcę.
Przygarnął mnie do siebie i zamknął w swoich ramionach. Zaskoczona również go lekko objęłam.
  - Jezu... Nigdy sobie nie wybaczę, że ci to zrobiłem. - jęknął beznadziejnie smutno.
  - To nie ty. To nawet nie ja.... - szepnęłam - To coś z czym muszę wygrać. - powiedziałam już głośniej.
  - Ubrudziłam ci koszulkę krwią.
  - Nie szkodzi. - Położył dłonie na moich ramionach i odsunął mnie lekko od siebie. Zasunęłam z siebie jego bluzę i podałam mu.
  - Dziękuję. - Uśmiechnęłam się słabo.  Bluza wróciła skąd przyszła.
  - Trzymaj się. Proszę. - Rzucił mi jeszcze jedno smutne spojrzenie i postarał się o uśmiech. Odwrócił się i ruszył w duł ulicy, a ja jeszcze długo patrzyłam jak znika w anonimowym tłumie. Osłupiała wszystkim tym co powiedział i zrobił, zapomniałam o zwisającym mi, smętnie z ręki bandażu. Weszłam na górę i zapukałam do drzwi. Oti spojrzała na mnie zaniepokojona.
 - Nad. - Zaczęła poważnie. - Czy coś się stało?
 - Poprawisz mi opatrunki? - spytałam bez wyrazu.
 - Tak. Oczywiście. Co się stało? - Bo już było przesądzone, że coś stać się musiało.
 - Spotkałam go.
 - Kogo? - W odpowiedzi uniosłam pociętą rękę.
 - Jego...

*** 

    Gdy szok minął i wszystko zostało już opowiedziane, zrobiłam porządny obiad, i wszystko wróciło do normy. Wszystko z siebie wyrzuciłam Jest mi dzięki temu lżej. Czuję się lepiej. Potrzebuję więcej takiej siebie- normalnej. Nie rozpamiętującej, użalającej się i płaczącej. Chcę wreszcie żyć normalnie. Otylia nie oceniała. Na jej nadgarstkach lśniły ledwo zauważalne prążki. Czas na poważną rozmowę!
  - Oti?
  - Tak?
  - Czy ty... Też? - Dotknęłam lekko palcem jej blizn. Wzdrygnęła się, ale na jej twarz szybko wpełzł połowiczny uśmiech.
  - Nie łatwo było, być lesbijką w chrześcijańskiej rodzinie.
Pokiwałam głową na znam, że zrozumiałam
  - Oti?
  - Taaak? - Spojrzała na mnie trochę niepewnie.
  - Czy uważasz, że powinnam iść do fryzjera?
Wybuchnęła śmiechem.
  - Taaaak! Powinnaś.
  - Sugerujesz, że wyglądam brzydko? - Ściągnęłam usta w dzióbek i zrobiłam urażoną minę.
  - Nieee... Skąd ten pomysł? - Uśmiechnęła się wrednie. U
szczypnęłam ją w ramię.
  - Ała! Głupek! Ubieraj się! Mam pomysł!
  - Jaki?
  - Idziemy do fryzjera!



***



    To już drugi post w tym tygodniu! Za bardzo was rozpieszczam! Teraz pewnie nastąpi cisza i brak weny, ale nie będę specjalnie przetrzymywać rozdzialiku.Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy! :)
Jak wam się podobają moje wypociny? Nie jest nudno? Może zabijemy jakąś postać, co wy na to? :D 
Sponsorem dzisiejszego opowiadanka jest truskawkowy kisiel. Serio. Jeśli jego by nie było to rozdziału też! xD Piszcie jakieś komentarze, albo coś... 
Może jakieś nowe domysły? Kto jest kim?  Powodzenia w zgadywaniu! Jakbym nie wiedziała to w życiu bym na to nie wpadła. ;)
A może przefarbujemy Nadziejkę na różowo? Albo na jakiś inny ciekawy kolorek?? :D
A jak tam wasze kontakty z fryzjerami? Zrobili wam kiedyś coś strasznego? ;)
Piszcie w komentarzach, chętnie poczytam. ^_^
Wczoraj nabiło się już ponad 7 tysięcy! Jestem z siebie strasznie dumna. Z siebie i, oczywiście, z tego co tu stworzyłam. Może dzisiaj znowu urządzę sobie noc spamu?? 
A i jeszcze sorki za to okropne zdjęcie na samej górze, ale tak mi pasowało!
Do napisania!


Astraothia

15 komentarzy:

  1. Jestem tak zaczarowana rozdziałem, iż powiem tylko jedno :Piękne <333
    ~Zuza
    www.zatrzymanaprzezciebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż....dzisiaj mi się nie chce pisać długiego komentarza...więc zbiorę to wszystko w jedną kupę...
    Cudo...ja się cieszę, że nasz rozpieszczasz, bo ja lubię, jak ktoś dodaje często rozdziały, jest co czytać...widać,że masz wenę, bo piszesz przecudnie i to ich spotkanie...mówiłam, że się spotkają i ciekawe jak będą wyglądać ich fryzury, jak wrócą od fryzjera :D
    Pozdrawiam i życzę weny, którą jak na razie masz... :)
    http://maybeokayff.blogspot.com
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. wow świetne! widać, że masz talent ^^
    czekam na kolejny rozdział ^^

    Mój Blog - Klik

    OdpowiedzUsuń
  4. Najpierw się zdenerwowałam i to bardzo! Nad znów histeryzuje! Przecież on chciał dobrze! Był bardzo miły, pragnął ja przeprosić, no ale pewna persona na literę "N", która została uderzona piorunem pomyślała sobie inaczej: "O! Przyszedł! Powiem mu, że jest głupi! Przeprasza mnie? Pfff! Nie przyjmę!" - Tak to mniej więcej wyglądało.
    No ale na szczęście Nadziejka zaczęła używać czegoś co znajduje się w głowie - mózgu - i w końcu przejrzała na oczy.
    Bardzo słodkie było to jak ją odprowadził ♥ Daj jej bluzę a ona "Oooo, ciepełko..." - więc jej nie oddała <: Podobało też mi się gdy on ujrzał jej ręce. "Czyy... to jest kkkkrewwww?" (Takie moje czytanie między wierszami huehue). No i w końcu się przytulili! BUHAHAHA ( juz nie chcę pisać jakie rzeczy stały się między wierszem w tej scenie ♥ )
    Wiem już co będzie dalej! To bardzo przewidywalne! On się jej oświadczy, ona to przyjmie, wezmą ślub, będą mieli dzieci i będą szczęśliwą rodziną! Tak, tak właśnie będzie.
    ~Oreuis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między wierszami się zboczuchu nie doszukuj! Tam nic nie ma. xD
      Jest tylko to co napisałam. ;p
      Bardzo ładna w ogóle ta Twoja wersja zdarzeń. I na pewno tak będzie. Bo przecież u mnie zawsze jest miło i przewidywalnie, nie?
      To, że ich tak szybko pogodziłam to tylko moja dobra wola, jednorazowa dobra wola! ;p

      Usuń
    2. Oj mam inne zdanie od siostry [(Oreuis) bycie bliźniaczką nie zobowiązuje do tego samego zdania]
      Zabij kogoś! Tak! Będzie fajnie! Niech pobiją Mata! Ooo! Mam pomysł! Nad będzie sobie szła na spacerek i zobaczy Mateusza, będzie chciała do niego podejść, ale ktoś go zaatakuje! Będą mu grozić! Powalą go na ziemię i powiedzą mu, że wyrwą mu oczy (mhihi) - rasiści. Będą uważać, że chłopak jest odmieńcem! Nadzieja będzie chciała go uratować, ale tamci bandyci ją zobaczą i też ją będą chcieli skrzywdzić, bo one też jest taka inna!
      No ale na końcu oni (Nad i Mat) im uciekną, będą mieli traumę i takie tam.
      Ta dam! To świetny rozwój wydarzeń - taki rzeczywisty i prawdopodobny! Gdzie tam ślub i wesołe życie!
      Życzę weny ♥
      K.T.

      Usuń
  5. Świetne !
    Cieszę się, że tak często dodajesz rozdziały!

    Pozdrawiam :*
    http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział CUDOWNY!<3 nie zabijaj nikogo ;) myślę że Nadzieja ładnie by wyglądała w jasnym brązie ;-) mam nadzieję że Nad i Mat dalej będą się spotykać (może nawet zostaną parą ;3 - fajnie by było :D)
    Nadal zastanawiam się kim może być ten magik ( może to ten chłopak z pociągu? Nie wiem :( )
    Czekam na następny rozdział! :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiele pytań... I każde pozostawię bez odpowiedzi. ^_^

      Usuń
  7. Poprawiłam teksty:)
    Zapraszam ponownie :www.zatrzymanaprzezciebie.blogspot.com
    ~Zuza

    OdpowiedzUsuń
  8. kurde przez pierwszą chwilę myślałam, że to wszystko dzieje się naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd wiesz, że się nie dzieje...? Dum dum dum duuum....

      Usuń
  9. Wow *_* boski rozdział. Już nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne i cudne, i czekam, i :3

    OdpowiedzUsuń