środa, 20 maja 2015

16. Cwaniak!

    Po mieszkaniu rozszedł się głośny pisk i syczenie.
 -  AAAAAA!! CO TO DO KURWY BYŁO?! Ja pierdolę!
Momentalnie usiadłam na kanapie z szeroko otwartymi oczami.
 - Co jest kurwa? - wyszeptałam zaspanym i przerażonym głosem. Na moje kolana spadło coś ciężkiego i... zamiauczało? Podniosłam się lekko żeby w każdej chwili być gotową do ucieczki. Zapaliło się światło i dopiero wtedy udało mi się wyrwać z sennego zamroczenia. Zmrużyłam oczy, którym nie podobała się taka pobudka. Białe meble i ściany wcale nie pomagały. Rozejrzałam się w około. W progu stała równie przerażona Oti. Ulżyło mi, że to nie złodziej albo coś jeszcze gorszego. Przestałam się szykować do ataku i wzięłam głęboki wdech aby się uspokoić. W tym samym momencie, w którym przestałam się bać zaczęłam być wściekła.
 - Co ty odpierdalasz? Czego tak się drzesz po nocach?! - Zmierzyłam ją ostrym wzrokiem.
Do moich uszu dobiegło cichutkie syczenie. Tuż przed moją twarzą wyprężył się czarny koci ogon.

 A no tak...

 - Co ja odpierdalam?! Co TO jest?! - Wymownie wyrzuciła rękami w przód, wskazując na prężącego się z nienawiści zwierzaka.
 - Kot kurwa, nie widzisz?! - syknęłam marszcząc brwi.
Otylia przetarła zmęczoną twarz i spojrzała na mnie jak matka, której dziecko właśnie przyniosło do domu ósme zwierzątko w tym tygodniu i na dodatek jest to pająk, albo jeszcze gorsze paskudztwo.
 - No kurwa widzę, że kot. Tylko nie wierzę! Wiedziałam, że to o to ci chodziło, po prostu wiedziałam...
Westchnęła głośno i weszła głębiej do mieszkania. Rzuciła torbę koło mojej kanapy i usiadła na jej oparciu.
 - No to jak wiedziałaś to się było spodziewać. Drzesz się jak pojebana w środku nocy. - warknęłam.
Pochyliła się lekko i oparła ręce na kolanach. Spojrzała na mnie i na wtulającego się w mój brzuch kota. Parsknęła cichym śmiechem i pokręciła głową. W jej oczach błysnęło rozbawienie.
 - Spodziewałam się, ale chyba nadepnęłam puchatemu na ogon.
 - Och...
Chwyciłam szybko ogon "puchatego" i sprawdziłam jego stan z czego nie był zbytnio zadowolony.  Na szczęście wszystko w porządku, stać mnie na kuwety i karmy, ale nie na nowy ogon.
 - Bardziej oryginalnego kota nie dało się znaleźć? No przysięgam, tyle ich łazi po mieście a ty upolowałaś akurat takiego z kolorowymi oczami? Serio? Jak?
 - No tak właściwie to sam się przypałętał. - Wzruszyłam ramionami i pogłaskałam zwierza. Czułam jak rozluźnia się pod wpływem mojego dotyku, choć cały czas patrzy na Oti ze strachem w tych swoich kolorowych oczach.
 - Ej czekaj... Jedno niebieskie, drugie brązowe!
 - Noooo... Nieźle się złożyło nie? - Uniosłam brwi i postarałam się o rozbrajający uśmiech prosto z reklamy pasty do zębów. Poklepałam Puchatego po łebku.
 - Ale jak?!
 - Jak wszystko u mnie. Przypadkiem. - Zaśmiałam się lekko.
 - Aż ciężko uwierzyć czasem...
 - W porównaniu do niektórych rzeczy w moim życiu, łatwo przychodzi mi uwierzenie, że ten kot to przypadek....
 - Idziesz dalej spać?
Sięgnęłam po telefon żeby sprawdzić godzinę.

 Ja nie mogę... ale jestem głupia...

Dobrze, że Oti mnie obudziła bo ja, bardzo mądrze, wyłączyłam telefon. Ciekawe jakby mnie obudził? Dopiero co dostałam robotę a już mi się śpieszy do zwolnienia. Włączyłam go choć ciężko było wstukać pin jeszcze śpiącymi palcami.
 - Chyba już mi się nie opłaca...
 - To co? Herbaty?
 - Herbata jest dobra na wszystko...
Uśmiechnęła się kącikiem ust i ruszyła do naszej małej kuchni. To mieszkanie jest definitywnie przykładem na to, że nawet bez ścian da się coś wykombinować! Ludzie zawsze gadają o tym ile pokoi ma ich mieszkanie, jakby to miało być jakimkolwiek wyznacznikiem. Nie ważne ile, ważne jak się to zagospodaruje. Śpię w kuchnio- jadalnio- salono- przedpokoju i wcale nie jest mi z tym źle. Siedząc w "jadalni" przy stole mogę sięgnąć do lodówki i jednocześnie cały czas mieć na oku swoją zieloną kanapę. Oti okupuje sypialnie, której w sumie to jeszcze nawet nie widziałam.
Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i oparłam brodę na kolanach. Oti umyła nasze kubki i wyciągnęła jeden woreczek herbaty. Oto szybka lekcja oszczędzania. Jedna torebka herbaty starcza nawet na trzy kubki, to potwierdzone naukowo. Tak nie robi ktoś kto całe życie miał wszystko pod nosem. Kto codziennie w domu miał świeże bułki. Tak robią osoby, które musiały choć raz zadbać nie tylko o siebie jednocześnie nie mając ani grosza. Dużo można się o kimś dowiedzieć obserwując jego drobne zwyczaje. Spojrzałam ze smutkiem na nią, ale szybko otrząsnęłam się wzrok gdy ona odwróciła się do mnie przodem.
 - Tooo... jak to było z tym Puchatym? - Postawiła kubki na stole i usiadła na przeciwko.
 - Chciała byś jakąś ciekawą historię czy starczy prawdziwa? - Uśmiechnęłam się lekko złośliwie na co ona sparodiowała głupkowato mój wyraz twarzy.
 - Żądam żeby były w niej fajerwerki i jednorożce! No opowiedz po prostu!
 - Siedziałam tu i umierałam z nudów, wtedy on zaczął miauczeć na klatce schodowej, na dole. No i poszłam po niego. Był taki wystraszony...
Spojrzałam na kota, a właściwie kociaka bo był jeszcze malutki, jak szuka czułości nawet u krzesła owijając się w okół jego nogi.
 - Czyli zostaje z nami? - Spojrzała na mnie jakby dawała mi ostatnią szansę na wycofanie się.
 - Oczywiście, że tak! Zobacz jaki jest słodki! - Na potwierdzenie podniosłam go z ziemi i delikatnie postawiłam na swoich kolanach. naciągnął się jak surykatka żeby zobaczyć co jest na stole. Poklepałam go lekko po głowie i uśmiechnęła się szeroko.
 - No jest... Trzeba będzie iść z nim do weterynarza, kupić mu karmę, kuwetę, żwirek... - Zaczęła wyliczać na palcach.
 - No to kupię, w końcu po coś dostaję wypłatę. - Pokazałam jej język.
 - Oby tylko nie był zapchlony!
Wzdrygnęłam się lekko, bo przecież to bardzo możliwe, a ja nie stroniłam od czułości do Puchatego. Spojrzałam na niego i dokładnie przeczesałam palcami jego futerko. Miękkie i gładkie, to aż dziwne jak na kota podwórkowego.
 - Mam wrażenie, że on już raz miał dom...
 - Myślisz?
 - Jest za czysty, za ładny.
 - W takim razie...
 - Nie! - Przerwałam jej szybko zanim powiedziała to czego nie chciałam usłyszeć. - U nas też będzie mu dobrze. - powiedziałam hardo z zaciętą miną.
 - Nad... A co jeśli on komuś uciekł?
 - No to najwidoczniej miał powód. To jest kot a nie dziecko, nikomu nie stanie się nic strasznego jeśli on zaginie, zwłaszcza jeśli on znajdzie nowy, dobry dom.
 Kocie oczy spojrzały na mnie, spojrzałam prosto w nie, ale patrząc na niego nie widziałam już tylko kota. Wyobraźnia mimo mojej woli podsuwała mi przed oczy obraz jego twarzy. Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy.
 - Myślisz o nim... Czy to przez niego chcesz go zatrzymać? Przecież on...
 - Pomógł mi... Bardzo.
 - Pomógł?
Uśmiechnęłam się do niej słabo i sięgnęłam po herbatę. Upiłam mały łyk i zawisłam nad strumieniem pary.
 - Czasem tak jest, że ktoś musi nami wstrząsnąć. Poza tym... On jest dobry.
 - Dobry? - Spojrzała na mnie unosząc wysoko brwi.
 - Przyszedł dzisiaj, właściwie to wczoraj. Przyszedł do mnie do pracy. Tylko po to żeby przeprosić... Miał rację. Nie mogę się pogrążać w swoich smutkach. Strasznie mi teraz głupio.
Widziałam jak jej oczy otwierają się szeroko a usta lekko rozchylają, po chwili jednak spuściła głowę i również zawisła nad swoim kubkiem.
 - Rozumiem. - powiedziała cicho, a ja wiedziałam, że na prawdę rozumiała. - Nad?
Podniosłam na nią oczy.
 - Tak?
 - Nie zakochuj się w nim.
 - Co? - Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam, ale nie... Nie przesłyszałam się ani trochę.
 - On jest niebezpieczny. Nie bez powodu gonił go jakiś mafiozo z bronią. Pozostaje też kwestia tego skąd wie gdzie pracujesz?
Odchyliłam głowę w tył jakby patrzenie w sufit miało mi coś dać.
 - Wiem.

***
    Gdy herbata się skończyła było już jasno, a Oti prawie spała przy stole. Przeciągnęłam się na krześle. 
 - Idź spać. Oti? - Szturchnęłam ją w ramię na co ona podskoczyła przestraszona.
 - Co? - mruknęła.
 - Idź spać.
 - Ah. Tak. Spać. - wyszeptała, po czym jak zjawa, szybko przemknęła do swojej sypialni. Przeczesałam palcami włosy i uśmiechnęłam się szeroko do siebie. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy wraz z odżywkami od Andżeliki i ruszyłam do łazienki. Muszę się szybko wybrać żeby jeszcze kupić Puchatemu wszystko co potrzebne do jego kociego życia, ale najpierw...
 - A niech to szlag... - szepnęłam do siebie.
W umywalce czekały na mnie wczorajsze bandaże, które zamoczyłam żeby odeszła od nich krew. Najpierw robota, a potem przyjemności. Wyprałam je starannie po czym rozwiesiłam.

 No! To teraz czas uprać siebie!

***

   Chyba jeszcze nigdy nie spędziłam tak dużo czasu w łazience! Poprawiłam kosmyk który spadał mi na oczy i ubrałam się w ciemne dżinsy i niebieski, luźny golf. I tak za chwilę będę musiała wskoczyć w to wdzianko z krainy cukierków. Zza drzwi dochodziło głośne miauczenie. Uchyliłam je żeby Puchaty mógł wejść, ale widocznie on nie miał takiego zamiaru. Stał tylko w progu i patrzył na mnie przechylając drobną, czarną główkę. 
 - Dziwak z ciebie, wiesz?
Wyminęłam go i zaczęłam szukać swojego telefonu i kluczy. Kot wiernie towarzyszył mi zaglądając wraz ze mną do każdego konta aż do momentu, w którym zauważył marynarkę magika. Dalej wisiała na oparciu kanapy. Zupełnie o niej zapomniałam... Powąchał jej rękaw i chyba coś go w niej zaciekawiło bo zaczął krążyć w okół niej, a potem łasić się.
 - Ej, ej! Bo całą ukudlisz! - Zabrałam mu ją z pola widzenia i sama zaczęłam się jej przyglądać. 
 - Co ci się w niej tak spodobało? Przecież to mój ulubiony magik, nie twój.
Może to magiczny prezent od magika? Wolała bym nie. To już by było chore. Czemu ja przyciągam samych dziwaków? A no tak, bo sama nim jestem... Postanowiłam znaleźć go dzisiaj po pracy i oddać mu ją.  Oby dzisiaj był na rynku bo nie wiem jak inaczej mogłabym go znaleźć. Poskładałam ją starannie i delikatnie ułożyłam w torbie. Nie wiem jak obchodzić się z marynarkami, mam tylko nadzieję, że Puchaty przez noc nie zdążył się do niej porządniej zabrać, i że ja w żaden sposób jej nie popsułam. Odszukałam wreszcie swoje klucze i mogłam ruszać. Na razie nie wzięłam torby, i tak przecież będę musiała się tu wrócić z rzeczami dla Puchatego.
 - Zaraz wracam. - Zwróciłam się do zwierzaka jakby to miało obchodzić, ale on już spał. Gdy tak leżał zwinięty na moim nie pościelonym "łóżku" dopadło mnie wrażenie, że idealnie tu pasuje. Wyszłam na obdrapaną klatkę schodową i zamknęłam za sobą drzwi na klucz żeby pod moją nieobecność nikt nie ukradł Otylii albo Puchatego. Jak widać bardzo szybko znalazł imię. Nawet nie musiałam się nad nim zastanawiać.

***

    Ruch był ogromny! Domyślałam się, że w sobotę przyjdzie więcej osób niż w dni robocze, ale nie spodziewałam się, że aż tyle! Ledwo nadążam biegając od stolika do stolika, i od stolika do kasy. Powoli zaczynają mi się mylić numery zamówień. Godzinę temu zapomniałam jak się nazywam. Staram się nie myśleć o tym jak bardzo wszystko mnie boli. Ukradkiem spoglądam na zegar, ale czas dla mnie stanął w miejscu. Za dużo ludzi! Wszyscy gadają, chcą czegoś, wołają mnie... Mam nadzieję, że szybko znajdzie się jeszcze jedna pracownica, przynajmniej na soboty!
 - Gorąco polecam ślacek pliwkowy. - Uśmiechnęłam się miło do pary siedzącej przy stoliku. Dopiero po kilku sekundach, gdy oni parsknęli śmiechem zdałam sobie sprawę ze swojej gafy. Oblałam się buraczanym rumieńcem.
 - Eeeee.... To znaczy placek. Placek śliwkowy. - wymamrotałam pod nosem.
 - To my poprosimy dwa kawałki tego ślacka! Brzmi pysznie!
Nie było potrzeby żebym zapisywała to zamówienie, raczej je zapamiętam. Wciąż czerwona az po czubki uszu odwróciłam się sztywno i ruszyłam po ślacek.

***

    Po całym dniu patrzenia na słodycze jakoś straciłam na nie ochotę, ale postanowiłam wciąć trochę ciasta dla Oti. Czekoladowe będzie dobre? Mam nadzieję. Ułożyłam je delikatnie w torbie jednocześnie wyciągając z niej marynarkę aby zapobiec wszystkim możliwym wypadkom. Pora znaleźć magika! Pożegnałam się z Dominiką i wyszłam na rynek aby zasiąść na tej samej ławce, na której pożerałam wtedy ciasto. Nie musiałam długo czekać aby go zobaczyć. Pod arkadami jednego z budynków okalających rynek wyczarowywał różę dla jakiejś dziewczyny. Poczułam lekkie ukłucie w sercu, które jednak przeszło gdy zobaczyłam jak jedna ręka wręcza kwiat, a druga zwinnie opróżnia portfel dziewczyny. Zaśmiałam się cicho i wywróciłam oczami. Więc to tak wyglądają kulisy magii. Nie zdziwiło mnie to, spodziewałam się. Na wszelki wypadek przeniosłam portfel w bezpieczniejsze miejsce. Tak, schowałam go w staniku. Wstałam z ławki i ruszyłam w jego stronę. Gdy byłam już kilka metrów od niego odwrócił się do mnie przodem. Głowę miał spuszczoną, kapelusz zakrywał jego oczy a jego cień okalał resztę. Dostrzegłam na jego ustach połowiczny uśmiech. Nagle odwrócił się i ruszył wzdłuż arkad. Zdziwiona najpierw stanęłam w miejscu, a dopiero po chwili zaczęłam za nim biec. Wstąpiłam za filary  i spojrzałam w kierunku w którym mi uciekł ale nie został po nim nawet ślad.

 Znowu ta sama sztuczka!

 - Robisz się nudny! Ten trik już widziałam. - mruknęłam do siebie.
 - Ja? Nudny? - usłyszałam tuż za plecami i poczułam ciepły oddech na uchu. Otworzyłam szeroko oczy, a marynarka wypadła mi z rąk, jednakże nie spadła na ziemię. Szybko odwróciłam się, ale jego już tam nie było. Dostrzegłam go jak stoi już pod ratuszem. Ubrał marynarkę, teatralnie się ukłonił i odszedł. Pogoń za nim i tak nie miała by sensu, znowu by gdzieś pewnie zniknął, poza tym oddałam mu marynarkę czyli misja wykonana. Nie było po co go gonić. Dalej jednak odczuwałam pewien niedosyt. Chciałam w końcu go poznać.

***

    - Wróciłam!
Położyłam torbę na stole.
 - Mam dla ciebie ciasto! 
 - Ciasto? Dobrze słyszałam? Masz ciasto?!
Otworzyłam torbę ale żadnego ciasta w niej nie było. 
 - Co jest do cholery?
Wywróciłam ją do góry dnem i wtedy wypadła z niej karteczka. Oti schyliła się żeby ją podnieść po czym przeczytała na głos:
 - Dziękuję za zwrot. Skąd wiedziałaś, że lubię czekoladowe? Twój ulubiony i juz nie głodny magik.
 - A to cwaniak!


***

Cześć! Dawno się nie odzywałam, wiem. Już jestem z powrotem. Matury napisane, niektóre lepiej, niektóre gorzej, ale najważniejsze, że to już koniec. xD
Mam nadzieję, że rozdzialik się podoba. :) Mam nadzieję, że was nie zanudziłam bo w sumie akcji jako takiej jest tu niewiele. Pamiętajcie, że w następnym Nad idzie chlać z Otylią. Już ja tego bez żadnej akcji nie przepuszczę! Mam nadzieję, że nie ma zbyt wiele błędów, starałam się no ale niestety... jest jak jest. O ile się nie mylę w przyszłą niedzielę mojemu blogowi stuknie roczek. :) Może narysuję coś z nim związanego z tej okazji? Ciężko powiedzieć bo wena albo jest albo jej nie ma. ;) No to do następnego ludziska! Dobranoc. <3



Astraothia


18 komentarzy:

  1. Rany, jak mi się ten rozdział podoba! Jest taki lekki i wesoły. Nadal uważam, że kot, Mat i Magik mają ze sobą coś wspónego. No i już nie mogę się doczekać następnego!
    Zapraszam do siebie:
    three-momths.blogspot.com
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to udało mi się coś osiągnąć. Ostatnio dostałam burę, że za często Nad wymusza na czytelniku współczucie. Bardzo starałam się napisać coś mniej depresyjnego. ;)

      Usuń
  2. Ja wiem swoje i ten kot to... Mat! yhym.
    Chyba Ci się palec omsknął, bo napisałaś:
    "Nie zakochuj się w nim" , a powinno być" Zakochuj się w nim" :> heh Mądry Centaur znajduje te błędy C:
    Podobała mi się ta scena z magikiem, ale i tak szipuję... (a teraz uwaga!) Mad, Madzieja? Nat, Nadeusz? Mateja? eh... to chyba źle brzmi... :< w każdym bądź razie oni są ze sobą, mimo iż na razie tego nie napisałaś - czytanie między wierszami.
    Oti i Nad nie mogą się upić! Albo mogą... C: I wtedy przujdzie po Nadziejkę Mat i się nią zajmie :)) słodkoo.

    Oreuis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadeusz? O nie! To oni nie mogę być razem jak to tak brzydko brzmi! ;p

      Usuń
    2. Masz jeszcze tyle opcji do wyboru :c

      Usuń
    3. Otii i Nad :3 błagam.
      Odzieja XD

      Usuń
  3. Cieszę się, że nareszcie dodałaś rozdział. Ten magik jest coraz bardziej interesujący. Może to ten chłopak z pociągu, a może Mat lub ktoś z jakiejś mafi? W każdym bądź razie mam nadzieje, że jeszcze o nim "usłyszę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę. Najbardziej z tego, że znów mam czas aby coś dla was tworzyć. :)

      Usuń
  4. Mat jest magikiem i okradł jakiegoś mafioso.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieeee mój komentarz się nie dodał.
    Kurde w morde.
    Dobra w skrócie to napisałam , że rozdział mi się mega podobał czekam na więcej, bla bla, bla bla.
    Kiedy następny, bo nie wiem za bardzo?

    Pozdrawiam Nadzieja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale...ale.... ja tak bardzo lubię długie komentarze...
      Jak to się mogło stać?!
      Uczcijmy to minutą ciszy! [*]
      E he he he he... Nowy rozdział? Jaki nowy rozdział?
      Nie mam bladego pojęcia. ;_____;
      Do tego potrzeba weny i siły, a czesem bywa z tym ciężko. Mam nadzieję, że nie będziecie czekać tyle ile czekałyście na ten. ;)

      Astraothia

      Usuń
  6. Czy tylko ja chcę lesbijskiego związku między Nad i Otii? ;-; Bardzo chcę ;--;
    Matury Zdane!! Jeeej^^ mam nadzieję, że dobrze ci poszły ;)
    Kotek jest taki słodki, a ja chcę mieć skunksa^^
    Magik jest fajny, lubię magika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odzieja brzmi tak słooodkoooo! <3
      Co do pójścia matur to wiem tylko, że przeszły, ale nie wiem jakim krokiem szły. ;_____;
      Ja zawsze chciałam mieć świnkę.
      Nazwała bym ją Bekon. :3
      Hahaha, wszyscy lubią magika, a nikt go tak na prawdę nie zna. xD

      Usuń
    2. Wszyscy go lubią bo jest tajemniczy :3
      Też chciałam mieć świnkę, w dodatku w czerwonej kamizelce :3

      Usuń
  7. Wowo jestem zachwycona. Świetny rozdział !

    Pozdrawiam:*
    http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopiero niedawno natrafiłam na twojego bloga i bardzo i się spodobał dlatego...
    Nominuje cię do Liebstera!
    Więcej tutaj: http://nocnilowcy.blogspot.com/2015/06/lba.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana przeze mnie do LBA. Więcej informacji na: http://zanimsloncepojdziespac.blogspot.com/2015/06/lba.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń